Podejmowane od lat przez MON inicjatywy sprawiają, że szeregi polskiej armii sukcesywnie rosną. Rozwiązania zawarte w ustawie o obronie ojczyzny w jeszcze większym stopniu mają zachęcać do służby wojskowej. W osiągnięciu celu, którym jest zwiększenie liczebności sił zbrojnych, ma pomóc m.in. uproszczenie procedur dla kandydatów do wojska.
Wojsko 23 kwietnia 2022 roku weszło w nową rzeczywistość – od tego dnia zaczęła obowiązywać ustawa o obronie ojczyzny, a wraz z nią pojawiło się wiele zmian dotyczących funkcjonowania armii. Znaczna ich część odnosi się do systemu naboru do wojska i pozyskiwania ochotników. Działania podejmowane w tym kierunku nie są niczym nowym – to konsekwencja realizowanego od lat priorytetu Ministerstwa Obrony Narodowej, którym jest zwiększenie liczebności sił zbrojnych. Nowe rozwiązania ustawowe mają jednak sprawić, że szeregi armii powiększą się jeszcze szybciej, a wojsko – dzięki oferowanej stabilności zatrudnienia, dobremu pakietowi socjalnemu i proponowanym możliwościom rozwoju – będzie mogło śmiało konkurować na cywilnym rynku pracy.
Cenne inicjatywy
W 2015 roku polska armia liczyła około 95 tys. żołnierzy zawodowych. Wtedy powstały pierwsze konkretne plany przyspieszenia modernizacji wojska i tworzenia nowych jednostek wojskowych. W konsekwencji tego pojawiła się potrzeba zwiększenia szeregów armii. Nie okazało się to jednak takie proste. – W okresie funkcjonowania obowiązkowej służby zasadniczej, kiedy żołnierze byli w koszarach non stop, wojewódzkie sztaby wojskowe (WSzW) i wojskowe komendy uzupełnień (WKU) nie musiały podejmować żadnych dodatkowych działań, by zasilać szeregi nowymi rekrutami. Po zawieszeniu poboru w 2008 roku i w początkach uzawodowienia armii sytuacja diametralnie się zmieniła. Nagle się okazało, że wojsko, pozbawione regularnego dopływu ochotników, nie ma oferty, która pozwoli zainteresować cywilów służbą, co w rezultacie przełoży się na wzrost liczebności sił zbrojnych – mówi Mateusz Kurzejewski, wicedyrektor Centrum Operacyjnego MON. Wyzwaniem stało się także utrzymanie na odpowiednim poziomie zasobów rezerwowych. Wojskowi wiedzieli, że z powodu zawieszenia poboru szeregi rezerwistów będą się szybko kurczyć.
Już w 2009 roku powstał pomysł organizowania turnusów służby przygotowawczej. Była ona adresowana do ochotników, którzy nigdy wcześniej nie pełnili służby wojskowej. Trwała cztery miesiące, a całość kończyła się egzaminami, po których ochotnicy mogli rozpocząć służbę w powstałych w 2010 roku narodowych siłach rezerwowych (NSR). Choć takie rozwiązanie w założeniu miało pozwolić na pozyskiwanie żołnierzy rezerwy i część osób postawiła właśnie na bycie wyszkolonym rezerwistą, to dla zdecydowanej większości służba przygotowawcza stała się drogą do armii zawodowej.
Podczas gdy NSR nie do końca się sprawdziły (nigdy nie osiągnięto zakładanej liczebności na poziomie 20 tys.), to samo zainteresowanie służbą przygotowawczą sukcesywnie rosło. Na organizowane trzy razy w roku turnusy zgłaszało się więcej chętnych, niż wojsko było w stanie przeszkolić. Bywało, że ochotnicy miesiącami musieli czekać na powołanie, więc w praktyce szkolenia przechodziło rocznie zaledwie około 5 tys. osób.
W ciągu następnych lat MON podejmowało kolejne inicjatywy, mające zwiększyć liczbę żołnierzy. W 2017 roku zostały utworzone Wojska Obrony Terytorialnej, dziś liczące ponad 32 tys. żołnierzy. Jednym ze źródeł pozyskiwania ochotników do służby stał się też np. uruchomiony w 2017 roku program przeszkolenia wojskowego „Legia Akademicka”, adresowany do studentów. Trzy pierwsze edycje były organizowane w dwóch modułach, podstawowym i podoficerskim, i kończyły się egzaminami oraz zdobyciem odpowiednio stopnia szeregowego lub podoficera rezerwy. W czwartej edycji po raz pierwszy zostało przeprowadzone szkolenie oficerskie. W sumie w czterech edycjach Legii Akademickiej ponad 16 tys. studentów z ok. 70 uczelni ukończyło z sukcesem część praktyczną, stając się żołnierzami rezerwy. Wielu z nich postanowiło związać się z wojskiem na stałe.
W tym samym czasie MON wprowadziło program edukacyjny dla uczniów klas średnich „Certyfikowane wojskowe klasy mundurowe”, którego celem było przygotowanie młodzieży do służby wojskowej (dziś te klasy działają równolegle z oddziałami przygotowania wojskowego). W 2021 roku w takich klasach uczyło się ponad 11 tys. uczniów, potencjalnych kandydatów na żołnierzy. Ci, którzy ukończyli tego rodzaju edukację, mogli liczyć na pewne przywileje. – To m.in. dodatkowe punkty przy ubieganiu się do armii, wojskowej akademii czy w szeregi WOT-u, ale też możliwość odbycia skróconej służby przygotowawczej. Wielu absolwentów skorzystało z tych przywilejów. 1100 osób, czyli ponad 40% uczniów spośród tych, którzy w ubiegłym roku skończyli edukację w klasach wojskowych, zostało powołanych do różnego rodzaju form służby – wylicza ppłk Waldemar Krzyżanowski, do 23 kwietnia szef Wydziału Komunikacji Biura ds. Programu „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”.
Wojsko coraz bardziej otwierało się na cywilów posiadających stosowne wykształcenie i kwalifikacje. Dziś mogą oni uczestniczyć w kursach oficerskich we wszystkich czterech wojskowych uczelniach: Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu, Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie oraz Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie, a także w kursach na kaprali organizowanych w szkołach podoficerskich: Wojsk Lądowych w Poznaniu, Marynarki Wojennej w Ustce, Sił Powietrznych w Dęblinie oraz Sondzie w Zegrzu.
Zwiększyć obroty
To wciąż było jednak zbyt mało. Przełomem w polityce rekrutacyjnej resortu stała się zainaugurowana w 2018 roku przez ministra Mariusza Błaszczaka kampania „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”. Spoty informacyjno-promocyjne pojawiły się w lokalnej prasie i telewizji, były też udostępniane m.in. w środkach transportu miejskiego i na wiatach przystankowych. Banery z logo kampanii zawisły na ogrodzeniach większości jednostek wojskowych w całym kraju, oklejono nimi także busy transportowe sił zbrojnych.
– W podejściu do naboru ochotników do armii główny nacisk położyliśmy jednak na zmianę filozofii: wojsko nie może jedynie czekać na zgłoszenia, musi przejąć inicjatywę i zabiegać o kandydatów. Bo to nie kandydat ma być dla nas, a my dla niego. Dlatego zaczęliśmy od zmiany profilu działalności terenowych organów administracji wojskowej, czyli wojewódzkich sztabów wojskowych i wojskowych komend uzupełnień. To te instytucje jako pierwsze mają kontakt z kandydatem, dlatego ich rola w rekrutacji musiała stać się kluczowa – tłumaczy Kurzejewski.
W teren ruszyły więc mobilne zespoły rekrutacyjne złożone z pracowników i żołnierzy WSzW i WKU oraz lokalnych jednostek. Pojawiały się one w centrach handlowych, ośrodkach sportu, na rynkach miejskich, a także w popularnych kurortach letnich i zimowych podczas ferii czy wakacji. Młodzi ludzie mogli z pierwszej ręki uzyskać informacje o służbie wojskowej, lokalnych jednostkach, dostępnych ścieżkach kariery i perspektywach rozwoju. – Tylko w pierwszym miesiącu trwania kampanii przeprowadzono 165 inicjatyw rekrutacyjnych. Już po nich liczba wniosków o przyjęcie do służby zawodowej i WOT-u znacząco wzrosła, o 66% więcej było też podań o powołanie do służby przygotowawczej – mówi Kurzejewski.
Wymierne efekty kampanii sprawiły, że wojsko postanowiło pójść za ciosem. W 2020 roku decyzją ministra Błaszczaka utworzono Biuro ds. Programu „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”, którego jednym z zadań stało się opracowanie koncepcji optymalizacji procesu naboru w szeregi sił zbrojnych.
Na efekty nie trzeba było długo czekać: we wrześniu 2020 roku wojsko wprowadziło nowy system rekrutacji, dopasowany do młodych, mobilnych obywateli. Jednym z jego elementów stał się wojskowy portal rekrutacyjny Zostanzolnierzem.pl, umożliwiający aplikację do wojska przez internet. – W znaczący sposób uprościł on nie tylko samą rekrutację, lecz także kontakt z wojskiem. Dla młodych ludzi, którzy przez internet załatwiają dziś wiele różnych spraw, stało się istotne, że akces do służby mogą zgłosić w kilka minut, nie wychodząc z domu, za pomocą komputera czy telefonu – przyznaje ppłk Krzyżanowski.
Działalność rozpoczęły też wojskowe centra rekrutacji (WCR), powoływane doraźnie przez wojewódzkie sztaby wojskowe. – To była zupełna nowość, która – głównie z powodu sprawnego przebiegu całej procedury – stała się ogromną zachętą dla kandydatów. Wiedzieli, że jak stawią się w WCR-ze, to w ciągu jednego, maksymalnie dwóch dni – po pozytywnym przejściu podstawowych badań lekarskich i psychologicznych oraz rozmowy kwalifikacyjnej – otrzymają kartę powołania na szkolenie wojskowe, z konkretną datą i miejscem stawienia się. To odejście od biurokracji i skomplikowanych procedur było strzałem w dziesiątkę – mówi kpt. Piotr Prokop, do 23 kwietnia rzecznik prasowy Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Szczecinie. Magnesem przyciągającym ochotników okazało się także skrócenie trwającej wcześniej cztery miesiące służby przygotowawczej i ograniczenie jej do 28-dniowego szkolenia podstawowego (szkolenie specjalistyczne dla chcących kontynuować służbę zostało przeniesione do jednostek).
Chętni do służby pozytywnie przyjęli te zmiany. Potwierdziły to m.in. wyniki badań Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej przeprowadzonych w październiku 2020 roku, a dotyczących oceny funkcjonowania WCR-ów wśród osób, które przeszły w nich rekrutację. Aż 95% badanych było bardzo zadowolonych lub raczej zadowolonych z rekrutacji w WCR-ze, dla 75% ankietowanych kontakt z tą placówką wzmocnił chęć do podjęcia służby wojskowej, dla 87% kontakt z nią wytworzył lub wzmocnił pozytywny obraz Wojska Polskiego.
Odzwierciedleniem pozytywnych opinii były też liczby. – Takie podejście zmieniło sytuację. W porównaniu z analogicznymi okresami przed wprowadzeniem nowego systemu ostatni kwartał 2020 roku i pierwsze półrocze 2021 roku pokazały 30-, 40-procentowy wzrost liczby osób, które powołano do różnego rodzaju służby wojskowej – podkreśla ppłk Krzyżanowski.
Pójść za ciosem
Mimo sukcesu związanego z nowym systemem rekrutacji wojsko nie zamierzało na tym poprzestać. – Chcąc utrzymać wysoki poziom, musimy działać aktywnie, zachęcać ochotników i wychodzić do nich z nowymi propozycjami i możliwościami – mówi Kurzejewski. Teraz stało się to możliwe dzięki zmianom, które wprowadziła ustawa o obronie ojczyzny. Wojewódzkie sztaby wojskowe i wojskowe komendy uzupełnień zostały zastąpione wojskowymi centrami rekrutacji, gdzie na ochotników czeka nowa oferta. Obok możliwości zostania terytorialsem, udziału w kursach, studiów w wojskowych akademiach pojawiła się np. dobrowolna zasadnicza służba wojskowa, składająca się z 28-dniowego szkolenia podstawowego oraz trwającego do 11 miesięcy szkolenia specjalistycznego. – Formuła służby jest bardzo elastyczna. Jeśli ktoś zakończy tę przygodę na tym pierwszym etapie, zostanie po prostu dobrze przeszkolonym rezerwistą. Z kolei osoby, które zdecydują się na więcej, będą mogły wstąpić do służby zawodowej już jako wyszkoleni specjaliści. Ten czas kilkunastu miesięcy może być dla niektórych pomocny w podjęciu świadomej decyzji o zostaniu żołnierzem zawodowym – tłumaczy Joanna Lipka, rzeczniczka prasowa WCR-u w Szczecinku.
Z takiej możliwości zamierza skorzystać Natalia Liszewska z Rypina. W 2019 roku ukończyła edukację w klasie mundurowej, a gdy dowiedziała się o rozwiązaniach wprowadzanych ustawą, postanowiła zgłosić się na szkolenie. – Moim zdaniem to najbardziej atrakcyjna forma służby ze wszystkich dotychczasowych. Nie zostanę po miesiącu rzucona na głęboką wodę, tylko przez 11 miesięcy będę zdobywała doświadczenie i umiejętności, by potem móc aplikować do służby zawodowej – mówi Natalia. Jak dodaje, niezwykle istotne jest to, że zarobki ochotników dobrowolnej służby będą na takim poziomie jak zawodowców (4560 zł miesięcznie), ponadto zyskają możliwości rozwoju i nabycia uprawnień na koszt wojska. We wniosku o powołanie kandydat może bowiem wpisać te uprawnienia czy kwalifikacje, których zdobyciem na koszt armii jest zainteresowany. – Myślę, że w pracy nikt nie lubi stagnacji, więc dobrze jest wiedzieć już na początku swojej zawodowej drogi, że ma się szansę na awanse i rozwój. Wojsko to wszystko daje. Sama planuję skorzystanie z możliwości zdobycia prawa jazdy kategorii C, być może też uprawnień nurka. Będę wykorzystywała pojawiające się szanse. I choć wiem, że ten rodzaj służby można przerwać w dowolnym momencie, to mam w sobie na tyle determinacji, aby dążyć do celu i służyć w szeregu z zawodowcami – zaznacza Natalia.
Zachęty pojawiły się także w odniesieniu do innych form służby, np. dla osób chcących podjąć wojskowe studia na jednej z czterech akademii. Ci, którzy kształcenie rozpoczną już po wakacjach, na I roku będą odbywać dobrowolną zasadniczą służbę wojskową i miesięcznie otrzymywać 4560 zł. W odniesieniu do kształcących się już podchorążych (z wyjątkiem tych na ostatnim roku nauki) nowością jest nadanie im od II roku studiów statusu żołnierzy zawodowych oraz przyznanie wynagrodzeń zależnych od posiadanego stopnia i roku kształcenia. Kwoty są kilkukrotnie wyższe niż te, które podchorążowie dostawali przed wejściem w życie ustawy, i wynoszą od 4560 zł dla szeregowego na pierwszym roku studiów do 5472 zł dla sierżanta na ostatnim roku nauki w akademii. Dla wielu wojskowych studentów wzrost wynagrodzeń to bardzo dobra informacja – zastrzyk gotówki pomoże im w realizacji pozauczelnianych pasji, zainteresowań, niektórzy część pieniędzy z pewnością odłożą.
Kpr. pchor. Dawid Hybner, który studiuje logistykę w Wojskowej Akademii Technicznej, też ma konkretne plany pod tym względem. – Powodem podjęcia studiów wojskowych nie były dla mnie pieniądze, ale z pewnością mogą one stanowić jeden z czynników motywujących do wybrania wojskowej kariery. Ja sam nie pochodzę ze zbyt zamożnej rodziny, więc dzięki podwyżce wynagrodzenia na pewno będę mógł odciążyć finansowo moich bliskich, a co więcej, nawet wesprzeć moją mamę, która jest na emeryturze – podkreśla. Przed wejściem w życie ustawy jako kapral otrzymywał miesięcznie 1600 zł. Wyższe wynagrodzenia dostaną też kształcący się na kursach oficerskich i podoficerskich.
Elastyczne rozwiązania
Po wejściu w życie ustawy nowe możliwości zyskali też żołnierze rezerwy. Lepsze wykorzystanie ich potencjału ma zapewnić podział na rezerwistów aktywnych i pasywnych. Wśród tych pierwszych znajdą się osoby po przeszkoleniu wojskowym i przysiędze wojskowej, które nie ukończyły 55 lat, w przypadku osób mających stopień podoficerski lub oficerski – 63 lat. Ich obowiązkiem będzie udział w szkoleniach: raz na kwartał przez co najmniej dwa dni oraz jednorazowo przez 14 dni co najmniej raz na trzy lata.
W gronie takich osób znajdzie się Jarosław Prędki, do stycznia 2021 roku żołnierz zawodowy służący w 2 Brygadzie Zmechanizowanej w Złocieńcu. Z wojska odszedł z powodów osobistych, po przesłużeniu 15 lat. – Bycie w rezerwie aktywnej i pojawianie się w koszarach co jakiś czas to dla mnie żaden problem. Cieszę się, że będę mógł właśnie w taki sposób utrzymać kontakt z wojskiem, a ponadto doskonalić swoje umiejętności podczas ćwiczeń i szkoleń. Dobrze być gotowym do działania w różnych sytuacjach. Nie ukrywam też, że biorę pod uwagę powrót do armii – przyznaje mł. chor. rez. Prędki. Podczas służby w rezerwie aktywnej mężczyzna, podobnie jak inni mu podobni, będzie mógł na swój wniosek zostać skierowany do służby w polskich kontyngentach wojskowych poza granicami państwa na stanowisku przewidzianym dla żołnierzy zawodowych.
Do pasywnej rezerwy trafiły z kolei osoby, które nie złożyły przysięgi (np. po kwalifikacji wojskowej) oraz te, które ją złożyły, ale nie są zainteresowane służbą w wojsku. Armia będzie mogła je wezwać na obowiązkowe ćwiczenia, w tym jednodniowe, krótkotrwałe (do 30 dni), długotrwałe (do 90 dni) oraz rotacyjne (łącznie do 30 dni), odbywane z przerwami w ciągu danego roku kalendarzowego.
Z myślą o zwiększeniu szeregów MON postanowiło też rozszerzyć formułę programu „Legia Akademicka” – w szkoleniu będą mogli brać udział nie tylko studenci, lecz także absolwenci studiów wyższych – oraz wprowadzić program stypendialny dla studentów cywilnych kierunków zapewniających kwalifikacje przydatne wojsku. Natalia Liszewska zauważa, że wojsko jest dziś jedną z wielu propozycji dostępnych dla młodych ludzi, jeśli chodzi o wybór ścieżki zawodowej. – Ale sama obecność na rynku pracy już nie wystarcza. Firmy zdają sobie sprawę, że potencjalnego pracownika muszą czymś zachęcić, przekonać. Wojsko nie jest w tym odosobnione, a co więcej, na tym tle wypada bardzo dobrze. Daje kandydatom szeroką ofertę i wybór – dodaje.
Armia zachęca i motywuje jednak nie tylko tych, którzy stoją przed wyborem zawodowej drogi. Bo podobnie jak na rynku cywilnym wyzwaniem bywa utrzymanie pracownika na etacie, tak i wojsku zależy na tym, by żołnierze służyli jak najdłużej. Cywilne firmy kuszą awansami, bonami, wyjazdami, ale i armia ma tu wiele do zaoferowania. To nie tylko różnego rodzaju dodatki finansowe i prawo do wielu świadczeń socjalnych (np. dofinansowanie do wakacji), lecz także gwarancja zatrudnienia, prawo do zakwaterowania i rozwoju. A do tego dochodzą kolejne bonusy wprowadzone ustawą, w tym świadczenie motywacyjne, większe możliwości awansowania czy prawo do korzystania z opieki zdrowotnej poza kolejnością w placówkach wojskowych.
Czy nowe rozwiązania zachęcą młodych ludzi do włożenia munduru, pokaże praktyka. Jedno wydaje się pewne: w społeczeństwie jest potencjał i wojsko chce go wykorzystać, oferując elastyczne rozwiązania, dzięki którym każdy może w armii znaleźć miejsce dla siebie. I bez względu na to, czy pozostanie rezerwistą, żołnierzem zawodowym czy terytorialsem, będzie to kolejny krok na drodze do liczniejszej armii.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Michał Niwicz, Sebastian Brzezina/ 6 BPD, Łukasz Kermel/ 17 BZ
komentarze