„Bądźcie bezlitośni, bądźcie brutalni” – apelował do swoich dowódców Adolf Hitler. 1 września 1939 roku o świcie niemiecka machina wojenna ruszyła na Polskę rozpoczynając wojnę, która otworzyła w dziejach świata zupełnie nową erę. Pierwsze starcie Polacy przegrali, ale zdołali zadać przeciwnikowi znaczące straty.
Niemieckie zdjęcie propagandowe przedstwiające moment przekroczenia granicy z Polską. Fot. Wikimedia
Punktualnie o 6:30 program Polskiego Radia został przerwany, zaś w eter popłynął komunikat odczytany przez spikera Józefa Małgorzewskiego. „A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory (…). Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym – walka aż do zwycięstwa!”. Był piątek, 1 września 1939 roku.
Niespełna dwie godziny wcześniej na półwysep Westerplatte, gdzie mieściła się polska składnica wojskowa, spadły pierwsze pociski wystrzelone z pancernika „Schleswig-Holstein”, samoloty Luftwaffe zdążyły już obrócić w perzynę przygraniczne miasto Wieluń, a pancerne zagony Wehrmachtu z impetem uderzyły na kilka polskich armii. Tego pogodnego ranka historia świata wskoczyła na zupełnie nowe tory. Stało się to, czego od dobrych kilku miesięcy spodziewali się chyba wszyscy.
Pretekst z głowy
Adolf Hitler chciał wojny. Kiedy sześć lat wcześniej obejmował władzę, postawił sobie jasny cel: przenicować ład wersalski, odbudować potęgę Niemiec, na nowo rozrysować mapę Europy – bez Żydów i ze śladową liczbą Słowian obsadzonych w roli niewolników. Do celu dążył małymi krokami, testując cierpliwość i determinację zachodnich aliantów. A ci pozwalali mu właściwie na wszystko. Wbrew ustaleniom z Wersalu, niemiecka armia puchła w oczach, obrastając w nowoczesne wojska pancerne, lotnictwo i marynarkę wojenną. W 1936 roku Hitler zajął zdemilitaryzowaną Nadrenię. Dwa lata później wcielił do Rzeszy Austrię. Drogą dyplomatycznych gier i militarnych nacisków podporządkował też sobie Czechosłowację. Kolejnym celem stała się Polska.
Jeszcze w październiku 1938 roku minister spraw zagranicznych Rzeszy Joachim von Ribbentrop złożył polskiemu ambasadorowi Józefowi Lipskiemu propozycję dotyczącą m.in. włączenia do Niemiec Wolnego Miasta Gdańska oraz budowę eksterytorialnych autostrady i linii kolejowej, które przecinałyby tzw. Korytarz Polski. W zamian zaoferował m.in. przedłużenie o 25 lat paktu o nieagresji oraz gwarancję zbytu w Gdańsku polskich towarów. Wiosną 1939 roku memorandum do rządu w Warszawie wystosował sam Hitler. Polacy byli już jednak pewni: Rzesza prowadzi grę, która w najlepszym razie ma na celu zwasalizowanie sąsiada. Powiedzieli: „nie”. – Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da! – grzmiał z sejmowym expose szef polskiego MSZ Józef Beck. Przygotowania do wojny ruszyły pełną parą.
Podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow. Fot. Wikimedia
Plan niemieckiej inwazji otrzymał kryptonim „Fall Weiss”. Wehrmacht miał uderzyć z północy i zachodu, a także kontrolowanych przez Rzeszę terytoriów Czech i Słowacji. „Zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem. Celem musi być nie dotarcie do jakiejś oznaczonej linii, lecz zniszczenie żywej siły. Bądźcie bezlitośni, bądźcie brutalni” – apelował Hitler do swoich dowódców podczas narady w ostatnich dniach sierpnia. Po cichu układał się ze Związkiem Sowieckim, który miał mu udzielić wojskowego poparcia.
Polscy wojskowi z kolei od marca gorączkowo pracowali nad „Planem Operacyjnym Zachód”. Dla nich perspektywa wojny z Niemcami była czymś nowym. Od lat za daleko większe zagrożenie uznawali Armię Czerwoną. Teraz planiści zakładali, że pierwszy etap walk rozegra się wzdłuż granic. Jeśli agresora nie uda się zatrzymać, Polacy będą się bronić na linii Wisły. Kluczową kwestią w tej układance była jednak postawa sojuszników. Polskie władze liczyły, że kilka dni po niemieckiej agresji, do walki włączą się Francji oraz Wielka Brytania, a wzięty w kleszcze Wehrmacht skapituluje. Decydenci nie wiedzieli wówczas, że do uderzenia na Polskę szykuje się też Armia Czerwona...
Latem Niemcy rozpoczęli wzmożone działania dywersyjne. Atakowali posterunki graniczne, zaaranżowali zamach bombowy na dworcu w Tarnowie, próbowali zająć strategiczny tunel na Przełęczy Jabłonkowskiej. Kulminacją całej serii incydentów stała się prowokacja gliwicka, czyli rajd uzbrojonego komanda na radiostację, która znajdowała się... po niemieckiej stronie granicy. Naziści odpowiedzialnością za wypad chcieli obarczyć Polaków. Mimo że akcja została przeprowadzona nad wyraz nieudolnie, kilkadziesiąt godzin później Hitler wymienił ją jako „casus belli”. Zgodnie zresztą ze swoim credo, które na przywołanej już naradzie wyłożył swoim dowódcom: „Dla celów propagandy podam jakąś przyczynę wybuchu wojny, mniejsza z tym, czy będzie ona wiarygodna, czy nie. Zwycięzcy nikt nie pyta, czy powiedział prawdę, czy też nie. W sprawach związanych z rozpoczęciem i prowadzeniem wojny nie decyduje prawo, lecz zwycięstwo”.
Pięć tygodni walki
25 sierpnia do portu w Gdańsku wpłynął pancernik „Schleswig-Holstein”. Oficjalnie jego załoga miała wziąć udział w uroczystościach upamiętnienia marynarzy z krążownika „Magdeburg”, który zatonął podczas I wojny światowej. Faktycznie okręt sposobił się do ataku na polską składnicę na Westerplatte. Zanim jednak padły pierwsze salwy, Niemcy zgodnie z dyplomatycznym ceremoniałem zaprosili na pokład lokalnych decydentów. „Kieliszek szampana przy akompaniamencie drwiących uśmieszków smarkatych oficerków. To była najtrudniejsza chwila w moim życiu” – zanotował w dzienniku Marian Chodacki, sekretarz generalny RP w Gdańsku. 1 września o 4:45 huk okrętowych dział przerwał ciszę poranka. Większość historyków utrzymuje, że w tym właśnie momencie rozpoczęła się II wojna światowa.
Niemieckie samoloty Junkers Ju 87 nad Polską. Fot. Bundesarchiv
Do walki przeciwko wschodniemu sąsiadowi Niemcy rzucili w sumie 1,8 miliona żołnierzy, 2,8 tysiąca czołgów i 1,3 tysiąca samolotów. Polska mogła im przeciwstawić niespełna milion żołnierzy, 880 czołgów i 400 samolotów. Strategiczne położenie Rzeczpospolitej było przy tym skrajnie niekorzystne. Granice z terytoriami kontrolowanymi przez Rzeszę rozciągały się na blisko trzy tysiące kilometrów, w dodatku w większości miejsc brakowało naturalnych przeszkód i fortyfikacji. Mobilne i silnie uzbrojone oddziały Wehrmachtu w ciągu trzech pierwszych dni wygrały wojnę graniczną, przełamując obronę przeciwnika i spychając jego armie w głąb kraju.
Nadzieję w serca Polaków wlała decyzja rządów Francji i Wielkiej Brytanii. 3 września, zgodnie z sojuszniczymi zobowiązaniami, wypowiedziały one Niemcom wojnę. Do spodziewanej ofensywy na froncie zachodnim jednak nie doszło. Powód? Alianci uznali, że nie są jeszcze gotowi, by stawić czoła nazistowskiej machinie wojennej. Nie wszyscy ich dowódcy podzielali jednak tę opinię. „Można było wejść jak w masło w pozycje niemieckie. Można było rozstrzygnąć wojnę w 1939 roku. Wystarczyło trochę zdecydowania i charakteru – ubolewał po latach francuski marszałek Alphonse Juin. – Co za hańba, co za wstyd, co za głupota zarazem. To idealna sytuacja, wręcz modelowa, w której można było pobić przeciwnika, wychodząc na jego tyły”.
Tymczasem mimo rosnącej przewagi przeciwnika, Polacy bili się dzielnie. W nocy z 9 na 10 września zdołali nawet wyprowadzić skuteczne uderzenie. Dowodzone przez gen. Tadeusza Kutrzebę Armie „Poznań” i „Pomorze” wyprowadziły nieoczekiwany cios w skrzydło 8 Armii gen. Johannesa Blaskowitza. Krwawa bitwa nad Bzurą na kilkadziesiąt godzin wyhamowała niemieckie natarcie na Warszawę. Polskie nadzieje ostatecznie jednak pogrzebane zostały 17 września, kiedy to ze wschodu zaatakowała Armia Czerwona. Pod koniec września padła Warszawa, 2 października skapitulował Rejon Umocniony Hel, a cztery dni później Samodzielna Grupa Operacyjna Polesie dowodzona przez gen. Franciszka Kleeberga. Wojna obronna została przegrana, a Polska zniknęła z mapy Europy.
To zaledwie początek...
Straty były ogromne. Wiele miast zostało obróconych w gruzy, liczne wioski puszczone z dymem. Niemcy oraz Sowieci pokazali, że dla osiągnięcia militarnych oraz ideologicznych celów, gotowi są łamać wszelkie zasady prowadzenia wojny. Celem ataków regularnie padali cywile. Wystarczy przywołać Wieluń – w chwili nalotu w miasteczku nie było ani jednego żołnierza, polskie oddziały stacjonowały kilkadziesiąt kilometrów dalej. Jeden ze świadków nalotu wspominał: „Zniszczenia były ogromne (…). Obok szpitala na gałęziach drzewa widziałem zwisające zwłoki. Na ulicach leżało sporo zabitych i rannych (…). Popłoch panował nie do opisania. Ludzie uciekali z miasta, wielu biegało tylko w bieliźnie. Zaskoczenie było tak wielkie, że niektórzy odchodzili od zmysłów”. W walkach zginęło 66 tysięcy polskich żołnierzy, blisko 700 tysięcy dostało się do niewoli.
Zamek Królewski w Warszawie, wrzesień'39. Fot. Wikimedia
Ale Polacy potrafili też zadać ciężkie straty napastnikom, zwłaszcza Niemcom. Planowany przez hitlerowskich dowódców Blitzkrieg przerodził się w ciężkie, trwające przeszło miesiąc walki. Podczas kampanii wrześniowej Wehrmacht stracił przeszło 17 tysięcy żołnierzy, 217 czołgów, ponad dziesięć tysięcy różnego typu pojazdów i ogromne zapasy amunicji. W efekcie musieli przesunąć inwazję na zachodnią Europę. Nieżyjący już prof. Paweł Wieczorkiewicz zauważał: „Hitler, oceniając wnioski płynące z kampanii, stwierdził, że «gdyby Polska miała broń przeciwpancerną, zwycięski pochód nie byłby możliwy». Istotnie, kliny czołgowe, a także lotnictwo, odegrały w niej rolę decydującą. O druzgocącej przewadze materiałowej Wehrmachtu (…) stanowiła nie tyle jakość posiadanego sprzętu (…), co jego ilość i doktryna zmasowanego użycia”. W ocenie historyka, podczas walk obronnych, wbrew kolportowanym później opiniom, nieźle spisało się niewielkie polskie lotnictwo oraz kawaleria. „Mobilna i nieźle wyposażona w działka przeciwpancerne była w istocie najbardziej skutecznym środkiem hamowania postępów niemieckich czołgów. Jednostki kawalerii potrafiły w późniejszych etapach kampanii skuteczniej i dłużej wymykać się przeciwnikowi niż o wiele bardziej znużona fizycznie odwrotowymi marszami piechota”.
Po pobiciu Polski, Hitler zwrócił się do Francji i Wielkiej Brytanii z ofertą pokoju. Alianci jednak ją odrzucili. Wojna dopiero się zaczynała, a polscy żołnierze mieli podczas niej zaznaczyć swoją obecność na wszystkich niemal frontach.
Podczas pisania korzystałem m.in. z książek Pawła Wieczorkiewicza, „Ostatnie lata Polski niepodległej. Kampania 1939 roku”, wydawnictwo LTW, 2013; Henryka Samsonowicza, Janusza Tazbira, Tadeusza Łepkowskiego, Tomasza Nałęcza, „Polska. Losy państwa i narodu do 1939 roku”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2003; Czesława Grzelaka, Henryka Stańczyka, „Kampania polska 1939 roku. Początek II wojny światowej”, Warszawa 2006 i Tadeusza Olejnika, „Wieluń – polska Guernica, Wieluń” – Kielce 2009.
Z okazji 81. rocznicy wybuchu II wojny światowej przygotowaliśmy specjalne wydanie „Polski Zbrojnej”. Będzie można je otrzymać podczas uroczystości 1 września na Westerplatte. Jednodniówka będzie też dostępna w Muzeach: Wojska Polskiego, Katyńskim, II Wojny Światowej w Gdańsku, Żołnierzy Wyklętych.
Mecenasem jednodniówki jest Polska Spółka Gazownictwa.
Zapraszamy do lektury!
autor zdjęć: Wikimedia, Bundesarchiv
komentarze