moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Musisz się szkolić tak, jak będziesz walczył

Przepłynęliśmy łącznie prawie 7 tys. Mm, odwiedziliśmy 14 portów, braliśmy udział w kilku ćwiczeniach. Prowadziliśmy m.in. operacje rozminowania na wodach Holandii, Łotwy, Polski. A wszystko po to, by sprawdzić wyszkolenie załóg i wydajność sprzętu – mówi kmdr por. Michał Dziugan, który przez cztery miesiące dowodził Stałym Zespołem Sił Obrony Przeciwminowej NATO.

Wydaje się, że dopiero co pojawiła się informacja, że będzie Pan stał na czele Stałego Zespołu Sił Obrony Przeciwminowej NATO Grupa 1, a już przyszedł czas na podsumowanie tej misji. Szybko zleciało…

kmdr por. Michał Dziugan: Rzeczywiście. Polski Kontyngent Wojskowy Morze Północne rozpoczął działalność 17 września 2021 roku. Żołnierze, którzy weszli w jego skład, najpierw dołączyli do amerykańskiego sztabu, by wspólnie z nim pokierować siłami SNMCMG1 [Standing NATO Mine Countermeasures Group One] podczas ćwiczeń „Joint Warrior”. Samodzielne dowodzenie zespołem objęliśmy 2 października, a na początku roku, 12 stycznia, przekazaliśmy obowiązki kolegom z Estonii.

Jak wyglądał sztab, na którego czele Pan stał?

Składał się z 13 osób, a jego trzon stanowili Polacy wywodzący się z różnych jednostek wojskowych 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. W sumie było nas dziesięcioro, a w swoim gronie mieliśmy m.in. oficera walki minowej, oficera operacyjnego od taktyki działań morskich, medyka, logistyka, oficera prasowego czy specjalistę od łączności. W sztabie służyli też trzej koledzy z Norwegii, Bułgarii i Estonii. Oprócz stałej obsady trzech członków nieetatowych pełniło dodatkowe funkcje. I tak do sztabu dołączył specjalista od działań nurkowych – najpierw był to oficer z Portugalii, potem z Holandii. Pracowali z nami też dwaj Niemcy – specjaliści od bezpieczeństwa pożarowego i nawigacji. Sztab był więc dość liczny, co zapewniało dużą elastyczność i swobodę dowodzenia.

I choć głównie polski, nie operował z polskiego okrętu.

Faktycznie, dowódca zespołu wraz ze sztabem zazwyczaj lokowany jest na okręcie ze swojego kraju, ale trudno tu mówić o żelaznej regule. Po nas dowodzenie zespołem przejęli Estończycy, a okręt flagowy wydzielono z Łotwy. W przeszłości, dokładnie w 2011 roku, z pokładu naszego „Czernickiego” operował sztab belgijsko-holenderski, zaś Amerykanie, którzy dowodzili zespołem przed nami, operowali z pokładu niemieckiego okrętu FGS „Elbe”. Na tę samą jednostkę trafiliśmy my. Wszystko to wpisuje się w politykę NATO, które dąży do integracji wojsk. Z drugiej strony, dla nas był to test mobilności. Spakowaliśmy się w skrzynie, wsiedliśmy na pokład wojskowego samolotu, a potem wraz z całym wyposażeniem zostaliśmy przerzuceni do Wielkiej Brytanii. W krótkim czasie byliśmy gotowi do działania. Wariant ten realizowaliśmy po raz pierwszy i muszę przyznać, że istniejący w siłach zbrojnych system logistyczny pod tym względem spełnił wszystkie nasze oczekiwania.

Skupmy się zatem przez chwilę na samym zespole. Czym jest i jakie są jego zadania?

SNMCMG1 to jeden z czterech stałych zespołów morskich NATO, który w głównej mierze operuje w północnej części Europy. Skupia się przede wszystkim na utrzymaniu swoich sił w bardzo wysokiej gotowości, jako sojuszniczy element VJTF [Very High Readiness Joint Task Force]. Mamy tutaj do czynienia z trzema elementami. Pierwszy polega na zgrywaniu sił wewnątrz zespołu, czyli tzw. FIT [Force Integration Training]. Załogi okrętów regularnie trenują w swoim gronie na przejściach między portami. Drugi element to szersza współpraca międzynarodowa w ramach jednorodnych lub niejednorodnych grup zadaniowych, czyli udział w ćwiczeniach z innymi okrętami należącymi do państw NATO, ale też do partnerów spoza Sojuszu, jak Finlandia czy Szwecja. Trzeci natomiast to operacje rozminowania, podczas których załogi poszukują niebezpiecznych obiektów, przede wszystkim z czasów II wojny światowej, po czym przeprowadzają ich neutralizację albo informacje o nich przekazują lokalnym służbom. Wszystkie te zadania mają pomóc w osiągnięciu zasadniczego celu – utrzymaniu zespołu w stałej gotowości do realizacji zadań na wypadek kryzysu lub konfliktu.

Na tym jednak nie koniec. Zespół pełni też funkcje dyplomatyczne. Wiążą się one z akcentowaniem obecności na morzu – prezentacją bandery NATO i bander narodowych, budowaniem i rozwijaniem kontaktów w portach czy szerzej – w państwach, które odwiedza. Ten niezwykle ważny segment działalności został w ciągu ostatnich dwóch lat mocno wyhamowany przez pandemię. Mniej było oficjalnych spotkań, okręty nie otwierały swoich pokładów dla zwiedzających. Dopiero teraz powoli się to zmienia. I dobrze, bo działalność operacyjna nie może być zawieszona w próżni. NATO konsekwentnie buduje swój wizerunek, wychodzi do ludzi.

Co przez te cztery miesiące udało się wam osiągnąć?

Przepłynęliśmy łącznie prawie 7 tys. Mm, odwiedziliśmy 14 portów, braliśmy udział w kilku ćwiczeniach. Oprócz wspomnianych „Joint Warrior”, już po przejęciu dowodzenia od Amerykanów, wykonywaliśmy zadania wspólnie z polskimi okrętami podczas operacji „Solidarna Belona” na Zatoce Pomorskiej. Do tego dodać trzeba trzy PASSEX-y, czyli krótkie ćwiczenia złożone z wybranych epizodów taktycznych. Zrealizowaliśmy je wspólnie z okrętami marynarek Polski, Łotwy oraz Estonii, i to w ciągu zaledwie jednego tygodnia. Zespół prowadził operacje rozminowania HOD Ops [Historical Ordnance Disposal operations – poszukiwanie min pozostałych po minionych konfliktach wojennych] na wodach Holandii, Łotwy, Polski i dodatkowo działania przeciwminowe u wybrzeży Niemiec, gdzie każdy z okrętów przeszukiwał ten sam rejon.

A wszystko po to, by sprawdzić wyszkolenie załóg i wydajność sprzętu. Z kolei w Kłajpedzie na Litwie zaliczyliśmy pierwsze w historii wspólne ćwiczenia SNMCMG1 z Batalionową Grupą Bojową NATO. Zgodnie ze scenariuszem na okręcie dowodzenia FGS „Elbe” podłożony został improwizowany ładunek wybuchowy. Pokład należało przeszukać i odpowiednio zabezpieczyć, a ładunek przenieść na ląd i zneutralizować.

Oprócz tego oczywiście regularnie aranżowane były wewnętrzne treningi, czy to całego zespołu, czy załóg poszczególnych okrętów. Można zatem powiedzieć, że wycisnęliśmy z tej misji, ile się dało. Całemu sztabowi należą się gratulacje, tym bardziej że działaliśmy w trudnych warunkach. Plany zwykle układaliśmy w kilku wariantach, a pierwotne zamierzenia często musieliśmy weryfikować.

Dlaczego?

Z różnych powodów. O tej porze roku na Bałtyku i na Morzu Północnym pogoda bywa zmienna i sztormowa. Doświadczyliśmy tego już w pierwszych dniach misji, kiedy musieliśmy przejść z Belfastu do Londynu. Dwa dni przed opuszczeniem portu potwierdziło się, że na Kanale Angielskim [kanał La Manche] panują fatalne warunki. Wysokość fal sięgała 5 m. W dodatku prognozy nie dawały wielkiej nadziei na zmianę.

Ostatecznie więc postanowiliśmy okrążyć Wielką Brytanię od północy. Czas przejścia zaplanowaliśmy tak, aby w okolicach Scapa Flow wykorzystać występujące tam prądy morskie, które są dość silne. Nieczęsto można obserwować niszczyciel min idący z prędkością dwudziestu kilku węzłów, prawie połowa tej wartości to wynik siły prądu. Takie doświadczenia są niezwykle cenne. O nich się po prostu nie zapomina.

Zmiany planów czasem podyktowane były usterkami okrętów. Podczas wielomiesięcznej misji z takimi rzeczami należy się liczyć. Bardziej dokuczliwy okazał się jednak COVID-19. Na okrętach mieliśmy przypadki zachorowań, które czasem krzyżowały nam szyki. Tak stało się na przykład na Łotwie, gdzie musieliśmy przerwać operację przeciwminową. Na szczęście takie sytuacje nie zdarzały się często. Do tego wszyscy marynarze byli w pełni zaszczepieni, więc choroba w ich przypadku przebiegała bardzo łagodnie. Mieliśmy też pełne zdolności,
jeśli chodzi o testowanie oraz izolację zakażonych.

Czasy są trudne nie tylko ze względu na pandemię. Eskalacja napięcia wokół Ukrainy, kryzys na granicy polsko-białoruskiej, testy nowych rodzajów broni, płynące z Kremla żądania, by NATO wycofało wojska ze wschodniej flanki. Długo można by wymieniać… Czy operując na Bałtyku, mieliście poczucie, że działacie w wyjątkowych warunkach?

Stare powiedzenie brzmi „musisz się szkolić tak, jak będziesz walczył”. Bez względu na sytuację należy działać według ściśle określonych procedur i koncentrować się na zadaniach. Po prostu trzeba robić swoje. Przez te cztery miesiące takie przekonanie towarzyszyło nam każdego dnia. Oczywiście, w naszej służbie jest również miejsce na działania nieszablonowe. Chodzi o natychmiastową reakcję na zaistniałą sytuację. Na szczęście jednak podczas naszej zmiany do żadnego szczególnego incydentu nie doszło.

Polscy marynarze wrócili do zespołów przeciwminowych po dłuższej przerwie…

Tak, bo po raz ostatni polski niszczyciel min służył w SNMCMG1 w 2015 roku. Dwa lata później do SNMCMG2, który operuje na południu Europy, dołączył okręt dowodzenia ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”. Z jego pokładu zespołem kierował polski oficer, wspomagany przez nasz sztab.

Od tej chwili upłynęło trochę czasu, tym bardziej więc dobrze było wrócić. Służba w zespole to nie tylko fantastyczna szkoła walki minowej, ale też lekcja zarządzania grupą zadaniową, praca w międzynarodowym środowisku, wymiana wiedzy. Doświadczenia zdobytego przez te kilka miesięcy nie sposób przecenić. Dlatego mam nadzieję, że niebawem polscy marynarze znów będą służyć w zespole regularnie. Zresztą w sformowanym przez Estończyków sztabie, który przejął od nas dowodzenie SNMCMG1, znajdzie się oficer z Polski. A plany są daleko bardziej rozbudowane.

Pan służył w SNMCMG1 już po raz kolejny. Czy przez ostatnie lata zespół mocno się zmienił?

Po raz pierwszy w SNMCMG1 służyłem w 2006 roku. Od tego czasu bardzo zmienił się sprzęt, z którego korzystają marynarze. Marynarki poszczególnych państw duży nacisk kładą na technologie autonomiczne. Dzięki nim okręt, poszukując min, może pozostać poza rejonem zagrożenia. Nowości techniczne przekładają się na zmiany nie tylko w taktyce, lecz także w doktrynie. Proces ten z pewnością będzie postępował. Podczas naszej misji mieliśmy w składzie norweski okręt HNoMS „Olav Tryggvason”, który posiadał wysoko wyspecjalizowane grupy do obsługi pojazdów podwodnych. Tymczasem Holendrzy i Belgowie opracowują właśnie projekt niszczyciela min wykorzystującego wyłącznie bezzałogowe systemy zwalczania min. Natowskie zespoły przeciwminowe służą więc także do implementacji i weryfikacji nowych technik, nowatorskich, nierzadko eksperymentalnych rozwiązań. Potrzeba tam ludzi kreatywnych, fachowców z otwartymi głowami.

Ale w tej służbie są i rzeczy, które pozostały takie jak dawniej. Przez 15 lat na pewno nie zmieniły się zadania zespołu, ale nie ulotniły się też frajda z pływania i poczucie, że wchodząc do zespołu, człowiek staje się częścią dużego i ważnego projektu, zaczyna przynależeć do pewnej wspólnoty.

Teraz Pan był dowódcą zespołu, czas więc na puentę.

Dla mnie to rzeczywiście domknięcie pewnego, bardzo ważnego rozdziału w moim życiu. Zdając stanowisko dowódcy SNMCMG1, pożegnałem się ze służbą na morzu. Przez 18 lat przeszedłem przez różne stanowiska na okrętach, a teraz będę wykonywał zadania na lądzie – jako dowódca 13 Dywizjonu Trałowców.

Czy podczas tej pożegnalnej misji wydarzyło się coś, co zapadło szczególnie Panu w pamięć?

Na niemieckich okrętach panuje taki zwyczaj, że kiedy wychodzą one z portu, przez rozgłośnię nadawany jest ulubiony utwór muzyczny dowódcy, tzw. leaving song. Utworem dowódcy FGS „Elbe” był główny motyw z filmu „Karmazynowy przypływ”. W ogóle myślę, że to uczucie, które towarzyszy marynarzom wychodzącym po raz kolejny na otwarte morze, nieprzewidywalne i piękne, w brzasku właśnie rodzącego się dnia, z nowymi możliwościami i perspektywami, jest niezmienne od setek lat. Od kiedy człowiek zaczął morze ujarzmiać, a właściwie korzystać z jego gościnności. Jeżeli się jeszcze do tego dołoży niesamowitą muzykę, to w głowie pojawia się wyłącznie jedna myśl: „bring me that horizon…”. Zobaczmy, co jest za horyzontem. Może jestem trochę sentymentalny, ale tak – to jest rzecz, która zostanie ze mną na zawsze.

Rozmawiał: Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski, st. chor. sztab. mar. Arkadiusz Dwulatek/CC DORSZ

dodaj komentarz

komentarze


Powstaną nowe fabryki amunicji
 
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Szturmowanie okopów
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Olympus in Paris
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Jutrzenka swobody
Ostre słowa, mocne ciosy
Saab 340 AEW rozpoczynają dyżury. Co potrafi „mały Awacs”?
Polskie „JAG” już działa
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Uczą się tworzyć gry historyczne
Jak namierzyć drona?
Wzlot, upadek i powrót
Lotnicza Akademia rozwija bazę sportową
Olimp w Paryżu
Medycyna w wersji specjalnej
Zmiana warty w PKW Liban
O amunicji w Bratysławie
Wojskowy Sokół znów nad Tatrami
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Wicepremier na obradach w Kopenhadze
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Dwa bataliony WOT-u przechodzą z brygady wielkopolskiej do lubuskiej
Ämari gotowa do dyżuru
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Od legionisty do oficera wywiadu
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Kancelaria Prezydenta: Polska liderem pomocy Ukrainie
Mamy BohaterONa!
Zmiana warty w Korpusie NATO w Szczecinie
Nasza Niepodległa – serwis na rocznicę odzyskania niepodległości
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Karta dla rodzin wojskowych
Miecznik na horyzoncie
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Cyfrowy pomnik pamięci
HIMARS-y dostarczone
Czworonożny żandarm w Paryżu
Fabryka Broni rozbudowuje się
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Czarna taktyka czerwonych skorpionów
Szef MON-u z wizytą u podhalańczyków
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
„Szczury Tobruku” atakują
Walczą o miejsce na kursie Jata
A Network of Drones
1000 dni wojny i pomocy
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Saab ostrzeże przed zagrożeniem

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO