moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Kłamstwo katyńskie – mechanizm sowieckiej mistyfikacji

Kłamstwo katyńskie to mit założycielski Polski Ludowej. Każdy, kto chciał w niej odgrywać wiodącą rolę, musiał się pod nim podpisać. Mocodawcy z Moskwy wiedzieli, że ludzie ci są ich zakładnikami, bo jedynym oparciem dla ich pozycji była lojalność wobec ZSRR – mówi dr Witold Wasilewski, historyk Instytutu Pamięci Narodowej.

W opinii publicznej kłamstwo katyńskie pojawia się po 11 kwietnia 1943 roku. Wtedy Niemcy ujawniają, że znaleźli masowe groby polskich oficerów pomordowanych przez Sowietów. ZSRR stanowczo zaprzecza i zrzuca odpowiedzialność na III Rzeszę. Chcąc jednak mówić o tuszowaniu zbrodni przez Związek Radziecki, należy się cofnąć o dwa lata. 30 lipca 1941 roku został podpisany układ Sikorski–Majski. Na jego mocy Polacy zostają wypuszczeni z łagrów i kierują się do punktów werbunkowych, by wstąpić w szeregi rodzącej się polskiej armii. Szybko okazuje się, że zgłasza się do niej bardzo mało przedwojennych oficerów. Polskie władze pytają Sowietów, gdzie są nasi żołnierze.

Dr Witold Wasilewski: Tak naprawdę kłamstwo katyńskie zaczęło się zaraz po dokonaniu zbrodni wiosną 1940 roku, gdy oddziały NKWD przeprowadziły w lesie katyńskim operację zacierania jej śladów. Po mordzie urywa się także kontakt jeńców z rodzinami. Listy wysyłane do obozów w Starobielsku czy Kozielsku wracają do nadawców z adnotacją, że w obozie nie ma takiego jeńca, że administracja obozu nie wie, gdzie taka osoba może przebywać. Sowieckie Towarzystwo Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca dostało od NKWD instrukcje, co ma odpowiadać każdemu, kto przez te organizacje szuka informacji o polskich oficerach. Oficjalna wersja brzmiała: nie wiemy, gdzie są ci jeńcy.

Po podpisaniu układu Sikorski–Majski sprawa zaginionych oficerów została postawiona oficjalnie. Władze polskie oceniły, że los około 8 tys. oficerów jest nieznany. Pytani o to Sowieci kluczą. Mówią, że nie wiedzą, że może część tych żołnierzy przebywa w obozach na północy, np. na Kołymie, że może niektórzy zmarli, bo trwa wojna i sytuacja radzieckiego systemu łagrów jest ciężka. Wśród Polaków pojawia się wersja o zatopionych barkach z jeńcami. W grudniu 1941 roku doszło do spotkania gen. Władysława Sikorskiego z Józefem Stalinem. Generał zapytał wprost, czy władze ZSRR mają jakieś informacje w tej sprawie. Stalin odegrał przed polską delegacją teatrzyk. Udał zatroskanego losem żołnierzy, zatelefonował nawet do NWKD i zażądał wyjaśnień. – Polacy uciekli do Mandżurii – przekazał i uznał sprawę za zakończoną. Generałowie Sikorski i Anders wiedzieli, że to nieprawda. Tak jak i inne podawane przez Sowietów hipotezy. Coraz więcej wskazywało na to, że oficerowie zostali zamordowani. W armii Andersa, po jej ewakuacji na Bliski Wschód, odprawiano nawet msze w intencji pomordowanych. Władze w Londynie naciskały, by nie podgrzewać nastrojów i w imię lojalności wobec sojuszników wygaszać tego typu przejawy upamiętniania. Cały czas brakowało dowodów winy Sowietów.

W kwietniu 1943 roku dostarczyli je Niemcy.

Polacy szybko się zorientowali, o jakich żołnierzach mówią Niemcy. Już po ujawnieniu pierwszych nazwisk było wiadomo, że pomordowani strzałem w tył głowy jeńcy pochodzili z obozu w Kozielsku. A skoro w przypadku podobnego obozu w Starobielsku ślad po jeńcach ginie w tym samym momencie, czyli wiosną 1940 roku, wiedziano, że ich także spotkał ten tragiczny los. To było ostatnie ogniowo w każdym kryminalnym dochodzeniu – zwłoki. Nie było już żadnych wątpliwości, co stało się z polskimi jeńcami.

Reakcja ZSRR była natychmiastowa. Czy od początku w budowanie kłamstwa włączone były najwyższe władze ze Stalinem włącznie?

Tak, wszystkie najważniejsze decyzje zapadały na Kremlu. Początkowo chciano nawet sprawę przemilczeć zgodnie z tezą, że cokolwiek mówią Niemcy, jest to kłamstwo, więc nie trzeba się do tego odnosić. Prawdopodobnie na naradzie u Stalina postanowiono jednak, że trzeba opracować spójne wyjaśnienie, jak to się stało, że na terenie Związku Radzieckiego są groby kilku tysięcy polskich oficerów wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną w 1939 roku. Wtedy zrodziło się właściwe kłamstwo katyńskie, które przetrwało dziesięciolecia. Oficjalna wersja wydarzeń mówiła, że polscy jeńcy zostali zagarnięci przez Niemców w toku wojny ze Związkiem Radzieckim w 1941 roku i dopiero wtedy wymordowano Polaków. A ujawnienie zwłok oficerów i obwinianie ZSRR o popełnienie tej zbrodni to polityczna gra jej sprawców, czyli Niemców, obliczona na poróżnienie aliantów.

Jak przebiegała operacja mająca przygotować tę wersję zdarzeń?

We wrześniu 1943 roku Katyń został zajęty przez Armię Czerwoną i od razu do pracy biorą się służby bezpieczeństwa. Na miejscu zbrodni zaczyna działać tajna komisja pod kierownictwem funkcjonariuszy bezpieki Wsiewołoda Mierkułowa i Siergieja Krugłowa. Jej zadaniem było przygotowanie materiału do uprawdopodobnienia sowieckiej wersji wydarzeń. Do grobów podrzucano na przykład strzępy gazet mające potwierdzić, że jeńcy żyli jeszcze w 1941 roku. Przesłuchiwano także świadków i nakłaniano ich do potwierdzenia oficjalnej wersji historii. Opornych, których w takiej sytuacji było niewielu, izolowano. Dopiero na bazie tych działań, gdy spreparowano dowody i postarano się o „słuszne” zeznania, została powołana jawna komisja prof. Nikołaja Burdenki. Po zaledwie kilku dniach pracy w lesie katyńskim komisja wydała komunikat, że winni zbrodni są Niemcy.

Do czego były potrzebne dwie komisje?

Władze ZSRR zdawały sobie sprawę, że jakiekolwiek oświadczenia NKWD byłyby niewiarygodne. Dlatego zadanie uwiarygodnienia tez przygotowanych przez resort bezpieczeństwa musiało wykonać ciało składające się z pozornie niezależnych autorytetów. W skład komisji Burdenki, który był uznanym chirurgiem, członkiem radzieckiej Akademii Nauk, wchodził m.in. pisarz Aleksiej Tołstoj czy metropolita kijowski i halicki Mikołaj. Miało to w ocenie Kremla pomóc w przekonaniu zachodniej opinii publicznej, że ZSRR nie jest winny mordu w Katyniu.

Czy Sowietom udało się dotrzeć ze swoją wersją do świadomości aliantów?

Alianci mieli wiedzę o tym, co stało się w Katyniu i to nie tylko z polskich źródeł. Przy armii Andersa działali oficerowie łącznikowi, którzy przekazywali, że w punktach werbunkowych brakuje oficerów i że słuch o nich zaginął wiosną 1940 roku. Po ujawnieniu grobów przez Niemców Amerykanin Henry Szymański, oficer wywiadu USA, przeprowadził dochodzenie i potwierdził, że wersja niemiecka jest wiarygodna, w przeciwieństwie do wszystkich hipotez, jakie w ciągu dwóch lat podawali Sowieci.

Niestety, górę wzięły względy polityczne. Na ówczesnym etapie wojny Armia Czerwona była jeszcze za bardzo potrzebnym sojusznikiem. Nie chciano więc otwarcie stawiać sprawy Katynia. Niechęć do głębszego zbadania zbrodni wynikała także z ogólnej polityki Roosevelta, która zakładała, że po wojnie światem będzie rządzić zwycięska koalicja USA, ZSRR, Wielkiej Brytanii i Francji. Prezydent Stanów Zjednoczonych liczył, że uda się ułożyć dobre stosunki z Moskwą i wspólnie budować powojenny ład. Co więcej, Stalin od razu zaznaczył, że przyjęcie jakiejkolwiek innej wersji zdarzeń niż ta wypracowana przez Kreml będzie odebrane jako akt wrogości i zagrozi współpracy w ramach koalicji antyniemieckiej. Sprawa została więc zamieciona pod dywan, a na polski rząd naciskano, by nie podejmował tej kwestii.

W tym czasie armia Andersa została ewakuowana ze Związku Radzieckiego, a na jego terenie rozpoczęło się formowanie polskich jednostek, które miały walczyć u boku Armii Czerwonej. Sowieci, w ramach operacji propagandowej, użyli tych żołnierzy do budowania mitu niemieckiej zbrodni w Katyniu.

30 stycznia 1943 roku w lesie katyńskim odbyły się uroczystości pogrzebowe ofiar. Udział w nich wzięli gen. Zygmunt Berling oraz żołnierze 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Mszę odprawił kapelan jednostki.

Z tej okazji jeden z oddziałów armii Berlinga otrzymał nieformalną nazwę „Mściciele Katynia”. To już szczyt perfidii, że polscy żołnierze, dowodzeni przez Sowietów, wykorzystując radziecki sprzęt, pod czujnym okiem NKWD mieli mścić na Niemcach sowiecką zbrodnię.

To pokazuje, że wszystkie polskie instytucje działające w Związku Radzieckim – armia i struktury polityczne – musiały przyjąć i promować sowiecką wersję zdarzeń. W armii Berlinga kolportowana była broszura ZPP „Prawda o Katyniu”, która powielała wielkie kłamstwo o tej zbrodni. Dokładnie ta sama linia była promowana w prasie komunistycznej, ulotkach i deklaracjach programowych PPR.

Swoistego smaczku sprawie dodaje fakt, że gen. Berling był jeńcem obozu w Starobielsku. Od strzału w tył głowy uchroniło go pójście na współpracę z NKWD. Czy stojąc wówczas nad grobami, mógł wiedzieć, co tak naprawdę stało się z jego kolegami, którzy dochowali wierności przysiędze?

Nie mam wątpliwości, że wiedział. Jeszcze przed wojną niemiecko-radziecką i zanim Stalin zmienił plany wobec Polski, Sowieci szukali wśród Polaków oficerów chętnych do tworzenia oddziałów polskich w ramach Armii Czerwonej. Miały to być jednostki tworzone bez zgody rządu londyńskiego i całkowicie lojalne wobec ZSRR. Jednym z tych oficerów był właśnie Berling. Podczas rozmowy z Ławrientijem Berią jesienią 1940 roku zapytał, czy będzie mógł przy tworzeniu formacji wykorzystać oficerów z obozów w Kozielsku i Starobielsku. – Wobec nich popełniliśmy błąd – usłyszał. Niektóre relacje z tej rozmowy dopowiadają dalszą jej część, że ów błąd miał polegać na przekazaniu jeńców Niemcom. Nawet jeśli Beria to dodał, to wątpliwe, aby Berling uwierzył w takie wyjaśnienie. W 1941 roku Berling rozpoczął służbę w armii Andersa i wtedy dowiedział się, że jeńców na pewno nie przekazano Niemcom.

Oczywiście Berling i jemu podobni nie zadawali pytań. Dlatego kłamstwo katyńskie jest uznawane za mit założycielski Polski Ludowej. Wszyscy, którzy chcieli partycypować we władzy, musieli się pod nim podpisać. Stawali się zakładnikami Sowietów, bo kłamstwo i nieposzukiwanie prawdy w tak fundamentalnej sprawie, jak mord polskich jeńców, skazywały tych ludzi na potępienie w oczach większości polskiego społeczeństwa. Mocodawcy z Moskwy wiedzieli, że ludzie ci są skazani na lojalność wobec ZSRR, bo tylko na tym opierała się ich pozycja.

Czy rządowi londyńskiemu udało się kiedykolwiek dodać kwestię katyńską do agendy rozmów wielkiej trójki – Roosevelt, Stalin, Churchill?

Nie, Polska była już wykluczona z najważniejszych procesów politycznych. Nigdy warunek wyjaśnienia zbrodni nie został Sowietom postawiony. Mocarstwa zachodnie uznały rząd zdominowany przez komunistów. Milczenie przełamano dopiero w czasie zimnej wojny, gdy w 1951 roku powołano przy Kongresie Stanów Zjednoczonych komisję śledczą do spraw wyjaśnienia zbrodni katyńskiej. W wyniku jej prac USA ogłosiły, że odpowiedzialny jest Związek Radziecki. Mamy wtedy zupełnie inną sytuację polityczną. ZSRR nie był już sojusznikiem, lecz największym wrogiem wolnego świata. Amerykańscy żołnierze trafiali do obozów jenieckich w Korei i Amerykanie obawiali się, że mogą stać się ofiarami podobnych zbrodni.

Na jednym z eksponatów Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu przebija przez farbę tajemniczy napis „Zemsta za Katyń” lub „Zemsta Katyń”. Odkryli to pasjonaci, którzy robili szczegółowe zdjęcia pojazdów.

Wcześniej ZSRR próbował jeszcze sądownie przypisać winę Niemcom i starał się dodać Katyń do listy zbrodni niemieckich z czasów II wojny światowej, które były przedmiotem toczących się procesów w Norymberdze.

Niemieccy obrońcy podsądnych szybko poradzili sobie z obaleniem sowieckich teorii. Co ciekawe, materiały przeczące tym oskarżeniom przekazywały także osoby związane z polskim rządem w Londynie.

Czy jest prawdą, że po śmierci Stalina, w ramach rozliczenia z okresem jego rządów, Nikita Chruszczow proponował Władysławowi Gomułce ujawnienie zbrodni NKWD?

Nie ma na to dowodów. Genezą tej pogłoski są fałszywe wspomnienia Gomułki, opublikowane w Izraelu, w których jest zawarta ta informacja. Sam Gomułka zaprzeczał, by padła taka propozycja i wielokrotnie żądał od władz PRL, by zdementowały te doniesienia. Należy sądzić, że była to prowokacja przeciwko byłemu już przywódcy PZPR, paszkwil napisany w ramach wewnętrznych rozgrywek na szczytach komunistycznej władzy. Co więcej, istota takiego pomysłu nie mieściła się w logice rozliczeń z okresem stalinowskim. Gdy się przejrzy dokumenty z epoki Chruszczowa, to widać, że największą zbrodnią Stalina miały być represje wymierzone w komunistów i niektóre inne sowieckie ofiary zbytniej podejrzliwości genseka i aparatu bezpieczeństwa. Nikt nie obwiniał go za zbrodnie dokonane na niekomunistycznych obywatelach innych państw.

Oczywiście ekipa Chruszczowa interesowała się sprawą katyńską. Wskazuje na to sprawa notatki Aleksandra Szelepina, przewodniczącego KGB. Proponował on pierwszemu sekretarzowi KC KPZR zniszczenie 21 857 teczek osobowych ofiar zbrodni katyńskiej. W dokumencie Szelepin napisał wprost, że są to jeńcy z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa oraz więźniowie rozstrzelani w 1940 roku. Nie jest przesądzone, czy teczki zostały zniszczone. Widać jednak, że bliższa prawdy jest wersja o woli, by definitywnie zamieść sprawę pod dywan, niż ją ujawnić.

W 1969 roku mamy do czynienia z kolejnym elementem operacji dezinformacyjnej. Władze Związku Radzieckiego tworzą na Białorusi ogromne mauzoleum upamiętniające cywilne ofiary wojny z Niemcami. Na symboliczne miejsce pamięci wybrana zostaje wioska Chatyń.

Nie był to przypadek, że z wielu miejscowości zniszczonych w czasie wojny przez Niemców na Białorusi wybrano właśnie tę, której nazwa tak bardzo przypomina Katyń. Był to element planu zamazania prawdziwej historii. Do mauzoleum zapraszano zagraniczne delegacje i próbowano w ich świadomości zmieszać zbrodnie niemieckie na Białorusi ze zbrodnią katyńską. Sam pamiętam sytuacje, gdy w rozmowach z Rosjanami przywoływałem Katyń, a oni od razu myśleli o Chatyniu.

Czy zgodziłby się Pan ze stwierdzeniem, że za czasów rządów Gomułki i Gierka sprawa katyńska została zepchnięta w PRL na margines? Nikt oczywiście nie mógł powiedzieć prawdy, ale też jakoś intensywnie nie promowano sowieckiej wersji. Zmiana nastąpiła po dojściu do władzy Wojciecha Jaruzelskiego. Na Powązkach stanął wówczas pomnik z kłamliwą datą mordu, a w podręczniku do historii wskazano Niemców jako winowajców.

Przez cały okres PRL obowiązywała jedna wersja, ale zmieniała się taktyka działania. Nawet w ZSRR możemy zaobserwować pewne zmiany. W wydanej w latach pięćdziesiątych „Wielkiej encyklopedii radzieckiej” pod hasłem „Katyń” znajdziemy wersję komisji Burdenki. W tym samym wydawnictwie z lat siedemdziesiątych nie ma już w ogóle żadnej o tym wzmianki. W latach osiemdziesiątych, gdy w Polsce działa już silna opozycja i pojawiają się publikacje w drugim obiegu, ekipa Jaruzelskiego stanęła przed dylematem, jak odpowiedzieć na prawdę o Katyniu. Stąd te wzmożone działania, by przywołać wersję oficjalną.

Związek Radziecki się rozpada i na fali pierestrojki w 1990 roku, w kolejną rocznicę ujawnienia zbrodni, radziecka agencja prasowa podaje po raz pierwszy w historii, że za mord polskich oficerów jest odpowiedzialny NKWD. Sekretarz generalny KC KPZR Michaił Gorbaczow przekazuje wówczas Jaruzelskiemu zbiór dokumentów dotyczących zbrodni. Jednocześnie radziecka prokuratura wszczyna śledztwo. Czy jej ustalenia nadal potwierdzały kłamstwo wymyślone przez NKWD?

Póki było zielone światło ze strony władz w Moskwie, zrobiono bardzo dużo. W wielu obszarach naświetlono prawdę o wydarzeniach z 1940 roku. Przede wszystkim przesłuchano bezpośrednich świadków, dzięki czemu wiemy, jak przebiegały egzekucje jeńców ze Starobielska i Ostaszkowa w więzieniach w Charkowie i Kalininie. Paradoksalnie mniej wiemy obecnie o przebiegu egzekucji w Katyniu. To był moment w historii Rosji, gdy wahano się w ocenie epoki komunistycznej, a aparat bezpieczeństwa był osłabiony. To jednak nie trwało długo i w pewnym momencie zaczęły się pojawiać problemy. Były na przykład prośby prokuratury o udostępnienie dokumentów z Ministerstwa Bezpieczeństwa, a resort odpowiadał, że nimi nie dysponuje. Nie udowadniał przy tym, że zostały zniszczone czy przekazane do innych archiwów. Po prostu nie ma i tyle. Sprawa badania zbrodni katyńskiej przez Rosjan kończy się wraz z dojściem do władzy Władimira Putina, co było oznaką powrotu służb bezpieczeństwa na szczyty władzy. Śledztwo staje w martwym punkcie, zostaje potem umorzone, a uzasadnienie tej decyzji jest tajne.

Czy w Rosji nadal są poważne środowiska naukowe czy polityczne, które w ogóle kwestionują sowiecką odpowiedzialność za zbrodnię katyńską?

Olbrzymia część Rosjan kwestionuje prawdę o mordzie z 1940 roku. Ukazują się książki i artykuły prasowe powielające tezy komisji Burdenki, a Polacy próbujący mówić prawdę są oskarżani o rusofobię. Ujawnione dokumenty KPZR i NKWD, które potwierdzają wykonanie egzekucji przez Rosjan, są natomiast uznawane za fałszywki. Funkcjonuje teoria, że przyznanie się do odpowiedzialności za Katyń przez Borysa Jelcyna było natowską operacją szpiegowską, obliczoną na skłócenie słowiańskich narodów i rozszerzenie amerykańskiej strefy wpływów we wschodniej Europie. Bardziej oficjalna rosyjska wersja głosi natomiast, że sprawa odpowiedzialności nie jest definitywnie rozstrzygnięta i nie do końca wiadomo, co się stało, choć nie mówi się o winie niemieckiej.

Dr Witold Wasilewski jest historykiem, specjalistą z dziedziny stosunków polsko-radzieckich, zbrodni katyńskiej oraz procesu jej zakłamywania. Jest autorem książki pt. „Ludobójstwo. Kłamstwo i walka o prawdę. Sprawa Katynia 1940–2014”. Od 2004 roku pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej.  

Rozmawiał Maciej Chilczuk

autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski, arch. Muzeum Broni Pancernej

dodaj komentarz

komentarze


Czy Orka przypłynie z Korei?
 
Olimp w Paryżu
Zagraniczne wsparcie „Feniksa”
Ostre słowa, mocne ciosy
Trójstronne porozumienie
Więcej wojska wesprze powodzian
Ocean dronów
Underwater Academy
Cyniczna gra Bacha
Szef MON-u nagrodzony przez Forum Ekonomiczne
Realizm dowodzenia
O bezpieczeństwie na Warsaw Security Forum
Paryż – odliczanie do rozpoczęcia igrzysk!
Projekt wsparcia dla pracodawców żołnierzy
25 km na 25 lat Polski w Sojuszu
Na zapleczu Feniksa
WOT z Pomorza ze wsparciem dla Dolnego Śląska
Odznaczenia państwowe za medale paryskich igrzysk
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
„Feniks” rozwija skrzydła
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
WAT po raz 74 zainaugurował rok akademicki
Czworonożny żandarm w Paryżu
Podwyżki dla niezawodowych
NATO silniejsze niż kiedykolwiek
Polska i Turcja – od wojen do szacunku i sympatii
Wojsko Polskie w oczach zagranicznych mediów
Hubalczycy nie złożyli broni
Tłumy biegły po nóż komandosa
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Album o żołnierzach-olimpijczykach
MON podsumowało 10 miesięcy rządów koalicji
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Olympus in Paris
Pamiętamy o bohaterach Batalionów Chłopskich
Szef amerykańskiej dyplomacji w Warszawie
Coraz bardziej niebezpiecznie na Bliskim Wschodzie
Wojsko połączy Głuchołazy
Bataliony Chłopskie – bojowe szeregi polskiej wsi
Najlepsi sportowcy wśród terytorialsów to …
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Żołnierze generała Kleeberga pokonują czerwonoarmistów
Drony nad poligonem
Szturm na radar
Płk dr Sowa: Szkolenie rezerw osobowych jest częścią planu budowy systemu służby powszechnej
Nie rewolucja, lecz ewolucja
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Tajfun, czyli czasami mniej znaczy więcej
Ogniem i dynamitem
Ukraińska wizja MRAP-a
Tydzień Kormorana
„Kieszonkowy” okręt podwodny
Żołnierze z NATO wesprą „Feniksa”
Wyższe świadczenie mieszkaniowe dla żołnierzy
Widzenie przyszłości
Ukoić ból po stracie
Od satyry Tuwima do piekła
Pod Kockiem walczyli do końca
Polskie rakiety do Homara-K

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO