Przyszłość powstania wielkopolskiego zależała nie tylko od determinacji Polaków, ale także – a może przede wszystkim – od postawy zachodnich aliantów. Francja i Wielka Brytania miały inną wizję powojennych Niemiec. Na szczęście dla Polaków sytuacja w Europie zmieniała się niczym w kalejdoskopie. Ostatecznie o losach Wielkopolski zdecydowała konferencja pokojowa w Paryżu.
Wojska wielkopolskie na ulicach Poznania, 1919, fot. IPN
„Gdy zmrok zapadał, rozpoczęli żołnierze niemieccy strzelaninę w kierunku Prezydium Policji. Niemcy ustawili tutaj dwa karabiny maszynowe i wśród ogólnego popłochu skonsternowanej ludności, rozpoczęli ogień w kierunku „Bazaru”, między innymi w okna, gdzie mieszka Paderewski […]. Ze strony polskiej zrazu nie odpowiadano, usiłowano dojść do jakiegoś porozumienia i uniknąć rozlewu krwi. Gdy jednak strzały nie ustawały, gdy szereg osób odniosło rany, Straż Ludowa poczęła odpowiadać na strzały i zarządziła środki bezpieczeństwa mające chronić przechodniów” – tak pierwsze chwile powstania wielkopolskiego opisywała w specjalnym komunikacie Naczelna Rada Ludowa.
Polacy za wszelką cenę chcieli udowodnić światu, że zostali sprowokowani. Co innego Niemcy. Dla nich wybuch walk był następstwem precyzyjnie przygotowanego spisku. Rebelii, która nie tylko godziła w berliński rząd, ale również w zachodnich aliantów. Oto bowiem Polacy zamiast spokojnie czekać na ustalenia zbliżającej się pokojowej konferencji, postanowili chwycić za broń i załatwić sprawę po swojemu.
Dyplomatyczny kontredans wzmagał się wraz z postępem walk. O rezultacie powstania miała bowiem zdecydować nie tylko siła oręża, ale też moc argumentów. A może nawet przede wszystkim ona.
Korona blokuje Francję
Marzenia, które w chwili wybuchu I wojny światowej wydawały się nieledwie mrzonką, cztery lata później nieoczekiwanie przybrały realny kształt. Polska po 123 latach niewoli odzyskała niepodległość. Zdecydował o tym szczęśliwy splot okoliczności – klęska Niemiec i Austro-Węgier, przy jednoczesnym upadku powiązanej z aliantami carskiej Rosji. Oczywiście solidną cegiełkę do tego dołożyli sami Polacy, gotowi budować zręby organizacji politycznych i wojskowych, a do tego wydeptywać ścieżki na politycznych salonach Europy i USA, niemniej… w tym burzliwym czasie los młodego państwa nadal w dużej mierze zależał od postawy wielkich mocarstw.
Działo „Barbara” z baterii artylerii ciężkiej na stanowisku pod wsią Zatom Stary k. Międzychodu, luty 1919, fot. IPN
A tu sytuacja pozostawała mocno dynamiczna. „Niemal od chwili zawarcia rozejmu w Compiègne odżyły dawne konflikty i uprzedzenia. Między państwami zwycięskiej koalicji przygotowującymi się do otwarcia konferencji pokojowej, wyraźnie wystąpiły dwa stronnictwa: brytyjskie i francuskie” – zauważa w jednej ze swoich książek Marek Rezler, historyk i znawca powstania wielkopolskiego.
Francji zależało na maksymalnym osłabieniu Niemiec. Przeciwwagę dla nich miała stanowić przede wszystkim odrodzona Polska. I dlatego właśnie podczas negocjacji we Compiègne marszałek Ferdinand Foch zaproponował, by na froncie wschodnim niemieckie wojska cofnęły się poza linię pierwszego rozbioru Rzeczpospolitej.
Propozycję szybko jednak storpedowali Brytyjczycy. Rząd w Londynie obawiał się wzmocnienia francuskich wpływów. Skończyło się na wycofaniu Niemców do granic sprzed wybuchu wojny. Wraz z upływem czasu ku stanowisku brytyjskiemu coraz wyraźniej zdawali się skłaniać Amerykanie.
„Roman Dmowski, jeden z liderów akcji państwowotwórczej, z pobytu w Stanach Zjednoczonych przywiózł wiadomość, że sekcja polska słynnej Inquiry, czyli amerykańskiej Komisji Przygotowawczej do Konferencji Pokojowej otrzymała instrukcję, aby nie zajmowano się ziemiami zaboru pruskiego” – podkreśla historyk Stanisław Sierpowski w publikacji na temat międzynarodowych aspektów powstania wielkopolskiego.
Głos Włoch był w tym kontekście mniej znaczący, choć i oni – jak tłumaczy z kolei Rezler – skłaniali się ku stanowisku brytyjskiemu. Powód? Liczyli na wsparcie swoich aspiracji do ziem po Austro-Węgrach. W efekcie, w obliczu zbliżającej się konferencji pokojowej, Francja była coraz bardziej osamotniona. A to nie wróżyło Polsce dobrze.
„To samo, co w Irlandii”
Oczywiście niepodległość była już faktem. Pozostawało jednak pytanie, co z ziemiami zaboru pruskiego – choćby Wielkopolską? Francuzi wiedzieli, że w politycznych gabinetach sprawy przybierają coraz bardziej niepożądany obrót. Poczęli więc sugerować Polakom rozwiązanie siłowe. Wielkopolska do powstania przygotowywała się od dawna, czekała jednak na stosowny moment. A ten zdaniem Naczelnej Rady Ludowej, czyli głównego przedstawicielstwa Polaków w zaborze pruskim jeszcze nie nadszedł.
Jeszcze 18 listopada 1918 roku jej przedstawiciele wysłali do kanclerza Rzeszy, Friedricha Eberta list, w którym deklarowali: „NRL nie zamierza osłabionych Niemiec ni siłą, ni odcięciem dowozu żywności podstępnie napadać”. Na razie nieformalne polskie władze stały na stanowisku, że o przyszłości Wielkopolski zdecyduje kongres pokojowy.
Sytuacja szybko się jednak zmieniła. 26 grudnia 1918 roku do Poznania przyjechał Ignacy Jan Paderewski, który już niebawem miał objąć tekę premiera w polskim rządzie. Patriotyczne wystąpienia Polaków wywołały kontrmanifestację Niemców. Atmosfera w mieście stała się napięta do granic możliwości, padły pierwsze strzały, a potem wypadki potoczyły się z prędkością lawiny. Oddziały powstańcze w mgnieniu oka opanowały Poznań, a w kolejnych tygodniach – niemal całą Wielkopolskę.
Stanowisko CKM pod Czarnkowem. Fot. IPN
Dla Niemców to był szok. „Polacy burzą kruchą międzynarodową równowagę. Chcą przesuwać granice, nie czekając na ustalenia dyplomatów” – argumentowali. Sami Polacy znaleźli się w niezręcznej sytuacji. Zaczęli lawirować. Naczelna Rada Ludowa, ale też Komitet Narodowy Polski w Paryżu, a nawet rząd w Warszawie jak tylko mogą starają się unikać słowa „powstanie”.
Józef Piłsudski co prawda posyła do Poznania gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego, by ten przejął dowodzenia nad zrywem, ale jednocześnie podkreśla, że w regionie ciągle jeszcze istnieje władza Niemiec. Wszyscy z zapartym tchem czekają na to, co zrobią zachodni alianci.
A tu wahadło coraz wyraźniej zaczęło się przechylać w stronę Polski. Francuzi trwali przy swoim stanowisku. Politycy mieli przy tym silne poparcie opinii publicznej. Nazajutrz po wybuchu walk w Poznaniu, lewicowy dziennik „La Victoire” pisze: „proces odrodzenia Polski nie zakończy się tak długo, jak Poznańskie, Śląsk i Gdańsk pozostaną w rękach Prusaków”.
Tego jednak można się było spodziewać. Większym zaskoczeniem była postawa Brytyjczyków. Jeszcze pod koniec grudnia 1918 roku raport na temat powstania sporządził płk Harry Wade. Stał on na czele misji wojskowej, która towarzyszyła Paderewskiemu, więc mógł naocznie przekonać się o sytuacji w mieście. Wade – jak pisze Sierpowski – odnotował, że w przededniu walk Niemcy agitowali na rzecz tworzenia oddziałów zbrojnych, represjonowali polskich mieszkańców, a w dodatku traktowali prowincję jak terytorium okupowane, wywożąc z niej różnorakie cenne materiały.
„Uznał to za całkowicie sprzeczne z warunkami zawieszenia broni [wynegocjowanymi w Compiègne – przyp. red.]” – podkreśla Sierpowski. Raport Wade’a przyczynił się do tego, że władze w Londynie zaczęły spoglądać na aspiracje Polaków z mniejszą niż dotąd rezerwą. 8 stycznia 1919 roku wystosowały notę z wezwaniem, by Niemcy powstrzymali się od „wszelkich prowokacji wobec Polaków na ziemiach zaboru pruskiego”. Berlin odpowiedział nad wyraz ostro. Ton depeszy można ująć krótko: „robimy to samo, co wy w Irlandii”. Arogancja ubodła Brytyjczyków do żywego. Polacy mogli zacierać ręce.
Foch gasi słońce
Działanie metodą faktów dokonanych opłaciło się. 16 lutego 1919 roku w Trewirze zachodnie mocarstwa podpisały z Niemcami układ przedłużający rozejm w Compiègne. Pod naciskiem marszałka Focha, zostały do niego włączone ziemie Wielkopolski. Alianci zdecydowali się zachować status quo. Walki zostały zamrożone na linii frontu. Polacy zachowali swoje zdobycze, zaś o przyszłości kontrolowanych przez nich ziem miała zdecydować konferencja pokojowa.
Niemcy nie zamierzali jednak składać broni. Wzdłuż linii demarkacyjnej raz po raz dochodziło do starć. A w maju Berlin odrzucił aliancką propozycję traktatu, który formalnie miał zakończyć I wojnę światową. Zakładał on m.in. przekazanie Polsce znaczących obszarów zaboru pruskiego. Władze Republiki Weimarskiej zdołały opanować trawiący państwo chaos, a teraz szykowały się do operacji „Wiosenne słońce”.
Półmilionowa niemiecka armia miała nie tylko odbić Wielkopolskę, ale też rzucić na kolana odradzające się polskie państwo. Tu jednak ponownie do akcji wkroczyli Francuzi. Marszałek Foch zagroził, że jeśli Niemcy ruszą na Polskę, Francuzi uderzą w nich od zachodu. Poskutkowało. Ostatecznie o kształcie polsko-niemieckiego pogranicza zdecydowała konferencja pokojowa w Paryżu. Wielkopolska weszła w granice Rzeczpospolitej, a zamieszkujący ją Polacy ostatecznie mogli otrąbić sukces.
Podczas pisania korzystałem z:
Marek Rezler, Powstanie wielkopolskie 1918–1919. Spojrzenie po 90 latach, Poznań 2008
Stanisław Sierpowski, Aspekty międzynarodowe powstania wielkopolskiego, [w:] „Przegląd Zachodni” 2008, nr 4, s. 73-102
Antoni Czubiński, Zdzisław Grot, Benon Miśkiewicz, Powstanie wielkopolskie 1918–1919. Zarys dziejów, Warszawa–Poznań 1978
autor zdjęć: IPN

komentarze