moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Bataliony Chłopskie – bojowe szeregi polskiej wsi

Żołnierzy Batalionów Chłopskich lub ludzi wywodzących się z tej formacji znajdziemy właściwie przy okazji wszystkich poważniejszych działań wojskowych konspiracji. Cechowało ich silne oblicze niepodległościowe i przywiązanie do ziemi. Nic więc dziwnego, że odnajdziemy ich również w szeregach podziemia powojennego – podkreśla dr Dawid Golik, politolog z Oddziału IPN w Krakowie.


Antonina Kowalczuk, Stefan Skoczylas „Konar", Anna Kowalczuk podczas postoju I batalionu im. „Ziemi Podlaskiej” Batalionów Chłopskich we wsi Ratajewicze, maj 1944. Fot. WBH

W rankingu formacji zbrojnych polskiego podziemia z okresu II wojny światowej Bataliony Chłopskie plasowane są na drugim miejscu, zaraz po Armii Krajowej. Mam jednak wrażenie, że nie przekłada się to na pamięć historyczną. Coraz rzadziej o BCh się mówi i pamięta, nawet na wsi, a jeśli się o nich wspomina, to przeważnie w fałszywym świetle, twierdząc na przykład, że to była formacja lewicowa… Z czego to wynika?

Dr Dawid Golik: Przede wszystkim musimy pamiętać o tym, że zdecydowaną większość struktur Batalionów Chłopskich zdołano, lepiej lub gorzej, scalić z Armią Krajową. Stąd też w chwili, kiedy ich aktywność powinna być największa – a więc w okresie „Burzy” i w czasie bezpośrednio tę akcję poprzedzającym, gdy miały miejsce częste walki z Niemcami – dawni bechowcy funkcjonowali już w ramach Armii Krajowej, częściowo rozpływając się w tej formacji. Czasem tworzyli samodzielne oddziały, o ludowym rodowodzie, ale działające już pod akowskim szyldem (rzadziej pozostawał jako obowiązujący ten bechowski). Częściej jednak wchłaniani byli przez zbudowane wcześniej struktury Sił Zbrojnych w Konspiracji – bechowskie plutony zasilały akowskie placówki, poszczególni ludzie lub całe grupy włączano do oddziałów partyzanckich, w końcu ważni oficerowie BCh stawali się „dublerami” akowców na różnych szczeblach dowódczych. Mam tu przede wszystkim na myśli na przykład funkcje zastępców komendantów obwodów lub też szefów poszczególnych referatów w pionie wojskowym Polskiego Państwa Podziemnego (rzadziej otrzymywali samodzielne funkcje).

Jest więc naturalne, że w pamięci wielu osób zachował się obraz szerokich mas akowców, a nie ludowej konspiracji. Z kolei relacje o tej ostatniej także bywają zafałszowane, gdyż jako bechowskie określa się powołane pod sam koniec wojny oddziały Ludowej Straży Bezpieczeństwa – najlepiej wyposażone i najsilniejsze grupy wywodzące się z BCh, których władze podziemnego Stronnictwa Ludowego nie zdecydowały się scalić. Oddziały te bardzo często wykonywały różne zadania porządkowe i dyscyplinujące, wymierzając kary w imieniu pionu cywilnego podziemia. Strzyżenie włosów kobietom utrzymującym bliskie kontakty z Niemcami, nakładanie kar chłosty i grzywien, zabór mienia kolaborantów, wykonywanie wyroków śmierci na konfidentach czy złodziejach – takie działania, zdecydowane i potrzebne w czasie wojny, paradoksalnie nie były odczytywane w lokalnych środowiskach jednoznacznie. Represje uznawano za niewspółmierne do win, doszukiwano się załatwiania prywatnych porachunków czy wykorzystywania działalności podziemnej do „legalizowania” zwykłych kradzieży.

Na tym tle dochodziło do wielu nieporozumień, a kiedy dodatkowo władze Stronnictwa Ludowego „Roch” nakazały swoim ludziom zbliżenie i współpracę z partyzantką sowiecką czy grupami Armii Ludowej – to wówczas doszły jeszcze oskarżenia o koniunkturalizm i sprzyjanie komunizmowi. Tę łatkę przyklejano bechowcom także po wojnie, kiedy w okresie PRL-u „władza ludowa”, starając się dodatkowo dzielić przedstawicieli niepodległościowego podziemia, odgradzała „postępowych” bechowców od „zaplutych karłów reakcji” z AK. Niestety, takie działania ułatwiali również niektórzy politycy wywodzący się ze Stronnictwa Ludowego (w tym twórca i zwierzchnik BCh z ramienia ludowców Józef Niećko), którzy później odnaleźli się w satelickim względem PZPR-u Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym.


Żołnierze Batalionów Chłopskich z Obwodu Włoszczowa,1944. Fot. WBH

Dlaczego władze polskiego ruchu ludowego w ogóle zdecydowały się na powołanie odrębnej formacji zbrojnej od ZWZ/AK? Najczęściej mówi się tu o niezgodzie ludowców na wpływy sanacji w Związku Walki Zbrojnej i konflikty z tego wynikające. Niebagatelne na pewno też były przy tym konflikty polityczne sprzed wojny, ale czy to wszystkie czynniki?

Właściwie wszystkie znaczące siły polityczne działające w okupowanej Polsce powołały do życia swoje tak zwane wojskówki, mimo że akceptowały formalnoprawne fundamenty, na których zbudowano Polskie Państwo Podziemne. Nie inaczej było z ludowcami, którzy początkowo blisko współpracowali ze Związkiem Walki Zbrojnej, a przeszkoleni wojskowo członkowie SL-u mieli stanowić tak zwane rezerwy dla podziemnej armii. Szybko jednak okazało się, że przedwojenne konflikty nie ustały, a nie ułatwiał tego fakt, że Stronnictwo Ludowe stało się najważniejszą siłą polityczną pod okupacją. Stąd chciało mieć istotny wpływ na działalność podziemną – zarówno w ramach Delegatury Rządu na Kraj, jak też w pionie wojskowym.

O ile rola ludowców w cywilnych strukturach konspiracji przez cały czas rosła, o tyle w armii podziemnej ich wpływy były celowo ograniczane przez dowództwo ZWZ-etu, które od samego początku dążyło do tego, żeby pion ten był wolny od „polityki”. Ludowcy postrzegali to jako element dyskryminacji. Obawiali się ponadto, że stracą wpływ na swoich członków, nie będą też mieli żadnych narzędzi militarnych do realizacji działań cywilnych. Pozbędą się „swojego wojska”, samemu pozostając na łasce dawnych piłsudczyków. A pamiętajmy, że ZWZ zaczął też stosunkowo wcześnie budować tak zwaną administrację zmilitaryzowaną na wypadek wybuchu powstania – a więc z perspektywy ludowców alternatywną dla Delegatury strukturę cywilną.


Dr Dawid Golik

Oczywiście pojawiały się też argumenty mówiące o tym, że ZWZ-etem targały wsypy i aresztowania, stąd też nie warto było narażać tych ludzi, którzy później mogli swoimi zeznaniami doprowadzić do aresztowań wśród działaczy SL-u. Wydaje się jednak, że czynnik polityczny był w tym wypadku o wiele ważniejszy. Wprawdzie wspólny wróg jednoczył, ale różne wizje powojennej Polski pozostawały. Ludzie nie tracili z dnia na dzień swoich ambicji, nie pozbywali się też nabytych wcześniej uprzedzeń.

W końcu komendy AK i BCh podpisały w marcu 1943 roku umowę scaleniową. Z jej realizacją różnie bywało, ale formalnie istniała. Dowództwo BCh nie powiedziało też stanowczego „nie” władzy przyniesionej na bagnetach Armii Czerwonej w 1944 roku. Partyzanci zaczęli wstępować do armii Berlinga i Żymierskiego oraz Milicji Obywatelskiej, jednocześnie wielu z nich po wojnie stawało się podporą opozycyjnego wobec komunistów PSL-u Stanisława Mikołajczyka (jak komendant główny BCh generał Franciszek Kamiński). Mało się też pamięta o tym, że słynny Józef Kuraś „Ogień” wyrósł z ruchu ludowego i w jego oddziale przysięgało się na Polskę Ludową. Świadczy to o rozdarciu politycznym czy wręcz przeciwnie – o dążeniu wszelkimi sposobami do jednego i wciąż niezrealizowanego celu – reformy rolnej?

To, że ludowcy byli od lat zwolennikami reformy rolnej i modernizacji wsi, nie znaczy, że wyobrażali sobie Polskę jako niesuwerenną i podległą obcej władzy. Niewątpliwie nie było możliwości powrotu do przedwojennej formy sprawowania rządów. Dało się to dostrzec zarówno w kraju, jak i na uchodźstwie. Przecież trudno nazwać generała Władysława Sikorskiego piłsudczykiem. Istotną rolę w kształtowaniu polskiej polityki czasu wojny odgrywali też zmarginalizowani wcześniej przez sanację socjaliści, narodowcy czy właśnie ludowcy. Zapewne, gdyby Polska uzyskała po wojnie demokratyczne oblicze, to właśnie ci ostatni w sposób legalny zdobyliby władzę i wprowadzili reformy.

W połowie 1944 roku zdawali już jednak sobie sprawę z tego, że to nie obywatele będą decydować o kształcie powojennego kraju, lecz Armia Czerwona i Stalin. Szukano więc sposobu na to, jak można będzie w przyszłości wpłynąć na losy Polski lub ewentualnie na poszczególne decyzje jej dotyczące. Stąd wspierane przez Brytyjczyków zabiegi Stanisława Mikołajczyka na arenie międzynarodowej i próby unormowania relacji z Sowietami. Stąd też nawiązywanie pod okupacją taktycznej współpracy przez bechowców z oddziałami partyzantki sowieckiej czy Armii Ludowej, które w wielu wypadkach umożliwiały następnie przenikanie do struktur nowej władzy.

Tak właśnie słynny „Ogień”, Józef Kuraś, znalazł się w nowotarskim Urzędzie Bezpieczeństwa, a jego ludzie zasilili też tworzoną od podstaw Milicję Obywatelską. Ale nie tylko oni podążali tą ścieżką. Gdy przyjrzymy się wszystkim sąsiadującym z Nowym Targiem powiatom, zobaczymy, że w każdym z nich do UB i MO trafiali ludowcy, a szli tam na rozkaz swoich władz zwierzchnich. Zresztą w milicji było też sporo akowców – część z nich w kwestionariuszach osobowych wpisywała fałszywie, że w czasie wojny służyli w AL! Ale Sowietów i działających na ich rzecz komunistów nie dało się tak łatwo przechytrzyć i już po kilku miesiącach oczyszczano te struktury z „elementu niepewnego”. Oczywiście zdarzali się zdrajcy, jednostki, które zaprzedały się nowej, narzuconej władzy, ale większość ludowców nie zdecydowała się na długofalową współpracę. Szybko odnajdziemy ich albo w powojennej partyzantce, albo w lokalnych kołach PSL-u Mikołajczyka.

Jak Pan ocenia wkład zbrojny BCh w walkę z okupantem? Najczęściej mówi się tu o samoobronie wsi polskiej przed represjami i pacyfikacjami niemieckimi, przywołuje Zamojszczyznę czy Świętokrzyskie. Czy dochodziło też do walki z drugim okupantem – Sowietami?

Wydaje się, że w większości przypadków działalność samodzielnych oddziałów BCh nie odbiegała od akcji realizowanych przez inne grupy podziemia. Miały więc miejsce starcia z Niemcami, rozbijanie posterunków policji „granatowej”, uwalnianie ludzi z więzień i aresztów. To właśnie ludowe podziemie odegrało zasadniczą rolę w walce o zachowanie polskości Zamojszczyzny – i nie mam tu jedynie na myśli ochrony ludności polskiej przed wysiedleniem oraz utrudnianie kolonizowania tych ziem przez niemieckich osadników. Ważne są też te działania, które bechowcy realizowali w celu ograniczenia aktywności nacjonalistów ukraińskich. Niebagatelne znaczenie mają również działania Oddziałów Specjalnych LSB w zwalczaniu szerzącej się pod koniec wojny przestępczości pospolitej, a także dyscyplinowanie społeczeństwa poprzez działania tak zwanej Straży Samorządowej. Bechowców lub ludzi wywodzących się z tej formacji znajdziemy właściwie przy okazji wszystkich poważniejszych działań wojskowych konspiracji.

Należy pamiętać, że mieli oni silne oblicze niepodległościowe, charakteryzowało ich też przywiązanie do ziemi i religii katolickiej. Nic więc dziwnego, że odnajdziemy ich również w szeregach podziemia powojennego. Wspominaliśmy już o „Ogniu”, ale przecież należy też pamiętać o takich postaciach, jak Mieczysław Wądolny „Mściciel” działający w rejonie Wadowic czy legendarny partyzant Podkarpacia Józef Cieśla „Topór”. Fakt działalności w BCh nie chronił przed komunistycznymi represjami. Z rąk UB zginął przecież na krakowskich Plantach pułkownik Narcyz Wiatr „Zawojna”, komendant BCh na Małopolskę i Śląsk, a po scaleniu zastępca komendanta Okręgu AK Kraków. Wiosną 1945 roku bezpieka zamordowała na terenie Limanowej podejrzewanego o kontakty z podziemiem dowódcę oddziału LSB „Opór” Wojciecha Dębskiego „Bicza”, niedługo później w jednej z obław zastrzelona została Genowefa Kroczek „Lotte” – sanitariuszka i jedna z najaktywniejszych w Małopolsce działaczek Ludowego Związku Kobiet. Dramatyzmu całej sytuacji dodaje fakt, że ranną kobietę dobił strzałem w głowę dawny partyzant BCh Tadeusz Lecyn, który służąc w UB, wydawał swoich byłych kolegów i współpracowników. Zlikwidował go niebawem złożony z dawnych akowców i ludowców oddział miejscowej samoobrony.


Patrol ze Szkoły Podchorążych Batalionów Chłopskich z obwodu Krasnystaw w lesie Stasin,  maj 1944. Fot. WBH

Często podkreśla się wrogość między BCh a Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Czy faktycznie istniała aż tak wielka przepaść ideologiczna i nienawiść między tymi formacjami? Wszak bez przychylności wsi żadna partyzantka nie miałaby większych szans dłuższego przetrwania.

Wbrew utartym, również przez powojenną, komunistyczną propagandę, schematom, wpływy ruchu narodowego na wsi także były duże. Dało się to odczuć w czasie okupacji, kiedy prężnie na prowincji rozwijały się struktury Narodowej Organizacji Wojskowej i Narodowych Sił Zbrojnych, a pod sam koniec wojny powstawały też oddziały Obozowych Drużyn Bojowych. Wydaje się, że ludowcy obawiali się niekiedy aktywności narodowców i przejmowania przez nich najbardziej wartościowych i nadających się do pracy konspiracyjnej jednostek. Oczywiście, na poziomie dowódców czy zwierzchników politycznych poszczególnych grup różnice ideologiczne bywały spore, ale miejmy świadomość, że podstawą każdej partyzantki byli chłopi – bez względu na to, czy była ona akowska, bechowska, czy związana z ruchem narodowym.

Na tej samej zasadzie polska wieś wspierała równolegle różne grupy podziemia – ważny był bowiem ostateczny cel, czyli wywalczenie niepodległości, a nie polityczne barwy. Także to, że dany człowiek znalazł się w partyzantce ludowej czy narodowej, w wielu wypadkach zależało od przypadku, osobistych znajomości, aktywności kolegów czy krewnych. Widać to szczególnie na przykładzie powojennej działalności oddziału NSZ-etu „Żandarmeria” kapitana Jana Dubaniowskiego „Salwy” operującego w okolicach Bochni. Jego dowódca był w czasie wojny oficerem AK, jednak szukając sojuszników w nowej walce, związał się po wojnie z NSZ-etem. Przy czym wśród jego podwładnych zdarzali się dawni akowcy, członkowie placówek NOW oraz ludowcy. Jeden z najwierniejszych żołnierzy „Salwy”, Józef Mika „Wrzos”, w czasie wojny działał w BCh, nie miał jednak najmniejszych oporów, żeby walczyć z komunistami w szeregach NSZ-etu.

Czy w Małopolsce BCh były istotną siłą? Prosiłbym o wymienienie największych sukcesów tej partyzantki na tym terenie.

Generalnie warto podkreślić, że szacunki na temat ogólnej liczebności Batalionów Chłopskich bywają różne. Współcześnie stosunkowo często pojawiają się głosy postulujące rewizję dotychczasowych ustaleń w tym względzie – stany osobowe ludowej partyzantki wydają się bowiem w wielu wypadkach zawyżone. Badania profesor Aliny Fitowej dotyczące Małopolski mówią o około 45 tys. bechowców w 1944 roku, z których niemal połowa należeć miała do niescalonych z AK oddziałów LSB. Nawet jeśli tych ludzi było w rzeczywistości mniej, to stanowili oni bez wątpienia znaczną siłę, której aktywność widać było na terenie każdego z okupacyjnych powiatów.

Akcje ludowej partyzantki to jednak w większości lokalne działania, a nie bitwy partyzanckie czy wymykanie się niemieckim obławom. Oddziały BCh czy LSB były słabsze i często mniej liczne od akowskich, miały też inne priorytety działania, gdyż duża część ich aktywności miała polegać na utrzymywaniu porządku w polskim społeczeństwie. O ile więc AK funkcjonowała przede wszystkim jako podziemne wojsko, którego głównym celem była walka z jednostkami wroga, o tyle część działań ludowców przypominała raczej akcje policyjne i ostrzegawcze, których adresatem byli sami Polacy.

Lecz ludowców zobaczymy również w większych działaniach zbrojnych, między innymi w walkach o Skalbmierz w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku, kiedy współtworzyli spontanicznie powstałą tak zwaną rzeczpospolitą partyzancką. Wykolejali też pociągi, likwidowali placówki policji i żandarmerii. Podobno udało im się nawet zniszczyć niemiecki samolot, który przymusowo wylądował w miejscowości na północ od Miechowa, likwidując przy tym ochraniających go Niemców. Oczywiście ta i wiele innych akcji wymaga weryfikacji. Na ostateczny, prawdziwy bilans działań BCh wciąż czekamy, podobnie jak na rzetelne zestawienie odnoszące się do aktywności Armii Krajowej. Dopiero wówczas będziemy mogli rzeczowo porozmawiać o sukcesach i porażkach polskiego podziemia w czasie wojny, w tym także tych odnoszących się do ludowej partyzantki.


Dawid Golik – doktor historii, politolog, pracuje w Instytucie Historii UJ oraz Oddziale IPN w Krakowie, gdzie zajmuje się poszukiwaniem ofiar zbrodni totalitarnych. Specjalizuje się w historii polskiego podziemia niepodległościowego w latach 1939–1956. Autor między innymi monografii „Partyzanci »Lamparta«. Historia IV batalionu 1 pułku strzelców podhalańskich AK” oraz „Wrzesień 1939 w dolinie Dunajca. Bój graniczny i walki nad górnym Dunajcem między 1 a 6 września 1939 roku”.

Rozmawiał: Piotr Korczyński

autor zdjęć: WBH, arch. prywatne

dodaj komentarz

komentarze


Jak Polacy szkolą Ukraińców
 
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Zwycięzca w klęsce, czyli wojna Czang Kaj-szeka
The Power of Buzdygan Award
Witos i spadochroniarze
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Zagrożenie może być wszędzie
Rajd pamięci i braterstwa
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Ile GROM-u jest w „Diable”?
Gryf dla ochrony
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Żeglarz i kajakarze z „armii mistrzów” na podium
Żeby nie poddać się PTSD
Ogień nad Bałtykiem
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Breda w polskich rękach
Cześć ich pamięci!
Mark Rutte w Estonii
Ostre słowa, mocne ciosy
Olimp w Paryżu
„Northern Challenge”, czyli wyzwania i pułapki
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Snipery dla polskich FA-50
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Olympus in Paris
Polskie „JAG” już działa
Grób Nieznanego Żołnierza ma 99 lat
Mikrus o wielkiej mocy
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Zmiana warty w PKW Liban
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Polski producent chce zawalczyć o „Szpeja”
Czworonożny żandarm w Paryżu
Święto marynarzy po nowemu
Generał z niepospolitym polotem myśli
Sojusz także nuklearny
Żołnierska pamięć nie ustaje
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Karta dla rodzin wojskowych
Szkolenie 1000 m pod ziemią
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO