Na misji w Afganistanie byłem uzbrojony trochę nietypowo. Broń, kamizelkę kuloodporną czy hełm dostawałem, bo jestem żołnierzem i to nikogo nie dziwiło. Ale na plecach taszczyłem jeszcze wiele kilogramów zupełnie niewojskowego wyposażenia… kamery telewizyjne, aparaty fotograficzne, obiektywy. Dzięki nim mogłem dokumentować służbę naszych żołnierzy na misjach jako członek Zespołu Reporterskiego Combat Camera Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.
Wiele lat zdobywałem doświadczenie, a proszę wierzyć, że bycie żołnierzem i jednocześnie reporterem, szczególnie na wojnie, naprawdę nie jest łatwe. W jednym ręku broń, w drugiej aparat lub kamera. Często pojawiał się dylemat, co wybrać - przestrzegać wojskowych zasad, czy zrobić dobre zdjęcie, choć to wymaga lekkiego nagięcia procedur. Najważniejsze oczywiście było bezpieczeństwo własne i kolegów, ale korciło mnie często, by bardziej się wychylić, stanąć trochę za bezpieczną linią. I czasem ten instynkt reportera rzeczywiście wygrywał.
Teraz zostałem szefem Combat Camery i chciałbym przede wszystkim moich ludzi nauczyć tego, co sam potrafię. Chcę też byśmy częściej z naszą reporterską pracą wychodzili poza wojsko, brali udział w warsztatach, pokazach, konkursach. Nasze filmy i zdjęcia już nieraz były nagradzane. Musimy pomyśleć też o nowym sprzęcie, bo niestety przegrał on w zmaganiach z afgańskim i czadyjskim kurzem. Zmierzam powalczyć też o nowinki techniczne: kamerki nahełmowe, obiektywy do robienia zdjęć nocą, nowy sprzęt do obróbki materiałów. A wszystko po to, by jak najlepiej pokazać naszą służbę poza granicami kraju.
komentarze