W Chełmnie chronili z powietrza saperów, w Wędrzynie wykonają nocne loty, potem jeszcze będą strzelać na poligonie w Drawsku Pomorskim i wspólnie szkolić się z żołnierzami wojsk specjalnych. Polskie Głuszce, Mi-24, Mi-2 oraz amerykańskie Black Hawki, Apache i Chinooki od kilku dni ćwiczą razem podczas manewrów „Anakonda-16”.
AH-64D Apache
W 12 Bazie Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu stacjonują śmigłowce biorące udział w „Anakondzie”. Żołnierzami z 1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych z Inowrocławia dowodzi ppłk pil. Piotr Kowalski. – Mamy tu ponad 120 osób personelu lotniczego i 12 śmigłowców: sześć Mi-24, dwa W-3PL Głuszec i cztery Mi-2 – wyjaśnia dowódca 2 Eskadry Śmigłowców. W Mirosławcu są również lotnicy z amerykańskiego batalionu śmigłowców 1-3 ARB (Attack Reconnaissance Battalion), w którego skład, na czas ćwiczeń, wchodzi polski komponent lotniczy. Dowodzi nimi ppłk Ryan K. Welch. Do Mirosławca Amerykanie przebazowali się z 14 śmigłowcami AH-64D Apache, sześcioma CH-47 Chinook i trzema UH-60 Black Hawk. Polskich i amerykańskich lotników czekają cztery duże zadania do wykonania w ramach „Anakondy-16”.
Zabezpieczyć saperów
We wtorek żołnierze wojsk inżynieryjnych budowali przeprawę na Wiśle. Nad ich bezpieczeństwem czuwały wówczas z powietrza załogi polskich i amerykańskich śmigłowców. – Zadanie wykonywały dwa Głuszce i dwa Apache, nad nami były jeszcze myśliwce F-16 – mówi ppłk pil. Kowalski.
Zaplanowanie takiej misji trwa dwa dni. Wymaga wielu ustaleń, między innymi z obroną przeciwlotniczą oraz innymi rodzajami lotnictwa. – Załogi śmigłowców muszą mieć wyznaczone miejsce w przestrzeni powietrznej oraz czas, w jakim mogą wykonywać loty – wyjaśnia dowódca eskadry. Trzeba też przewiedzieć, jak długo śmigłowce będą w powietrzu, by obliczyć ilość niezbędnego paliwa. – Zatankowane do pełna śmigłowce mogą spędzić w powietrzu prawie 2,5 godziny. Sam lot z Mirosławca do Chełmna zajmuje około 45–50 minut. Musieliśmy więc wiedzieć, ile czasu będziemy musieli zabezpieczać saperów – mówi ppłk Piotr Kowalski.
Mi-17
Załogi śmigłowców przebywały w pobliżu przeprawy około 50 minut, potem poleciały do Inowrocławia na wysunięte lądowisko tankowania i uzbrajania (FARP – Forward Arming and Refueling Point), gdzie można przywrócić gotowość bojową maszyn. Po zatankowaniu wróciły nad przeprawę. Działania prowadziły wspólnie z załogami śmigłowców Apache. Razem zaplanowali trasę oraz czas lotu i pracy. – Nasze śmigłowce prowadziły ochronę okrężną bezpośrednio nad przeprawą, Apache trochę dalej od nas i pozostawały w zawisie, ponieważ są to śmigłowce idealnie przygotowane do ochrony statycznej – wyjaśnia ppłk Kowalski.
Pod osłoną nocy do Wędrzyna
W nocy z 10 na 11 czerwca odbędzie się misja powietrzno-lądowa. Amerykańskie Chinooki i Black Hawki zabiorą żołnierzy ze Świdwina i przetransportują na poligon w Wędrzynie. – Nasze Mi-24 będą osłaniać amerykańskie śmigłowce transportowe wraz z Apachami – wyjaśnia ppłk Kowalski. Śmigłowce będą lecieć w turach. Najpierw pary dwóch Mi-24 i dwóch Apache sprawdzą, czy rejon lądowania jest bezpieczny. Jeśli okaże się, że nie, „wyczyszczą strefę lądowania”. Oznacza to, że unieszkodliwią ewentualnego przeciwnika, który pojawi się na lądowisku. Tam też będzie JTAC (Joint Terminal Attack Controller) – żołnierz, który precyzyjnie wskazuje obiekt ataku i odpowiada za koordynację działań w przestrzeni powietrznej w rejonie wykonywania zadań ogniowych. W razie kłopotów JTAC naprowadzi śmigłowce na cel.
CH-47 Chinook
Noc daje żołnierzom przewagę. Łatwiej wówczas zamaskować przelot i zminimalizować potencjalne zagrożenia. Bardzo pomocne okazują się także specjalne grupy zabezpieczenia desantowania, które wcześniej docierają w dany rejon i dokładnie sprawdzają teren.
W operacji tej liczy się czas desantowania. – Najważniejsze to być jak najkrócej nad lądowiskiem i na samym lądowisku. Wówczas jesteśmy bowiem dla przeciwnika najłatwiejszym, prawie nieruchomym celem i demaskujemy miejsce desantowania. Statystycznie najwięcej śmigłowców jest niszczonych właśnie wtedy – mówi dowódca eskadry. – Nasze maszyny będę osłaniać amerykańskie załogi śmigłowców transportowych, narażone na takie niebezpieczeństwo.
Ta misja będzie bardzo długa. Załogi wystartują przed świtem, a cały lot będzie trwał kilka godzin. Polskie śmigłowce zostaną wyposażone w dodatkowe, przypominające wielkie cygara, podwieszane zbiorniki paliwa. Dzięki nim tak długi lot będzie możliwy. W operacji wezmą również udział załogi śmigłowców Mi-17 z 25 Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego.
Śmigłowce nad Drawskiem
14 czerwca na poligonie w Drawsku żołnierze sprawdzą swoje umiejętności w działaniach ogniowych (Joint Fire Excercise). Pododdziały z różnych krajów będą strzelać z armatohaubicy Dana i amerykańskich haubic kalibru 105 mm. Ich zadaniem będzie jak najdłuższe i najskuteczniejsze ostrzeliwanie wirtualnego przeciwnika. – Śmigłowce będą uczestniczyć również w tym ćwiczeniu. Zadania bojowe będzie realizować para Mi-24, strzelając z działek pokładowych kalibru 23 mm. W misji wezmą też udział amerykańskie Apache i to one rozpoczną ostrzał z powietrza – mówi ppłk Kowalski. – Kiedy Amerykanie odlecą na moment na przygotowany FARP, pojawimy się my.
Mi-24
Żołnierze będą strzelać kilka godzin, a śmigłowce zapewnią im bezpośrednie wsparcie z powietrza. Dowódca ćwiczącej brygady lub batalionu w razie potrzeby może wezwać za pośrednictwem JTAC-a śmigłowce. – Wchodzimy do działań na jego komendę. Jesteśmy w ciągłej łączności z JTAC-ami. To oni przez radio mówią załogom śmigłowców, gdzie jest cel. Oczywiście namierzamy go również z wykorzystaniem pokładowych systemów celowniczych i nawigacyjnych, ale gdy lecimy bardzo nisko, w locie koszącym, pomoc wysuniętego nawigatora naprowadzania jest bezcenna – mówi ppłk Kowalski. Śmigłowce będą strzelać na maksymalnych zasięgach uzbrojenia. Oznacza to, że muszą skutecznie razić cel, będąc jak najdalej od przeciwnika.
Śmigłowce z wojskami specjalnymi
Dwa Apache, Mi-24 oraz Głuszce i śmigłowce Mi-17 z 7 Eskadry Działań Specjalnych wezmą udział w zadaniu przewidzianym na ostatni dzień ćwiczeń. – Załogi będą wykonywać typowe działania wojsk specjalnych w rejonie lądowiska w Olesznie. Będzie się dużo działo, ale nic więcej dzisiaj powiedzieć nie mogę – ucina ppłk Piotr Kowalski. – Nie będzie cicho, ale z pewnością skutecznie.
autor zdjęć: Baza Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu
komentarze