W archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie jest przechowywany niezwykły pamiętnik.
Dnia 24 sierpnia [1939 r.] miałem służbę, wobec czego musiałem siedzieć kamieniem w rejonie pułku. Miałem służbę w eskadrze. Czterech nowo przydzielonych podchorążych (Drecki, Janicki, Rozwadowski i Maciński) po lotach było zwolnionych z zajęć. Dowódca eskadry kpt. Sidorowicz Gustaw również był nieobecny. Hangar »4« myśliwski, na wpół przymknięty drzemał spokojnie w słonecznych promieniach. Wewnątrz panował półmrok i błogi cień. Ja zaś po załatwieniu spraw służbowych »na górze« w rejonie eskadry poszedłem do kasyna na śniadanie. I tam się wszystko zaczęło. […] I poczęła się robota. Ładowanie sprzętu na samochody, ładowanie amunicji do maszyn. Drecki klnie na czym świat stoi, bo okazuje się, że tylko jego jednego zastał w domu telefon i akurat on umówił się na 12 z jakaś pięknością warszawską”. Tak brzmią pierwsze zdania „Pamiętnika wojennego pilota Dyonu im. T. Kościuszki”. Kim był jego autor? Ppor. Mirosław Ferić urodził się 17 czerwca 1915 roku w Bośni, w Trawniku koło Sarajewa, jako syn Chorwata i Polki. Ojciec zginął podczas I wojny światowej. Matka zdecydowała się w 1919 roku wrócić do Polski. W 1936 roku chłopak wstąpił do szkoły podchorążych lotnictwa, po której ukończeniu został w listopadzie 1938 roku przydzielony do 111 Eskadry Myśliwskiej w 1 Pułku Lotniczym w Warszawie.
Z kolejnych kart pamiętnika dowiadujemy się, jak wyglądały przygotowania mobilizacyjne tuż przed wybuchem wojny. Znajdujemy w nim też relację Fericia z walk Brygady Pościgowej w obronie stolicy we wrześniu 1939 roku. Pilot szczegółowo opisał m.in. pierwszą wielką bitwę samolotów myśliwskich w II wojnie światowej nad poligonem między Zielonką, Rembertowem i Okuniewem. Ppor. Ferić tego dnia, czyli 3 września, omal nie zginął. Zaangażowany w walkę z jednym z messerschmittów Bf-110 popełnił typowy błąd niedoświadczonego pilota – przestał sprawdzać, czy przeciwnik siedzi mu na ogonie. W ułamku sekundy polski myśliwiec zamienił się w płonący wrak, spadający w korkociągu na ziemię. Pilot nie mógł wydostać się z kabiny, ale na szczęście siła odśrodkowa wyrzuciła go z samolotu, spadochron otworzył się samoistnie i napełnił na bardzo małej wysokości. Ferić ze szczegółami opisał, co wtedy przeżywał: „Jazda trwała dość długo, bądź co bądź 4000 m to sroga wysokość. Nie czułem, że włosy stają mi dęba, podnosząc haubę, bo robił to sam pęd. Ale w bezsilnej złości zacząłem krzyczeć, kląć straszliwie, poczym przyszła kolej na modlitwę. Pamiętam doskonale, jak odmawiałem urywki to tej, to owej modlitwy, wcale nie myśląc o jej treści, lecz przeciwnie, pilnie obserwując zbliżającą się ziemię i czekając kiedy już nastąpi to… zderzenie. Widziałem już, gdzie mniej więcej spadnę, że miejsce to będzie w sosnowym lesie”.
Wspólne dzieło
Mirosław Ferić postanowił urozmaicić pamiętnik, zaprosił więc innych pilotów, aby spisywali w nim swoje relacje. Jako pierwszy w tworzenie kroniki włączył się ostatni dowódca 111 Eskadry por. pil. Wojciech Januszewicz, który opisał jedną z najbardziej niezwykłych walk powietrznych na początku II wojny światowej. Por. Januszewicz wystartował samotnie przeciwko czterem messerschmittom Bf-110, które zamierzały zaatakować lotnisko w podwarszawskiej Zielonce. Zestrzelił jeden samolot, a pozostałe wycofały się z walki.
Bohaterstwo lotników we wrześniu 1939 roku nie mogło jednak powstrzymać nieuniknionego. Polska, osamotniona w walce, atakowana z każdego kierunku na froncie długości kilku tysięcy kilometrów, nie miała szans na skuteczną obronę. „Wiedzieliśmy doskonale, że Warszawę zostawia się na pastwę losu i zdaje się na własne siły to piękne i kochane serce Polski”, pisał Ferić, gdy 7 września 1939 roku z rejonu Warszawy odwołano brygadę pościgową. „Mimo że lot nie odbywał się na wysokości, a jednak widzieliśmy sporo dymów i pożarów, a prócz tego czuć było w całym powietrzu swąd spalenizny. Coś okropnego! Nie do wiary – tyle zniszczenia, a my bezsilni. Dęblin, nad którym przelatywaliśmy, jeden obraz nędzy i spustoszenia. Lotnisko zryte setkami lejów, hangary poniszczone, dział nauk, w którym człek się pocił przez 2 i pół lata, zrąbany. Po prostu łzy same cisną się do oczu. Jakże szybko dorobek 20 lat pada w gruzy”.
Ox, jak Fericia nazywali koledzy, wydarzeń z września 1939 roku nie opisywał na bieżąco – największa część pamiętnika, dotycząca początku wojny i ewakuacji z Rumunii, powstała we Francji w listopadzie i grudniu 1939 roku. Lotnicy polscy nie mogli doczekać się obiecanych przez Francuzów szkoleń na nowych samolotach i walki z Niemcami. 10 maja 1940 roku Adolf Hitler zaatakował bowiem państwa na zachodzie. Strony pamiętnika ppor. Fericia zapełniły się wtedy relacjami jego oraz kolegów rozproszonych po różnych jednostkach tamtejszego lotnictwa. Z tych zapisków widać, że Francuzi zawiedli ich oczekiwania. Polscy piloci chcieli od razu bić się z Niemcami, żeby pomścić wrześniową klęskę. Gospodarze jednak nie wierzyli w ich umiejętności.
Wkrótce Francja skapitulowała. „Zebrani Francuzi w Perpignan oświadczyli jednogłośnie, że za Anglię bić się nie będą. Mój Boże: nie chcieli bić się za swoją ojczyznę, a cóż mówić o czymś innym. Smutne to, ale trzeba stwierdzić, że duch był podły w jednostkach, jakiś dziwny strach, bezradność, brak poświęcenia”, komentuje sytuację na kartach pamiętnika jeden z lotników. Wkrótce został zapisany prawie cały notatnik. Ferić rozpoczął więc nowy, tak jak nastąpił kolejny etap epopei polskich lotników. Pozostała „wyspa ostatniej nadziei” – Wielka Brytania, do której różnymi drogami ewakuują się polscy piloci. Drugi tom pamiętnika opowiada o utworzeniu i walkach jednej z najlepszych jednostek myśliwskich w bitwie o Anglię – Dywizjonu 303. Wyjątki z tej części kroniki są najbardziej znane. Arkady Fiedler, pisząc „Dywizjon 303”, w znacznej mierze opierał się na niej, podobnie jak Kazimierz Węgrzecki, który w 1969 roku opublikował w Londynie książkę „Kosynierzy warszawscy”.
Po pierwszych sukcesach dywizjonu Ferić zaczął traktować swoje dzieło jako jego kronikę, stanowiącą uzupełnienie dokumentacji oficjalnej. W pamiętniku pojawia się coraz więcej zdjęć, wycinków z prasy, wpisów VIP-ów odwiedzających dywizjon. Podstawę nadal jednak stanowią relacje zapisane przez samego Fericia oraz jego kolegów, których cały czas zmuszał do notowania: „Słowa te piszę na wybitne zadanie Oxa-Szkota, który zawsze nalega, a którego prochy prawdopodobnie przywiozę do Polski, w maleńkiej urnie, i obok kałamarza na biurku postawię, by mi przypominały, z kim to musiałem większą część awanturniczego życia spędzać”, skomentował kiedyś żartobliwie ppor. pil. Jan Zumbach. Wiele wpisów do dziennika prowadzonego przez Fericia to dokument kapitalnej wagi – czasami jest to jedyne osobiste świadectwo lotnika, który wkrótce potem poległ.
Zachowane w pamięci
Ppor. Mirosław Ferić stał się jednym z najlepszych lotników Dywizjonu 303. W czasie bitwy o Anglię zestrzelił siedem samolotów przeciwnika na pewno i jeden prawdopodobnie. Został odznaczony srebrnym Krzyżem Virtuti Militari, czterokrotnie Krzyżem Walecznych oraz brytyjskim Zaszczytnym Krzyżem Lotniczym (Distinguished Flying Cross). Od listopada 1941 roku, ze względu na chorobę, przebywał w szpitalu. W lutym 1942 roku, na własną prośbę, wrócił do dywizjonu. Zginął podczas lotu treningowego 14 lutego 1942 roku.
Po śmierci Fericia jego dzieło kontynuowali lotnicy: por. pil. Zygmunt Bieńkowski, por. pil. Witold Herbst i sierż. Michał Suwiński. Łącznie powstało aż sześć tomów.
Zawartość pamiętnika „Oxa” nigdy nie została opublikowana w całości. W pracach historyków czy też publikacjach popularnonaukowych pojawiały się jedynie fragmenty, czasami zmienione tak, aby pasowały do reszty tekstu.
Marek Rogusz jest autorem i współautorem artykułów, gier, komiksów i książek popularyzujących historię polskiego lotnictwa i związanych z nim ludzi.
Ostania z książek Marka Rogusza napisana wspólnie z Łukaszem Łydżbą „III/1 Dywizjon Myśliwski” to monografia jednej z jednostek Brygady Pościgowej broniącej we wrześniu 1939 roku nieba nad Polską.
autor zdjęć: archiwum