73 lata temu 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, dowodzona przez gen. Zygmunta Berlinga, rozpoczęła bitwę z Niemcami w okolicach Lenino. Było to pierwsze starcie jednostki utworzonej w ZSRR. Dwudniowa bitwa, w której zginęło ponad pół tysiąca Polaków, była później wykorzystywana do celów propagandowych jako przykład polsko-radzieckiego „braterstwa broni”.
Tuż przed szóstą rano 12 października 1943 roku 1 Batalion 1 Pułku Piechoty mjr. Bronisława Lachowicza ruszył do ataku na niemieckie pozycje pod Lenino na Białorusi. Żołnierze z 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki natrafili na silny opór i musieli się wycofać, ponosząc ciężkie straty. Główny szturm rozpoczął się o 10.30. Miał go poprzedzić 100-minutowy ostrzał artyleryjski na niemieckie pozycje, jednak ze względu na gęstą mgłę zalegającą nad pobliską rzeką, ostrzał opóźniono i skrócono. Mimo to kościuszkowcy ruszyli do ataku, sforsowali rzekę Miereję i opanowali skraj niemieckich pozycji.
Dwie armie
Kim byli żołnierze tworzący armię Berlinga? I dlaczego komunistyczna propaganda posłużyła się nimi do lansowania tezy o polsko-radzieckim „braterstwie broni”? Po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 roku zostały wznowione kontakty dyplomatyczne pomiędzy ZSRR a rządem polskim na uchodźstwie. – Dzięki zawartemu 30 lipca 1941 roku układowi Sikorski–Majski oraz ogłoszeniu tzw. amnestii dla obywateli polskich mogli oni opuścić łagry i więzienia i wstąpić do tworzonej w ZSRR armii polskiej – mówi dr Maciej Korkuć, historyk z krakowskiego oddziału Instytut Pamięci Narodowej.
Dowódcą polskiego wojska został gen. Władysław Anders. Oficer 29 września 1939 roku trafił do sowieckiej niewoli i spędził dwa lata w moskiewskim więzieniu. Mimo wielokrotnych przesłuchań i nacisków nie zdecydował się na wstąpienie do Armii Czerwonej. Do tworzonego przez gen. Andersa wojska wstąpiło 78 tys. żołnierzy, którzy (między sierpniem a listopadem 1942 roku) zostali ewakuowani do Iranu.
Po ujawnieniu zbrodni katyńskiej i zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Polską w kwietniu 1943 roku Józef Stalin podjął decyzję o zorganizowaniu Wojska Polskiego u boku Armii Czerwonej. Zajął się tym kierowany przez Wandę Wasilewską Związek Patriotów Polskich – organizacja utworzona przez Stalina w lutym 1943 roku. Radziecki dyktator chciał, by należący do Związku działacze komunistyczni byli przygotowywani do przejęcia władzy w Polsce.
Na czele formowanej w Sielcach nad Oką 1 Dywizji Piechoty Stalin postawił ppłk. Zygmunta Berlinga. Oficer także został aresztowany przez NKWD po 17 września 1939 roku. Trafił do obozu jenieckiego w Starobielsku, gdzie nawiązał współpracę z Sowietami.
Polskie drogi
Do wojska Berlinga zgłaszali się głównie polscy ochotnicy. – To byli tacy sami sybiracy i zesłańcy, jak ich koledzy, którzy zaciągnęli się do armii gen. Andersa – mówi dr Korkuć. Jak dodaje historyk, stwierdzenie, że „nie zdążyli oni do Andersa” jest tylko częścią prawdy. – Stalin wielu z nich nie pozwolił na dostanie się do polskiego wojska. Zgodnie z jego wytycznymi radzieccy urzędnicy stawiali przed ochotnikami rozmaite przeszkody – tłumaczy dr Korkuć.
Dla tych osób wstąpienie w szeregi armii Berlinga i walka z Niemcami była sposobem na wyrwanie się z sowieckiej ziemi i powrót do Polski z bronią w ręku. Czasem o tym, do którego wojska ktoś trafił, decydował uśmiechu losu lub przypadek.
Potwierdza to historia płk. Romana Marchwickiego. – O formowaniu armii Andersa dowiedzieliśmy się z młodszym bratem Ryszardem jesienią 1942 roku – opowiadał kombatant w 1998 roku podczas uroczystości rocznicowych pod Lenino. Obaj wyruszyli z miejscowości Żołymbet w Kazachstanie w okolice Taszkientu, gdzie miały się formować polskie oddziały. Jednak na jednej ze stacji spotkali wracających z południa Polaków, którzy przekonywali ich, by zawrócić, bo na razie wstrzymano tworzenie kolejnych oddziałów. – Zdecydowałem się na powrót, bo jako najstarszy z czwórki braci chciałem pomóc matce w utrzymaniu rodziny. Byłem przekonany, że kiedy znów zacznie się zaciąg, stawię się na wezwanie – mówił płk Marchwicki. Brat został, bo obawiał się po powrocie kary za nieumyślne spowodowanie awarii windy kopalnianej, przy której był zatrudniony.
Jednak wiosną wyszła na jaw sprawa katyńska i możliwość zaciągnięcia się do Andersa przepadła. Jedyną szansą na powrót do ojczyzny było wojsko gen. Berlinga. Marchwicki zdecydował się wstąpić w jego szeregi, choć nie miał większych złudzeń co do intencji Sowietów. – Jechałem do Sielc z mieszanymi uczuciami co do charakteru wojska organizowanego przez polskich komunistów, ale nie miałem innego wyboru – wspominał oficer. W ten sposób jego brat walczył u boku gen. Andersa i pozostał po wojnie w Londynie, a płk Marchwicki razem z oddziałami gen. Berlinga doszedł do czeskiej Pragi.
Starcie nad Miereją
1 Dywizja Piechoty, sformowana w maju 1943 roku, została podporządkowana 33 Armii gen. Wasilija Gordowa. 15 lipca – w rocznicę bitwy pod Grunwaldem – żołnierze złożyli przysięgę. W rocie znalazły się słowa o „wierności sojuszniczej Związkowi Radzieckiemu” i dochowaniu „braterstwa broni sojuszniczej Czerwonej Armii”. Pod koniec sierpnia w tworzonej Dywizji nadal były dość poważne braki kadrowe, szczególnie wśród oficerów i podoficerów. Szkolenie żołnierzy trwało zaledwie cztery miesiące, po czym wyruszyli na front. Pierwszym zadaniem kościuszkowców miało być przełamanie linii obrony niemieckiej w rejonie Smoleńska, nieopodal wsi Lenino.
Polscy żołnierze opanowali skraj niemieckich pozycji, niestety w błotnistej rzece utknęły czołgi, które miały wesprzeć uderzenie piechoty. Co gorsza, radzieckie oddziały nie wsparły atakujących Polaków. – Sąsiednie 42 i 290 Dywizja Strzelecka nie ruszyły się ze swych stanowisk – napisano w dzienniku 1 DP. Wspominał o tym również płk Marchwicki: „Z 12 na 13 października wchodziłem z moim plutonem na wzgórze, było ciemno i straciliśmy łączność z kompanią. Okopaliśmy się i czekaliśmy. Nad ranem podjąłem decyzję o wycofaniu się. Rosjan, którzy mieli nas zluzować, spotkałem na drugim brzegu rzeki, nie wybierali się z pomocą”.
Ostrzeliwani i bombardowani przez nieprzyjacielskie samoloty Polacy musieli się wycofać. 1 DP szturmowała niemieckie pozycje również drugiego dnia bitwy i ponownie napotykała zmasowany ogień nieprzyjaciela. W nocy z 13 na 14 października kościuszkowców zastąpiły oddziały radzieckie.
Podczas dwudniowych walk poległo 510 Polaków, 1776 zostało rannych, ponad 650 zaginęło, a 116 dostało się do niewoli. Szacuje się, że cześć z zaginionych przeszła na niemiecką stronę, uciekając od Sowietów. W sumie 1 DP straciła ponad 20 proc. swojego stanu. Po niemieckiej stronie było około 1500 rannych i zabitych, ponad 320 dostało się do niewoli.
Narzędzie Stalina
– Z militarnego punktu widzenia bitwę trudno nazwać zwycięską. Chociaż dywizja, kosztem olbrzymich strat, przerwała pierwszą linię obrony nieprzyjaciela i wdarła się dwa kilometry w głąb ich pozycji. Niestety, pozbawiona radzieckiego wsparcia, nie dała rady przełamać obrony Niemców, którzy wkrótce odzyskali utracony teren – przypomina historyk IPN.
Mimo to komunistyczna i sowiecka propaganda przedstawiały bitwę jako nasze wielkie zwycięstwo. W okresie PRL-u starcie żołnierzy pod Lenino gloryfikowano do tego stopnia, że na pamiątkę bitwy 12 października ustanowiono Dniem Wojska Polskiego (w latach 1950–1992).
Lenino stało się jednym z fundamentów komunistycznej propagandy i symbolem polsko-radzieckiego „braterstwa broni”. Jak mówi dr Korkuć, Stalin wykorzystał bitwę i berlingowców do politycznej demonstracji na konferencji w Teheranie. Wykazał tam zachodnim aliantom, że stworzona przez komunistów u boku Stalina polska dywizja bije się chętnie, a nie stoi „z bronią u nogi”, jak armia Andersa. – Tragedia zwykłych żołnierzy Berlinga polega na tym, że stali się oni narzędziem w rękach Stalina – mówi historyk. Jak dodaje, nie tylko byli elementem propagandy, wykorzystano ich też do budowy komunizmu w Polsce, zwalczania podziemia niepodległościowego i wprowadzania nowej władzy.
– Większość z nich wolałby służyć w normalnym wojsku niosącym Polsce niepodległość, a nie w armii podporządkowanej Sowietom, ale nie mieli innego wyjścia. Dlatego wielu – szczególnie po wkroczeniu armii na polskie tereny – dezerterowało. Mimo że groziła im za to kara śmierci – zaznacza dr Korkuć.
autor zdjęć: Krzysztof Żuczkowski/ Forum
komentarze