Ich zadaniem będzie ratowanie życia rannych kolegów. Nim jednak trafią na prawdziwe pole walki, podchorążowie – studenci Uniwersytetu Medycznego w Łodzi muszą zweryfikować swoją wiedzę w praktyce. Na poligonie w Jeżewie już po raz drugi przeprowadzono ćwiczenia „Military Doctor”. Tutaj nie ma łatwych decyzji, i trzeba je podejmować błyskawicznie.
Przez sześć dni podchorążowie Wydziału Wojskowo-Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi ćwiczyli umiejętności z zakresu medycyny taktycznej i ratunkowej. Przygotowane scenariusze obejmowały ewakuację z pola walki z użyciem wozu ewakuacji medycznej i śmigłowca oraz pracę w placówkach medycznych i szpitalach polowych rozwiniętych przez personel 1 Szpitala Polowego w Bydgoszczy oraz 2 Szpitala Polowego we Wrocławiu. Ćwiczenia te stanowią uwieńczenie sześcioletnich studiów. Lekarz, ratownik medyczny czy pielęgniarka – każdy powinien przejść takie szkolenie. Dzięki temu personel medyczny wie, z czym musi się zmierzyć w razie realnego konfliktu i na prawdziwym polu walki – podkreśla por. Anita Podlasin z Wojskowego Centrum Kształcenia Medycznego w Łodzi. Jednocześnie zaznacza, że podczas ratowania rannych żołnierzy liczy się nie tylko opanowanie, lecz także szybkość wykonywanych czynności. – Krytyczne jest pierwsze dziesięć minut. W tym czasie należy udzielić pomocy z uwzględnieniem przede wszystkim obrażeń, które powodują zgony na polu walki. Mowa tu o tamowaniu krwotoków, opatrywaniu ran klatki piersiowej oraz udrożnianiu dróg oddechowych. Po otrzymaniu takiej pomocy ranny powinien zostać przygotowany do ewakuacji medycznej – mówi por. Podlasin.
Nierzadko zdarzają się sytuacje, w których ranni są w stanie szoku. Właśnie dlatego część żołnierzy wcielających się w ofiary ostrzału zachowywało się w nieprzewidywalny sposób. Niektórzy z nich wyrywali się bądź reagowali agresją. –Żołnierze różnie reagują na tego typu zdarzenia, a podchorążym nie wolno stracić zimnej krwi – podsumowuje por. Podlasin.
Błyskawiczna ewakuacja
Po udzieleniu pierwszej pomocy z wykorzystaniem indywidualnego pakietu medycznego podchorążowie musieli zdecydować o kolejności i sposobie ewakuacji. Najciężej ranni byli transportowani śmigłowcem W-3 Sokół z Powietrznej Jednostki Ewakuacji Medycznej 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. W Wojsku Polskim śmigłowce w wersji medycznej W-3 AE i Mi-17AE są wyłącznie w wyposażeniu tej jednostki z Nowego Glinnika.
W celu wezwania śmigłowca ratunkowego w warunkach bojowych jest stosowany specjalnie opracowany meldunek, tak zwany 9LINER. Składa się on z dziewięciu linii, z których każda zawiera z góry określony rodzaj informacji, m.in. współrzędne, liczbę rannych oraz ich stan. 9LINER ma dokładnie określoną strukturę, by szybko można było odnaleźć w nim poszukiwane informacje i by komunikujący się mieli pewność, że zawiera on tylko i wyłącznie potrzebne dane.
Decyzja o lądowaniu zawsze należy do dowódcy załogi. – Zdarza się, że ze względu na ostrzał należy taki manewr przeprowadzić błyskawicznie. W tym celu razem z WCKMed uczymy podchorążych szybkiego podejścia do śmigłowca. Ćwiczą, jak najsprawniej i bezpiecznie przekazać rannego oraz wszystkie informacje na jego temat, by śmigłowiec mógł bezzwłocznie opuścić niebezpieczny rejon – tłumaczy kpt. Marcin Krakowiak z Powietrznej Jednostki Ewakuacji Medycznej.
Podczas zajęć na poligonie w Jeżewie podchorążowie musieli wykazać się także umiejętnością profesjonalnego komunikowania się. – Lecąc na miejsce zdarzenia, dostaję podstawowe informacje o pacjencie, dzięki którym mogę skonfigurować sprzęt oraz przygotować potrzebne leki. Podczas lądowania wychodzę jednak na zewnątrz śmigłowca, gdzie następuje przekazanie rannego. Z ratownikami weryfikuję otrzymane informacje oraz sprawdzam podstawowe parametry życiowe i zastosowane leczenie – wyjaśnia plut. Paweł Pecyna, który w Nowym Glinniku służy jako latający ratownik medyczny.
Przygotowani do misji
Drogą powietrzną lub lądową ranni trafiają do placówki medycznej pierwszego poziomu, gdzie są stabilizowane ich funkcje życiowe. Następnie są transportowani do bardziej rozbudowanych placówek, gdzie rozpoczyna się proces leczenia pacjenta. Znajduje się tam trauma room, sala operacyjna, oddział szpitalny oraz oddział intensywnej terapii. Za pomocą zaawansowanego sprzętu specjaliści z dziedziny anestezjologii, chirurgii, ortopedii, medycyny ratunkowej oraz chorób wewnętrznych w ciągu dwóch minut muszą zweryfikować, jak rozległe obrażenia ma ranny. – Podchorążowie mają wiedzę z zakresu medycyny, w tym medycyny ratunkowej i pola walki, natomiast ze względu na tok studiów ich umiejętności wymagają praktycznego treningu. Ćwiczenia przygotowują ich do codziennej pracy – podkreśla mjr Wojciech Stańczak, kierownik Cyklu Medycyny Ratunkowej i Katastrof WKCMed w Łodzi.
O tym, jak ważne jest praktyczne zweryfikowanie wiedzy nabytej podczas studiów medycznych, wie st. chor. sztabowy Leszek Świerczyński. Jako ratownik medyczny brał udział w misji w Afganistanie. Podczas IX zmiany był członkiem zespołu wstępnej segregacji w szpitalu w Ghazni. Ratował także rannych kolegów podczas patroli bojowych. – Ćwiczenia na pewno nie odwzorują w stu procentach warunków misji. Jest inna presja, nie ma ostrzału. Staramy się jednak jak najwierniej odtworzyć realia, począwszy od udzielania pomocy zgodnej z protokołem TC3 (Tactical Combat Casuality Care), przez ewakuację, skończywszy na placówkach medycznych poziomu pierwszego oraz drugiego. Plut. Świerczyński podkreśla, że jest to wyjątkowo trudne środowisko pracy. Trzeba spodziewać się wszystkiego, na przykład tego, że zdrowy na pierwszy rzut oka żołnierz może mieć śmiertelnie niebezpieczny krwotok wewnętrzny. Dlatego tak ważne jest, by młodzi medycy przed wyjazdem na misję byli do niej odpowiednio przygotowani.
– Dostajemy pacjenta, który krwawi, ma liczne obrażenia ciała, może być nieprzytomny lub bardzo pobudzony. W takich warunkach trzeba podejmować decyzje, od których zależy jego życie. Ćwiczenia przygotowują zatem podchorążych do dalszego etapu, czyli pracy w szpitalnych oddziałach ratunkowych, a później na misji. Jestem pewien, że tam przypomną sobie realizowane tutaj scenariusze – dodaje plut. Świerczyński.
Trudne decyzje
Jedną z uczestniczek „Military Doctor 2018” była ppor. Olga Lewandowska z 6 Grupy Zabezpieczenia Medycznego. Podczas ćwiczeń nie tylko dowodziła kilkuosobową grupą podchorążych, lecz także odświeżała wiedzę z zakresu medycyny pola walki, gdzie częściej są używane stazy taktyczne oraz opatrunki hemostatyczne. – Inne są także priorytety przy triażu pacjentów, czyli określaniu, który z nich najpilniej potrzebuje pomocy. W triażu stosuje się powszechnie znane w ratownictwie cywilnym systemy, m.in. START (Simple Triage and Rapid Treatment).
Podczas jednego ze scenariuszy to właśnie rolą ppor. Lewandowskiej było zakwalifikowanie pacjentów do jednej z czterech grup – czerwonej, żółtej, zielonej lub niebieskiej. Jak twierdzi oficer, wyborów tych dokonuje się na podstawie stanu pacjenta, rodzaju obrażeń oraz rokowań. – Nieustannie, dzięki pracy w szpitalu, zdobywam doświadczenie kliniczne. Pomaga mi to w szybszej ocenie stanu chorego oraz pozwala na prawidłowe zakwalifikowanie do danej grupy. Myślę, że sytuacje, w których decyduje się o losie poszkodowanego, nigdy nie będą należały do łatwych. Dlatego tak ważne jest ciągłe podnoszenie kwalifikacji – mówi ppor. Lewandowska.
autor zdjęć: Michał Zieliński
komentarze