75 lat temu w błyskawicznej i brawurowej akcji Armii Krajowej wykonano wyrok śmierci na jednym z najokrutniejszych hitlerowskich oprawców w Warszawie. Hans Schmalz, szef ochrony kolei na Dworcu Zachodnim, który słynął z torturowania i mordowania Polaków, zginął 4 marca 1944 roku w trwającej 8 minut akcji. Jej opis znalazł się w powieści Romana Bratnego „Kolumbowie rocznik 20”.
Hans Schmalz, wysoki brunet o smagłej cerze i delikatnych, wręcz kobiecych rysach, był podczas II wojny światowej szefem Bahnschutzpolizei, czyli niemieckiej policji ochrony kolei przy dworcu Warszawa-Zachodnia. Był też jednym z najokrutniejszych hitlerowskich oprawców w okupowanej stolicy.
„Typowy zboczeniec, kat, morderca, zbrodniarz – typ w normalnym niemieckim społeczeństwie wybitnie patologiczny. Z sadystyczną rozkoszą znęca się nad swoimi ofiarami, sam własnoręcznie katuje i morduje. Ofiarami jego padają pracownicy kolejowi, chłopcy znajdujący się na torze i inni, którzy mieli pecha dostać się na jego wartownię”, napisano w sprawozdaniu Armii Krajowej z obserwacji bahnschutza.
Postrach Woli
Według różnych danych Schmalz zamordował od 100 do 200 osób, czym zyskał miano „postrachu Woli”. Nazywano go też „Panienką” ponieważ urządzał ponoć polowania na ludzi przebrany za kobietę. – Szedł tam, gdzie dzieci i kobiety zrzucały węgiel z wagonów i rozstrzeliwał ich z pistoletu maszynowego” – opowiadał dla Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego Stanisław Likiernik, uczestnik akcji na „Panienkę”.
Za torturowanie i mordowanie Polaków dowództwo AK wydało rozkaz jego likwidacji. Nie było to jednak proste. – „Panienka” był świadomy, że grozi mu niebezpieczeństwo i zachowywał się bardzo ostrożnie, przychodził do wartowni o różnych godzinach i różnymi trasami, po służbie chodził po mieście w ubraniu cywilnym, z bronią i często w towarzystwie – mówi Wojciech Königsberg, historyk i autor książki „AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej”.
Postanowiono więc zgładzić go na wartowni bahnschutzu, która mieściła się obok torów wiodących z Dworca Zachodniego do Dworca Głównego. Zgodnie z rozpoznaniem wywiadowców AK, ceglany budynek był otoczony drutem kolczastym, pilnowało go 5-6 policjantów, a w niewielkiej odległości na placu Narutowicza mieściły się koszary niemieckie. Dlatego zbrojny atak nie wchodził w grę, trzeba było zgładzić Schmalza podstępem.
Do zadania wyznaczono oddział z Kedywu Okręgu AK Warszawa, wydzielonego pionu zajmującego się dywersją i sabotażem, pod dowództwem ppor. Stanisława Sosabowskiego „Stasinka”, syna gen. Stanisława Sosabowskiego, dowódcy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. „Stasinek” na dowódcę operacji wybrał swojego zastępcę, pchor. Kazimierza Jakubowskiego „Kazika”. W sumie w akcji miało wziąć udział 18 osób.
– W rozpracowywaniu zwyczajów Schmalza pomogli polscy kolejarze, dzięki nim AK-owcy mieli też dostać informację, że „Panienka” jest w wartowni – wyjaśnia historyk. Pierwszy termin operacji wyznaczono na 1 marca 1944 roku, została jednak odwołana, bo Niemiec nie pojawił się na służbie. Wreszcie 4 marca rano żołnierze dostali potwierdzenie, że „Panienka” będzie na wartowni. Dotarli na miejsce o 9.30 i blisko godzinę czekali na wiadomość od kolejarzy o przybyciu Schmalza.
AK w niemieckich mundurach
Po otrzymaniu potwierdzenia podkomendni „Kazika” opanowali dwa sąsiadujące z wartownią budynki: Towarzystwa Asfaltowego i firmy budowlanej Sewerin. – Chodziło o to, aby nikt z pracowników nie wezwał pomocy – tłumaczy badacz. Zmuszono też właściciela „Sewerina”, aby przeprowadził betoniarki pod drewniany płot odgradzający firmę od wartowni, a ich głośna praca miała zagłuszyć odgłos wystrzałów. Przy pomocy robotników wybito także przejście w płocie, przez którą miała wejść do środka część AK-owców i zaskoczyć załogę posterunku od tyłu.
Aby jeszcze bardziej zaskoczyć dowódcę bahnschutzu zastosowano podstęp. „Wymyśliliśmy, że dwóch z naszych przebierze się za Niemców, którzy prowadzą złodzieja kolejowego na wachę. To kpr. pchor. Janek Barszczewski „Janek” i st. mar. Krzysztof Sobieszczański „Kolumb” prowadzili „złodzieja”, czyli szer. Antka Wojciechowskiego „Antka” – wspominał Stanisław Likiernik.
O 11.05 trzyosobowa grupa weszła przez frontowe drzwi na posterunek, gdzie w kancelarii przebywał Schmalz i dwóch umundurowanych policjantów. Pozostali akowcy pod dowództwem „Kazika” przedostali się przez dziurę w płocie i po przecięciu drutu kolczastego weszli do wartowni tylnymi drzwiami.
Dowódca akcji otworzył drzwi i wpadł do kancelarii wołając „Hände hoch!”. Niemcy sięgnęli po broń, ale w tym momencie dosięgnęły ich strzały akowców. Schmalz padł od serii „Kolumba”, a dwaj pozostali policjanci, w tym jeden Polak lub Ukrainiec, zostali zabici przez „Antka” i „Janka”. Wykonawcy wyroku zastrzelili także w innym pomieszczeniu dwóch kolejnych strażników. – Z dokumentów niemieckich wynika, że w tej akcji oprócz Schmalza zginął Paul Krieck, Rudolf Pein, Fritz Ziehn oraz Tadeusz Dziewulski – wylicza Königsberg.
Fatalny błąd
Przy życiu zostawiono natomiast Niemca o nazwisku Luterer lub Lerner, który był bez munduru i błagał, żeby go oszczędzić zapewniając, że jest cywilem. „Popełniliśmy tragiczny w skutkach błąd. Nie zabiliśmy jednego z Niemców, który też był bahnschutzem, ale udawał cywila”, opowiadał Likiernik.
Żołnierze AK zabrali też z wartowni broń i amunicję. Na ciężarówkę załadowano m.in. ciężki karabin maszynowy „Maxim”, dwa pistolety maszynowe, cztery pistolety, 24 karabiny, granaty, skrzynki z amunicją, mundury oraz inne wyposażenie „Samochód już warczy na gazie. Już ruszamy, chłopcy wskakują w biegu. Są wszyscy. Wyjeżdżamy z terenu Dworca... Ulica Niemcewicza – wiraż – Grójecka i... pełny gaz! Zadanie wykonano”, zapisał w swojej w relacji nieznany uczestnik akcji.
Cała operacja wraz z załadunkiem zdobyczy trwała zaledwie osiem minut i zakończyła się pełnym sukcesem. Schmalz został zlikwidowany bez strat po polskiej stronie, zdobyto też sporo broni. – Dowództwo AK za przygotowanie i przeprowadzenie akcji awansowało „Kazika” na podporucznika, a Krzyżami Walecznych zostali odznaczeni „Antek”, „Janek” i „Kolumb”. Cała grupa dostała też pochwałę por. Józefa Rybickiego „Andrzeja”, szefa warszawskiego Kedywu.
Niestety, humanitaryzm okazany jednemu z Niemców był tragiczny w skutkach. Pozostawiony przy życiu bahnschutz pod koniec marca rozpoznał na jednej z warszawskich ulic ppor. „Kazika”. Został on razem z żoną zatrzymany przez Niemców i oboje gestapo zamęczyło na Szucha. Ponadto władze okupacyjne w obwieszczeniu z 21 marca 1944 roku poinformowały o publicznej egzekucji 140 „polskich przestępców” za 12 „napadów” dokonanych między 3 a 11 marca.
– Choć akcja na „Panienkę” jest mniej znana niż np. akcja pod Arsenałem czy na Kutscherę, była jedną z najlepiej zaplanowanych i przeprowadzonych operacji konspiracyjnych w Warszawie, stanowiąc świetny materiał szkoleniowy dla żołnierzy Kedywu – podkreśla historyk. Opis akcji znalazł się też w powieści Romana Bratnego „Kolumbowie rocznik 20".
autor zdjęć: mat. prasowe
komentarze