Mam 100% uszczerbku na zdrowiu, teoretycznie nie powinno mnie tu być – mówi sierż. Janusz Raczy. W 2004 roku terroryści zaatakowali w Karbali posterunek, na którym służył. Od tego czasu przeszedł 40 operacji. Od nowa uczył się chodzić i żyć. Przekonał się, że sport sprzyja rehabilitacji. Na Invictus Games znów będzie walczył pod biało-czerwonym sztandarem.
Pamięta jak dziś: misja w Iraku, 29 lutego 2004 roku. Straszny upał. Do Karbali ściągali pielgrzymi, bo zaczynało się święto Aszura. „Policjanci sprawdzali, czy wędrujący ludzie nie mają przy sobie broni albo ładunków wybuchowych, a my ich osłanialiśmy”, wspomina Janusz. Widział nadjeżdżający autobus, ale nic nie wskazywało, że nie zatrzyma się do kontroli. Rozpędzony pojazd staranował posterunek. „Wjechał w betonowe zapory, które roztrącił jak klocki. Nie miałem jak uciec. Usłyszałem hałas, zrozumiałem, że to trzask moich łamanych kości. Wszystko trwało kilka sekund. Przed oczami przelatywały mi obrazy: koledzy z jednostki, żona, córeczka…”, wspomina.
Obudził się trzy tygodnie później w szpitalu w Niemczech. Miał roztrzaskaną miednicę, dwa otwarte złamania nogi, połamane łopatki, pozrywane nerwy. Przeszedł około 40 operacji w specjalistycznej klinice w Ramstein oraz w różnych szpitalach w Polsce. Kiedy dochodziły wieści o śmierci kolejnych kolegów, czuł się winny, że przeżył. „Od nowa uczyłem się nie tylko chodzić, lecz także żyć. Zacząłem od pojedynczych kroków przy balkoniku, ale żołnierze są uparci. Zaciskałem zęby i ćwiczyłem. Po roku, opierając się na kulach, zszedłem z parteru po schodach”, wspomina Janusz.
Twierdzi, że nie dałby rady bez wsparcia rodziny oraz bez celu. Taki cel znalazł jeszcze w szpitalu, gdy odwiedził rannych kolegów z kolejnej zmiany w Iraku. „To był przełom. Nie mogłem się poddać, chciałem być dla nich przykładem. Opowiadałem swoją historię: mam 100% uszczerbku na zdrowiu, teoretycznie nie powinno mnie tu być. Widziałem, jak zaczynali wierzyć, że mogą normalnie żyć. Dodawaliśmy sobie otuchy”, opowiada.
W powrocie do zdrowia pomagała mu także działalność w Stowarzyszeniu Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju – przed dziesięcioma laty był jednym z założycieli tej organizacji, do dziś jest jej wiceprezesem. Przyjął na siebie trudne kontakty z rodzinami poległych żołnierzy. Odwiedza także weteranów w szpitalach i pomaga im wrócić do normalnego życia. Działalność tę połączył z pracą w Centrum Weterana Działań poza Granicami Państwa. Janusz w 2007 roku zakończył służbę, przyznano mu wojskową rentę inwalidzką. Jednak marzył o tym, aby znowu włożyć mundur.
W 2017 roku udało mu się powrócić do służby. „Musiałem udowodnić komisji, że wciąż mogę być żołnierzem”, mówi. Ma nadzieję, że podobna determinacja pomoże mu również w rywalizacji w Sydney. Przekonał się, że sport sprzyja rehabilitacji, dlatego zdobył uprawnienia płetwonurka, bierze udział w rajdach górskich oraz spływach kajakowych.
„Udział w Invictus Games jest dla mnie dużym wyzwaniem. Ze względu na odniesione rany nie mogę startować w konkurencjach siłowych. Wiem jednak, że sportowa rywalizacja pomaga mi w powrocie do zdrowia”, mówi.
Sponsorem relacji z zawodów Invicuts Games jest Polska Grupa Zbrojeniowa.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze