Działania grupy gen. Franciszka Kleeberga należą do najwybitniejszych w całej wojnie obronnej 1939 roku. Niestety, mimo sukcesów bojowych, wobec wyczerpania się zapasów amunicji, żywności i środków opatrunkowych dowódca zmuszony był podjąć decyzję o kapitulacji ostatniej, nie pokonanej przez Niemców dużej jednostki Wojska Polskiego.
Przegląd pułku przez dowódcę Okręgu Korpusu nr IX gen. bryg. Franciszka Kleeberga. Baranowicze, 6 lipca 1938 r.
W pierwszym tygodniu wojny obronnej 1939 roku terytorium dowodzonego przez gen. bryg. Franciszka Kleeberga dziewiątego Okręgu Korpusu na Polesiu pozostawało we względnym spokoju, było co najwyżej nękane nalotami Luftwaffe. Sytuacja zmieniła się, kiedy 8 września przybył do Brześcia Naczelny Wódz, marszałek Edward Śmigły-Rydz. Następnego dnia Śmigły powołał do istnienia Samodzielną Grupę Operacyjną „Polesie” – z zadaniem prowadzenia działań osłonowych przeciw nacierającym coraz intensywniej od północy oddziałom Wehrmachtu. W okręgu nie było wystarczającej liczby żołnierzy i broni, by sformować oddaną pod komendę Kleeberga jednostkę. W jej skład weszły dwie dywizje piechoty, Dywizja Kawalerii „Zaza”, Podlaska Brygada Kawalerii, eskadra lotnicza oraz jednostki mniejsze, złożone z marynarzy Flotylli Pińskiej i żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Zła sytuacja wojenna, spotęgowana fatalnym dowodzeniem przez Śmigłego, opuszczeniem przezeń oraz przez najwyższe władze terytorium Rzeczypospolitej w wyniku agresji sowieckiej dokonanej 17 września, sprawiły, że postawione przed grupą Kleeberga zadanie osłony odwrotu wojsk polskich w kierunku granicy rumuńskiej na południu stało się niewykonalne.
Rozpoczęto więc odwrót w kierunku południowo-zachodnim. Generał i jego sztab potrafili zorganizować mimo beznadziejnej sytuacji całkiem sprawne wojsko. Gdy oddziały grupy przechodziły przez miejscowości zamieszkane przez Polaków, mieszkańcy wyrażali szczerą radość, że widzą zdyscyplinowane wojsko, a nie bezładną hałastrę zdemoralizowanych maruderów. Podtrzymaniu wysokiego morale sprzyjało zarządzenie codziennych apeli w jednostkach, połączone z odśpiewaniem starego hymnu „Boże, coś Polskę”. Podczas odwrotu staczano potyczki z Niemcami i grupami dywersyjnymi, zwłaszcza na południowo-zachodnim Polesiu, zamieszkanym głównie przez Ukraińców. Już po przejściu na zachodni brzeg rzeki Bug oddziały grupy stoczyły dwie poważniejsze bitwy z Armią Czerwoną. Jeńcy sowieccy wzięci do niewoli zostali – na ich gorące prośby – wcieleni za zgodą Kleeberga do jego wojska. O zadziwiającym przebiegu ich przesłuchania pułkownik Adam Epler pisał następująco: „Reakcja ich była niespodziewana. Jeńcy zaczęli błagać, aby ich nie odsyłać. Zaczęły się skargi na stosunki w kraju i w wojsku. Opowiadali o nędzy, o złym traktowaniu. (...) Na stosunki w wojsku skarżyli się: w praktyce była przepaść między nimi, a ich przełożonymi. Nawet ich bito. (...) Słuchał też ich własny oficer: nie był chyba zbudowany. Dziwiliśmy się wszyscy. Spodziewaliśmy się raczej fanatyzmu i braku krytycyzmu. Bili się przecież dobrze i bardzo ofiarnie. Gdy już wyczerpali swe wszystkie argumenty zaczęli prosić, aby ich wcielić do polskich oddziałów (...) przysięgali, że będą nam wierni i pójdą wszędzie z nami”.
Bitwa pod Kockiem
Generał jako legalista odrzucił – zgłaszane przez podwładnych – propozycje ogłoszenia się Wodzem Naczelnym, skoro marszałek Śmigły przeszedł do Rumunii, gdzie został następnie internowany. Nie skorzystał też z propozycji ewakuacji samolotem, wypowiadając słynne słowa: „Wojna jest przegrana, ale honor żołnierza nie jest przegrany. Mam żołnierzy pod swoją komendą i nie opuszczę ich”. Nie zgodził się także na przejście do konspiracji. Zamierzał iść na odsiecz Warszawie, a kiedy stolica Polski skapitulowała przed Niemcami 28 września, podjął próbę przebicia się do miejscowości Stawy koło Dęblina na Lubelszczyźnie, by zaopatrzyć się w tamtejszych magazynach wojskowych w broń, amunicję, umundurowanie, konserwy i pójść w Góry Świętokrzyskie na południe od stolicy Polski, by kontynuować walkę w partyzantce.
Na północnej Lubelszczyźnie zagrodziły mu drogę zmotoryzowane dywizje Wehrmachtu. Mimo wyczerpania marszem i przewagi nieprzyjaciela oddziały jego grupy zadały Niemcom porażkę pod Serokomlą, która przeszła do historii pod nazwą bitwy pod Kockiem. Bój toczył się od 2 do 5 października. Ostatniego dnia bitwy, sto kilometrów od pola walki, w Alejach Ujazdowskich w Warszawie odbywała się defilada zwycięstwa w obecności samego Adolfa Hitlera.
Komendant Legionów Polskich gen. Stanisław Puchalski odznaczający kpt. Włodzimierza Ostoję-Zagórskiego Orderem Żelaznej Korony w obecności oficerów sztabu. W pierwszym rzędzie: z prawej kpt. Franciszek Kleeberg i ppłk Henryk Minkiewicz, z lewej kpt. Juliusz Kleeberg (trzeci), kpt. Zygmunt Dzwonkowski, płk Marian Januszajtis, w głębi widoczny por. Alojzy Przeździecki. Legionowo na Wołyniu, 14 marca 1916 r.
Jeden z uczestników tej bitwy, podchorąży Leon Kalinowski, opisał bardzo charakterystyczny epizod: „Pewnego dnia (...) generał Kleeberg otrzymał od generała Podhorskiego telefoniczną wiadomość, że jego ułani krechowieccy wzięli do niewoli ważnego Niemca. Był nim kapitan Kumo von Dornhagen. Generał Kleeberg polecił go dostarczyć do swojej kwatery i odbył z nim rozmowę. Kiedy go przyprowadzono, początkowo dumny Prusak okazywał mu jawną niechęć, wrogość i pogardę, ale kiedy usłyszał w ustach naszego generała wspaniałą mowę niemiecką, i to w sentymentalnej tonacji wiedeńskiej, kiedy dowiedział się, że generał skończył najwyższe studia wojskowe w słynnej akademii w Mödling w Wiedniu, gdzie kapitan również studiował i obaj mieli tych samych profesorów, pękła w nim skorupa germańskiej pychy, zerwał się z krzesła i zawołał z radością. – Ależ panie generale, wszak jesteśmy kolegami szkolnymi. Mnie też uczył słynny profesor Clausewitz. Od tej chwili aż do końca rozmowy jeniec odzyskał dobry humor i w dalszej rozmowie wyraził szczere zdziwienie, że tak znakomity i wykształcony generał walczy bezcelowo z gigantyczną potęgą Hitlera. – Panie generale – mówił z naciskiem – Wobec tak szalonej przewagi liczebnej i technicznej armii niemieckiej, co pan zamierza osiągnąć z garstką swoich straceńców? Przecież wniosek jest jeden, dalsza walka jest beznadziejna. To płytki wniosek – odrzekł generał Kleeberg. – Pański i mój profesor Clausewitz w swoim wiekopomnym dziele sztuki wojennej już w pierwszym tomie, o ile pan pamięta, pisze tak: „Jeśli się zniszczy siły zbrojne przeciwnika i zdobędzie jego kraj, to dotąd nie można uważać wojny za skończoną, dopóki wola nieprzyjaciela nie zostanie złamana, dopóki naród nie zostanie zmuszony do poddania się”. Tego nauczono mnie kapitanie w Mödling. Cytat z dzieła Clausewitza był tak wierny i słuszny, że trudno mu było zaprzeczyć, ale kapitan nie ustępował i zaczął z innej beczki. – A może pan generał nie zna całokształtu obecnej sytuacji. Rząd Polski i naczelne dowództwo opuściło granice kraju, Warszawa... – Wiem – przerwał mu generał. – Skapitulowała. – Modlin i Hel, ostatnie polskie punkty oporu. – Nieprawda. Na własnej skórze przekonał się pan, kapitanie, że nie były to ostatnie punkty polskiego oporu, skoro dostał się pan do naszej niewoli. – Pan generał upiera się wbrew sztuce wojennej. – Ciągle pan zaczyna z tą sztuką. Ja wiem, co pana tak trapi. Moje niemieckie nazwisko, studia w Wiedniu. Pan się zastanawia, czy ja walczę po właściwej stronie. – Przepraszam panie generale, ale o tym właśnie myślę, czy nie nęcą pana generała inne sztandary, zwycięskie. – Upewniam pana, że nie nęcą mnie żadne inne sztandary. Rodzina Kleebergów jest zresztą pochodzenia szwedzkiego, a czyje sztandary będą ostatecznie zwycięskie, to się okaże. Oczywiście nie jutro, ani pojutrze. Może za dwa, trzy lata, może za cztery. – I pan generał wierzy w pomoc Anglii i Francji? Z nimi wkrótce zawrzemy pokój. – Ja wierzę w patriotyzm polski. – To nie jest żadna siła. – Myli się pan. To jest bardzo realna siła i przekona się pan. Ale kapitanie Dornhagen, nie będę pana dłużej zatrzymywał, żegnam! Kapitan zerwał się, zasalutował i odszedł. Po chwili do izby wszedł pułkownik Łapicki, szef sztabu Samodzielnej Grupy Operacyjnej Polesie. – Co macie dziś na obiad? – zapytał generał. – Rano udało mi się kupić gęś, chyba się już dogotowała. Panie generale, czy można jeńca nią poczęstować? – Oczywiście – rzekł generał wesoło. – Niech zje nawet całą”.
Kapitulacja
Mimo sukcesów bojowych, wobec wyczerpania się zapasów amunicji, żywności i środków opatrunkowych generał podjął decyzję o kapitulacji ostatniej, nie pokonanej przez Niemców dużej jednostki Wojska Polskiego. Mimo to, wedle kompetentnych opinii historyków, działania grupy Kleeberga należą do najwybitniejszych w całej wojnie obronnej 1939 roku tak pod względem dowodzenia i manewru, jak i zwartości wewnętrznej, zważywszy że w składzie grupy walczyły jednostki zapasowe oraz oddziały zdziesiątkowane uprzednimi krwawymi bojami.
Wizyta bp. Władysława Bandurskiego (na schodach) w Komendzie Legionów podczas świąt Bożego Narodzenia. Obok biskupa po jego prawej: płk Zygmunt Zieliński, Konstanty Srokowski – sekretarz generalny Naczelnego Komitetu Narodowego (z brodą), rtm. Włodzimierz Ostoja–Zagórski, niżej kpt. Juliusz Kleeberg, N.N., kpt. Franciszek Kleeberg. Po lewej biskupa stoją: płk Wiktor Grzesicki, ppłk Władysław Sikorski, niżej kpt. Zygmunt Dzwonkowski. Legionowo na Wołyniu, grudzień 1915 r.
Przed frontem oddziałów odczytano ostatni rozkaz, jeden z najpiękniejszych z tych wydanych przez polskich dowódców. Generał prosił Niemców, by po złożeniu broni 6 października oficerowie pozostali przy swych podkomendnych żołnierzach jeszcze przez jedną dobę „ze względów moralnych”. Niemieckie dowództwo, przyjmując kapitulację, nie kryło szczerego podziwu dla męstwa i ofiarności polskich żołnierzy.
Śmierć
Jednakże warunki kapitulacji były twarde: generał trafił do niemieckiego oflagu w twierdzy Königstein pod Dreznem w Saksonii. Przez cały okres uwięzienia zachowywał się z wielką godnością, jak przystało na polskiego oficera. Nie zgodził się na spotkanie i rozmowę z komendantem oflagu dopóki ziemie polskie znajdowały się pod niemiecką okupacją. Z powodu przebytej przed laty czerwonki chciał stosować co jakiś czas ścisłą głodówkę, na którą jednak nie pozwolono mu, karmiąc go siłą. To oraz choroba serca przyspieszyły śmierć. Zmarł w niemieckim szpitalu wojskowym pod Dreznem 5 kwietnia 1941 roku.
Prochy generała złożono wśród jego podkomendnych na cmentarzu w Kocku – w trzydziestą rocznicę ostatniej kapitulacji polskiego Września.
Autor jest emerytowanym profesorem Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Zainteresowania badawcze: historia Polski XVII–XX w., dzieje Lwowa, archiwistyka i jej historia, biografistyka. Wybrane publikacje: Kariera rodu Weiherów 1560–1657 (1980), Senatorowie i dygnitarze koronni w drugiej połowie XVII wieku (1990), Archiwa a uniwersytety w Krakowie i Lwowie w latach 1878/1879–1918 (2002).
Powyższy tekst to fragment artykułu „Ostatni generał września 1939”, który ukazał się w 5. numerze kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”.
autor zdjęć: Centralne Archiwum Wojskowe
komentarze