Generał Franciszek Kleeberg jest znany jako zwycięzca w bitwie pod Kockiem (2-6 października), ostatnim starciu regularnych polskich wojsk w 1939 roku. Mniej powszechna jest wiedza o wysiłkach generała oraz jego podwładnych na rzecz odbudowy struktur władz cywilnych.
Wojnę polską 1939 roku spinają niczym klamra dwa nazwiska – mjr. Henryka Sucharskiego, dowodzącego Wojskową Składnicą Tranzytową na Westerplatte, i gen. bryg. Franciszka Kleeberga, dowódcy Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”. Na postać generała patrzymy przez pryzmat jego ostatniej bitwy – stoczonej pod Kockiem na początku października 1939 roku. Bitwy, w której kolejno pobił dwie niemieckie dywizje (13 DZmot i 29 DZmot), a następnie, z powodu braku amunicji, musiał kapitulować. Sformowanie z żołnierzy z rozbitych oddziałów oraz z różnych ośrodków zapasowych dwóch bitnych dywizji piechoty (50 DP „Brzoza” płk. Ottokara Brzozy-Brzeziny i 60 DP „Kobryń” płk. Adama Eplera) było ogromnym wysiłkiem organizacyjnym zarówno dowódcy Grupy Operacyjnej „Polesie”, jej sztabu, jak i podległych dowódców. „Nic sobie nie mamy do zarzucenia. Zachowaliśmy honor żołnierski do końca. Kiedyś, gdy Ojczyzna zażąda od nas rachunku, będziemy mogli odpowiedzieć na każde pytanie...” – mówił generał po bitwie.
Przywracanie cywilnej władzy
Kilkusetkilometrowy marsz z Kresów na odsiecz Warszawie, a po jej kapitulacji – w kierunku Gór Świętokrzyskich, odbywał się w pewnej próżni taktycznej, w przesuwającej się na zachód dwudziestokilometrowej strefie bezpieczeństwa pomiędzy sojuszniczymi wojskami najeźdźców: Wehrmachtu i Armii Czerwonej. Był to swego rodzaju majstersztyk: straże przednie polskich dywizji biły się z ustępującymi na zachód, za Wisłę, Niemcami a straże tylne walczyły z napierającymi oddziałami sowieckimi.
Grupa Operacyjna „Polesie” nie działała na ziemi niczyjej. Jak wspominał w swojej relacji dowódca Dywizji „Kobryń”, płk Adam Epler, „starosta kobryński zawiadomił, że odsyła swe starostwo do Dywina, a sam z częścią pozostaje na miejscu. Pozostał, przytrzymał początki walki o Kobryń i odszedł z terenów swego starostwa z nami, uważając się zawsze za starostę terenów zajmowanych przez dywizję”. Gdy Grupa Operacyjna „Polesie” weszła na tereny opuszczane przez Niemców, musiała na nowo budować administrację państwową i samorządową. Tak było np. we Włodawie, gdzie Grupa przeprawiała się przez Bug i zatrzymała na dwudniowy odpoczynek. W tym czasie została zreorganizowana w Samodzielną Grupę Operacyjną „Polesie”. Gen. Kleeberg wychodził z założenia, że tam, gdzie jest polskie wojsko, tam musi być polskie państwo. W zachowanym rozkazie z 27 września zwięźle nakreślił zadania dla konkretnych urzędników, powołując komisarza cywilnego z zastępcą, starostę i jego zastępcę oraz przywracając na stanowisko legalnie wybranego burmistrza Włodawy. Następnie przydzielił staroście włodawskiemu kompanię wartowniczą do wykonywania zadań asystencyjnych (czyli wymuszania posłuchu dla zarządzeń władzy cywilnej) oraz wyznaczył pięć zadań do realizacji przez powołaną administrację. Dotyczyły one: bezpieczeństwa, aprowizacji i opieki nad uchodźcami, rozpoczęcia odbudowy spalonej przez nieprzyjaciela części miasta, uruchomienia handlu towarami dostępnymi lokalnie oraz uporządkowania miasta i naprawy dróg. W tym samym rozkazie upoważnił starostę do powołania w razie potrzeby „Rady Obywatelskiej” jako organu doradczego. W jej skład weszliby obywatele cieszący się ogólnym zaufaniem i poważaniem, bez względu na narodowość i wyznanie.
Ukrainiec w imieniu Rzeczpospolitej
Oprócz odbudowy struktur państwowych, w wielu miastach konieczna była także pomoc wojska dla władz cywilnych w celu przywrócenia porządku publicznego zakłócanego zarówno przez wypuszczonych z więzień przestępców, jak i członków oraz zwolenników partii komunistycznych, czekających na Armię Czerwoną. Ostatnim pododdziałem, który przywracał porządek publiczny w II RP, był szwadron kawalerii dywizyjnej 60 DP „Kobryń”, sformowany i dowodzony przez Ukraińca, płk. Anatola Dworenko-Dworkina. Oficer ten służył w latach 1918–1920 w oddziałach gen. Stanisława Bułaka-Bałachowicza oraz atamana Semena Petlury. Po 1921 roku dostał polskie obywatelstwo. 11 września 1939 roku zgłosił się do płk. Adama Eplera z listami polecającymi od starosty kobryńskiego i został przyjęty do służby. Dowódca dywizji tak wspominał szwadron Anatola Dworenki-Dworkina: „Trochę na zbója wyglądało to wojsko. (…) Wojsko było bitne, sprytne sprytem watah grasujących na szosach i chętne do pracy. Rozpoznawało pierwszorzędnie i nie bało się odchodzić daleko w kraj od dywizji”.
Żołnierze z patrolu bojowego z 95 plutonu żandarmerii (kpr. Józef Szarecki + jeden na motocyklu), których wysłano 30 września na rozpoznanie Radzynia Podlaskiego, relacjonowali, że miasto zostało opanowane przez komunistyczne bojówki rozbrajające i rabujące polskich żołnierzy, którzy przybyli do miasta po rozbiciu ich oddziałów. Bojówkarzami byli uzbrojeni Polacy i Żydzi z czerwonymi opaskami na rękawach. Patrol – po rozbrojeniu dwóch Żydów – powrócił i złożył stosowny meldunek. Dowódca dywizji natychmiast wysłał do miasta szwadron płk. Dworenki-Dworkina, a w sprawozdaniu napisanym w 1940 roku donosił: „Kawaleria dywizyjna odeszła jeszcze w czasie marszu do Radzynia, gdzie zatrzymała się przez dłuższy czas celem uspokojenia miejscowych Żydów, którzy zorganizowali sowiet, pobili starostę radzyńskiego, ograbili kasę samorządową i polską spółdzielnię. Nie mieli oni w polityce szczęścia. Przed kilkoma dniami przejechały się po nich samochody naszych baloniarzy, wracających do domu po skończonej wojnie. Na propozycję w imieniu rządu ZSRR, przekazaną im przez Żydów radzyńskich, złożenia broni, odpowiedzieli ckm-ami, zmontowanymi na swych wozach. Następnie przemówiła im do przekonania brygada kawalerii gen. Ludwika Kmicica-Skrzyńskiego, a obecnie mieli u siebie płk. Dworkina ze swym wojskiem. Doszło ostatecznie do tego, że pozostający wciąż w Radzyniu starosta miejscowy wstawił się za swymi Żydami, twierdząc, że już zarzucili swe przekonania polityczne”. Zgodnie z obowiązującym wtedy Rozporządzeniem Rady Ministrów z 18 kwietnia 1919 roku o sposobie użycia wojska dla zabezpieczenia porządku publicznego, w przypadku sparaliżowania działalności władz cywilnych, dowódca oddziału miał działać według własnego uznania.
Ostatni rozkaz i pożegnanie z żoną
Gen. Kleeberg był jedynym dowódcą Grupy Operacyjnej w wojnie 1939 roku, który nie przegrał żadnej bitwy. Bitwa pod Kockiem również była wygrana. Decyzję o kapitulacji generał podjął ze względów logistycznych, takich jak brak amunicji i środków medycznych. Swój ostatni rozkaz adresowany bezpośrednio do żołnierzy SGO „Polesie” zakończył słowami: „Jeszcze Polska nie zginęła. I nie zginie”. Poszedł do niewoli na czele swojego wojska. W obozie jenieckim poważnie zachorował na serce. Jego małżonka Wanda wczesną wiosną 1941 roku otrzymała zgodę władz niemieckich na widzenie z mężem w oflagu IVB Königstein. Przed wyjazdem starannie dobrała garderobę. Do Drezna dojechała pociągiem, potem do oflagu bryczką. Po wejściu do obozu przewiesiła przez ramię zdjęty płaszcz i ubrana w białą bluzkę oraz czerwoną spódnicę powoli przeszła wzdłuż milczącego szpaleru oficerów jeńców do obozowej izby chorych, gdzie przebywał jej mąż.
komentarze