Spędził w USA siedem miesięcy, podczas których poznawał tajniki budowy śmigłowców Apache. Porucznik Jonatan Biżuta z 49 Bazy Lotniczej w Pruszczu Gdańskim jest pierwszym Polakiem, który ukończył kurs dla techników AH-64 w Stanach Zjednoczonych. – Fajnie jest być częścią historii polskich sił zbrojnych – mówi lotnik.
Jest pan pierwszym polskim żołnierzem, który ukończył – i to z wyróżnieniem – szkolenie dla techników Apache w Stanach Zjednoczonych. Jakie wymagania musiał pan spełnić, by wziąć udział w tym szkoleniu?
Por. Jonatan Biżuta: Przyznam, że odkąd w siłach zbrojnych pojawił się temat śmigłowców Apache, byłem nim bardzo zainteresowany. Na długo przed rozpoczęciem kursu brałem udział w spotkaniach dotyczących obsługi technicznej tych maszyn w Polsce. Analizowaliśmy, planowaliśmy, sprawdzaliśmy przeróżne warianty tego, jak mogłoby to wyglądać. A kiedy zaproponowano mi kurs AH-64 Helicopter Repairer, zgodziłem się bez wahania. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym odmówić, bo to historyczny moment dla polskiego lotnictwa śmigłowcowego.
Przed wylotem do Stanów Zjednoczonych musiałem przede wszystkim zdać egzamin z języka angielskiego w Ambasadzie USA w Polsce. Sprawdzian nie był trudny, wymagano ode mnie, bym swobodnie komunikował się w języku angielskim. Na tym poziomie nikt nie oczekuje znajomości technicznego słownictwa związanego z AH-64. Ważne też było moje doświadczenie zawodowe, skończyłem Wojskową Akademię Techniczną na kierunku lotnictwa i kosmonautyki. Potem służyłem jako inżynier przy myśliwcach MiG-29, aż trafiłem do 49 Bazy Lotniczej podległej 1 Brygadzie Lotnictwa Wojsk Lądowych w Inowrocławiu, gdzie zostałem dowódcą klucza osprzętu i obsługuję Mi-24.
Co jeszcze przydaje się podczas kursu dla techników Apache?
Oczywiście motywacja! Trzeba się przyłożyć do nauki, ale Amerykanie wszystko niesamowicie ułatwiają. Kurs zacząłem w sierpniu w Teksasie. I były to dwa miesiące nauki o kulturze i historii USA połączone z kursem językowym. W grupie są ludzie z całego świata, więc duży nacisk jest położony na to, by porozumiewać się w języku angielskim. Człowiek szybko się przełamuje i zaczyna coraz swobodniej używać angielskiego. Po dwóch miesiącach przenieśliśmy się do Wirginii, gdzie odbywała się już specjalistyczna część kursu.
Od czego się zaczyna?
Od poznania dokumentacji technicznej. Następnie instruktorzy omawiają coraz bardziej skomplikowane tematy, ale co ważne, poziom trudności podnosi się stopniowo. Amerykanie wiedzą, że mają do czynienia z osobami, które dopiero będą pracować z Apache’ami, więc nikogo nie rzucają na głęboką wodę.
Jaką specjalizację kursu pan wybrał?
Był to kurs dla mechaników. Prócz tego mamy szkolenie dla awioników, czyli osób zajmujących się elektryką i osprzętem na śmigłowcu, oraz osób odpowiedzialnych za hydraulikę czy silniki. Na moim kursie zajmowaliśmy się silnikiem, przekładnią i całą strukturą śmigłowca – z wyłączeniem elektroniki. Na początku poznawaliśmy najprostsze elementy śmigłowca, takie jak kabina czy podwozie, wykonywaliśmy też szybkie wymiany. Ale systematycznie stopień trudności się zwiększał. Pod koniec kursu dochodziliśmy do najbardziej skomplikowanych czynności, np. wymiany całej przekładni. Ćwiczyliśmy również obsługi śmigłowca. W Apache mamy cyfrowy system obsług. Korzystając ze specjalnego programu wykonuje się je krok po kroku, co zmniejsza do minimum możliwość popełnienia błędu. W ogóle praca na AH-64 jest przyjemna. Usprawnia się go bardzo szybko. Dla porównania, wymiana silnika w maszynach starszej technologii zajmowała nawet kilka dni, a przy AH-64 to praca na około trzy godziny, demontuje się po prostu kilka śrub.
Co podczas kursu było dla pana najtrudniejsze?
Chyba przestawienie się na system amerykański. Trzeba sobie dać chwilę na złapanie ich sposobu działania, poznanie narzędzi, cyfrowych systemów obsług. To wszystko bardzo szybko staje się naturalne. Jeśli chodzi o mnie, to po trzech miesiącach instruktor powiedział mi, żebym wykonywał mniej zadań związanych ze sprzętem, a zaczął więcej wyjaśniać mniej doświadczonym uczestnikom kursu. Pomyślałem, że chyba jest ok i że sobie radzę.
Piloci śmigłowców są pod ogromnym wrażeniem Apache’a. Czy pan także?
O tak, to są niesamowite maszyny. Tak naprawdę to są latające komputery z niezwykle skomplikowanym, zaawansowanym systemem. Rejestrują i analizują każdy proces, który dzieje się w AH-64. Zastosowane w nich rozwiązania potrafią na przykład wykryć zmianę ciśnienia w powietrzu i jednocześnie opracować sposób, w jaki silniki powinny pracować w takiej sytuacji.
W takim razie może to zmierzch pracy techników?
Spokojnie, technicy nadal są niezastąpieni. Sprzęt wymaga konserwacji, potrafi się zepsuć, no i sztuczna inteligencja jeszcze sama nie wymieni silnika. Apache, jak każda inna maszyna, potrzebuje też obsług.
Kto może zostać jednym z was?
Każdy kto ma choćby minimalne doświadczenie w pracy technika, zda egzamin z języka angielskiego i będzie na tyle zdeterminowany, żeby skończyć kurs. Jeśli ktoś chciałby spróbować, powinien skontaktować się z 1 Brygadą Lotnictwa Wojsk Lądowych albo z Wojskowym Centrum Rekrutacji.
autor zdjęć: Archiwum prywatne
komentarze