Pod numerami kryją się często nieprzeciętne życiorysy. Utytułowani sportowcy, pasjonat strzelectwa i wspinaczki, a nawet miłośnik walk rycerskich. Jesienną selekcję do JW Agat ukończyło 13 osób, połowa wszystkich kandydatów. – Tak spełniają się marzenia – mówili wyczerpani, ale szczęśliwi. Ci, którzy dołączą do gliwickiej jednostki, będą musieli jeszcze przejść roczny kurs bazowy.
26 śmiałków wystartowało w jesiennej selekcji do jednostki Agat, ale do jej finału dotarło 13 najlepszych. Instruktorzy ich nie oszczędzali. Kandydaci na specjalsów mierzyli się z różnymi zadaniami, np. maszerowali po leśnych szlakach niemal dobę bez przerwy, nawigowali w dzień i w nocy za pomocą mapy i kompasu, wspinali się na skały, zaliczyli maraton w górach i wykonywali zadania związane z medycyną taktyczną pola walki. Przez pięć dni każdy przeszedł bez mała 200 km! Kim są zwycięzcy? Oto krótkie historie czterech z nich.
Nr „20”
Michał od 13 lat trenuje kajakarstwo górskie. Z sukcesami. Był zawodnikiem reprezentacji Polski w tej dyscyplinie i brał udział m.in. w mistrzostwach Europy. A niedawno wywalczył brązowy medal na mistrzostwach Polski. – Wszyscy się dziwią i myślą, że kajakarstwo nie pomaga w przygotowaniach do selekcji. Ale to nieprawda, bo trening kajakarza górskiego jest bardzo wymagający i daje mocne podstawy kondycji. Intensywne przygotowania do selekcji zacząłem w marcu. Ćwiczyłem na siłowni, pływałem, biegałem, maszerowałem po górach. Cały urlop spędziłem w Bieszczadach, gdzie trenowałem marsze i zasady przetrwania w nieznanym terenie. A w tym czasie szykowałem formę na zawody w Polsce – wspomina.
22-latek pasję do sportu dzieli z nauką. Jest podchorążym czwartego roku Akademii Wojsk Lądowych i studiuje podyplomowo na Akademii Sztuki Wojennej. – Zawsze wymagałem od siebie dużo, stąd decyzja o studiach oficerskich. Chcę w przyszłości dowodzić ludźmi, a wiem, że to duża odpowiedzialność – zapewnia.
Dlaczego postanowił zgłosić się do jednostki specjalnej? Przyznaje, że chciałby służyć z najlepszymi i imponuje mu najmłodsza w wojskach specjalnych jednostka, która w ostatnich latach bardzo się rozwinęła. Michał zdaje sobie sprawę, że z powodu wymagającej służby w szeregach specjalsów być może będzie musiał rozstać się ze sportem zawodowym. – Jestem tego świadomy. Przez wiele lat byłem na utrzymaniu mamy, która finansowała moje treningi i wyjazdy na zawody sportowe, czas wziąć życie w swoje ręce. Zdecydowałem, że teraz to ja muszę pomóc jej, a medale na ścianie wcale nie są najważniejsze – mówi.
Od ostatniego zadania na selekcji minęło zaledwie kilka godzin. Michał jest zmęczony, zmarznięty, głodny… ale szczęśliwy. – Nie było łatwo. Już pierwszej nocy zobaczyłem pęcherze na większości palców u stóp. Później zaczęły pękać, a ja kulałem coraz bardziej – opowiada. – No, ale szukałem siły w pozytywnym nastawieniu. Tłumaczyłem sobie, że nie po to tyle się przygotowywałem, by teraz odpuścić. I udało się! – dodaje.
Nr „22”
Damian jest absolwentem Politechniki Poznańskiej, studiował transport szynowy. Nie chciał jednak z tym kierunkiem związać się zawodowo. Z dyplomem inżyniera pracował w wydawnictwach książkowych, był magazynierem, wykonywał też różne prace fizyczne. Ale cały czas myślał o służbie wojskowej, a jego zamiłowania podsycali znajomi, również żołnierze. – Mówili, że to miejsce dla mnie, że powinienem spróbować. Cóż, dojrzewałem długo… I jak już podjąłem decyzję, to chciałem się przygotować na 100 procent, fizycznie i psychicznie. Żeby niczego nie żałować – opowiada. W ubiegłym roku ukończył miesięczne szkolenie przygotowawcze i zgłosił się na selekcję do Jednostki Wojskowej Agat. – Niepozorny chłopak z bardzo ciekawym hobby – tak o nim mówili instruktorzy. – Mimo że jest cywilem, świetnie pracuje z mapą wojskową – dodawali inni.
Od wielu lat Damian zajmuje się rekonstrukcją historyczną i sportowymi walkami rycerskimi. – Zaczęło się od literatury historycznej, a potem zacząłem przebierać się za rycerzy, by brać udział w wydarzeniach przypominających o dawnych dziejach. Z czasem hobby ewoluowało. Spotkałem ludzi, którzy odtwarzali turnieje walki rycerskiej. To połączenie sportu z rekonstrukcją historyczną – wyjaśnia. W czasie walk wciela się w rolę ciężkozbrojnego rycerza z zakonu szpitalników. – Oni zawsze byli pierwsi w boju, a ostatni wycofywali się z walki. Byli bardzo bitni, ale dbali także o biednych i potrzebujących – podkreśla.
Do selekcji przygotowywał się sam. Czytał dużo artykułów, przeglądał fora internetowe, materiały treningowe przygotowane przez pierwszego dowódcę Agatu, płk. Sławomira Berdychowskiego. – Jestem z Wielkopolski, więc nie każdy trening mogłem odbyć w górach, ale ćwiczyłem dużo w swojej okolicy. Znalazłem np. starą kopalnię węgla brunatnego, gdzie z ciężkim plecakiem ćwiczyłem podbiegi, szybkie marsze pod górę. Skorzystałem także z zaproszenia jednostki i wziąłem udział w preselekcji. Dużo mi to pomogło – mówi.
Co dalej? – Selekcja zaliczona, teraz wszystko przede mną – podsumowuje.
Nr „15”
Kilka miesięcy temu Bartek rozpoczął służbę w 12 Brygadzie Zmechanizowanej jako dowódca plutonu w stopniu podporucznika. Jest świeżo upieczonym absolwentem Akademii Wojsk Lądowych. Służbę w armii wybrał, wzorując się na starszym bracie, dziś już emerytowanym żołnierzu. – To on mnie wszystkiego uczył, jeszcze gdy byłem dzieciakiem i członkiem związku strzeleckiego, ciągał po lasach, szkolił z nawigacji, terenoznawstwa, pracował nad moją kondycją – opowiada. – Nie chciał, żebym szedł do armii na szeregowego, więc podsunął mi pomysł studiów oficerskich – dodaje.
Do Akademii Wojsk Lądowych dostał się za trzecim razem. Przyznaje, że decyzji o studiach na AWL-u nigdy nie żałował, co więcej, to wtedy nabrał przekonania, gdzie i co chce robić już po obronie dyplomu. – Początkowo myślałem o rozpoznaniu, ale ostatecznie dostałem przydział do brygady zmechanizowanej. I fajnie, bo w 12 Brygadzie dużo się dzieje – mówi. Ale służba w Szczecinie to dla niego tylko etap przejściowy. – Chcę od życia czegoś więcej i chcę pracować z najlepszymi. Dlatego próbuję dostać się do Agatu – wyjaśnia krótko.
Na pytanie, czy długo przygotowywał się do selekcji, odpowiada bez wahania: całe życie. – Trenowałem bieganie, sporty walki, m.in. dżudo. Te wszystkie doświadczenia zbudowały mnie jako człowieka i przygotowały do selekcji – uzupełnia.
Przyznaje, że każdą wolną chwilę na studiach spędzał w górach. Chodził po szlakach, poznawał środowisko, uczył się tras. O selekcji czytał w mediach, skorzystał także z profesjonalnych szkoleń prowadzonych przez byłego oficera Agatu, mjr. rez. Wojciecha „Zachara” Zacharkowa.
Najtrudniejszy moment na selekcji? Trzeciego dnia wieczorem podczas zbiórki zakręciło mu się w głowie i stracił na chwilę przytomność. – Pierwszy raz w życiu zemdlałem. Myślałem, że to już koniec, że nie dam rady przezwyciężyć tego kryzysu i muszę oddać numerek – wspomina. Trafił pod opiekę medyków. Leżał na ziemi okryty śpiworem i folią termiczną niecałą godzinę. Miał już pierwsze objawy wychłodzenia, ale nie był w stanie się podnieść. – Gdyby instruktorzy chcieli mi zabrać wtedy numerek, toby to zrobili i nie byłoby o czym gadać. Ale dali mi kredyt zaufania i czas, bym doszedł do siebie. Mam nadzieję, że będę mógł im za to podziękować dobrą służbą w Agacie – mówi Bartek.
Nr „19”
Dawid jest terytorialsem. Od roku służy w jednym z batalionów 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Przyznaje, że służba w wojsku spodobała mu się na tyle, że postanowił zostać zawodowym żołnierzem. – Armia, a zwłaszcza wojska specjalne, da mi szansę, by łączyć swoje pasje ze służbą. Uznałem, że najlepszą drogą do samorealizacji będzie właśnie służba w Agacie – podkreśla. 32-latek trenuje strzelectwo sportowe i dynamiczne, wspinaczkę skałkową, uwielbia wędrówki po górach.
Z wykształcenia jest inżynierem spawalnikiem, wcześniej zajmował się konstruowaniem i projektowaniem maszyn, obecnie prowadzi nadzór nad dokumentowaniem elementów spawanych. Mimo że bardzo dobrze zarabia, marzą mu się zmiany. – Pieniądze to nie wszystko. Mam świadomość, z czego chcę zrezygnować, ale jednocześnie dobrze wiem, co mogę zyskać: bardzo ciekawą pracę z nieprzeciętnymi ludźmi – podkreśla. – Przekalkulowałem wszystko. Mam dużą rodzinę: dwie córki i syna, ale dam radę. Moja żona pochodzi z Krakowa i nawet cieszy się z pomysłu powrotu na południe Polski – dodaje.
Rozważał różne opcje: służbę w 6 Brygadzie Powietrznodesantowej, jednostce Nil i właśnie w Gliwicach. – Agat pasował mi najbardziej, bo podoba mi się specjalizacja Zespołu Szturmowego B, którego żołnierze szkolą się do działania w górach – dodaje.
Aby zrealizować swoje plany, już od 11 miesięcy intensywnie przygotowywał się do selekcji. Merytorycznym wsparciem był dla niego także „Zachar”. Wziął udział w preselekcji w górach organizowanej przez ekskomandosa, trenował zgodnie z jego zaleceniami, zmienił nawet dietę. – Dowiedziałem się dużo o nawigacji, niezbędnym wyposażeniu, a także zmianie sposobu żywienia. Na trzy miesiące przed sprawdzianem w górach przeszedłem na dietę ketogeniczną, w której spożywa się głównie tłuszcze, a eliminuje węglowodany – wyjaśnia. Przyznaje jednak, że nawet najlepsze treningi nie sprawią, że wszystko pójdzie łatwo. – Na selekcji nie brakowało niespodzianek, momentami było naprawdę ciężko. Miałem wrażenie, że doszedłem do granicy swoich możliwości i więcej nie dam rady. Ale zaciskałem zęby i robiłem swoje – dodaje.
autor zdjęć: Magdalena Kowalska-Sendek
komentarze