Rok 2015 był trudnym sprawdzianem dla armii afgańskiej, która nie mogła już liczyć na szerokie wsparcie sił międzynarodowych na polu walki.
Talibowie i inne grupy rebelianckie starali się wykorzystać sytuację, że z Afganistanu wycofano większość wojsk koalicji, a siły, które pozostały, miały się nie angażować w działania bojowe. Tym samym niemal cały wysiłek utrzymania stabilności w państwie spadł na miejscową armię i formacje policyjne. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W amerykańskim dzienniku „New York Times” z 22 lipca 2015 roku poinformowano, że w porównaniu do sześciu miesięcy poprzedniego roku, wziąwszy pod uwagę liczbę zabitych, straty afgańskich sił bezpieczeństwa wzrosły o niemal 50% – zginęło około 4100 żołnierzy i policjantów, ponadto 7800 odniosło rany. W całym 2014 roku natomiast zginęło ponad 5 tys. członków afgańskich sił bezpieczeństwa.
Poza kontrolą
W 2015 roku afgańscy rebelianci nie ograniczali się do zamachów samobójczych i ataków na obiekty rządowe w dużych miastach czy uderzeń na mniejsze jednostki rządowe na prowincji. Pokusili się na tak spektakularne akcje, jak zakończony powodzeniem szturm na 300-tysięczny Kunduz. Pierwszy raz od 2002 roku siły lojalne wobec rządu w Kabulu utraciły na prawie dwa tygodnie kontrolę nad stolicą prowincji. W grudniu z kolei talibowie zaatakowali ufortyfikowane lotnisko w Kandaharze.
Równie źle działo się w głębi kraju, gdzie rebelianci przejęli kontrolę nad wieloma dystryktami. W innych kontrola sił rządowych została ograniczona do ośrodków administracyjnych. To pozwoliło buntownikom umocnić swe wpływy wokół miast i je izolować. „Nie ścigamy wroga, lecz prowadzimy bierną obronę”, stwierdził zacytowany na łamach „New York Timesa” emerytowany afgański gen. por. Abdul Hadi Khalid. Wojskowy wskazał też na jeden z powodów rosnących strat strony rządowej. „Oddziały wpadają w okrążenie, a my nie wysyłamy im wsparcia, więc są wybijane”, tłumaczył Khalid. Generał ostrzegł, że rosnące straty ludzkie mogą mieć konsekwencje polityczne, przeważyć szalę konfliktu na stronę przeciwników rządu.
Bardzo wymowny opis sytuacji zarysował w rozmowie z amerykańskim dziennikarzem afgański oficer służący w dystrykcie Musa Chel w prowincji Helmand. Wojskowy potwierdził, że Afgańska Armia Narodowa (AAN) poniosła tam bardzo duże straty, a to negatywnie wpłynęło na morale żołnierzy. Z powodu licznych dezercji wstrzymano im urlopy, co zrodziło inny problem. Znaczący odsetek służących w AAN wojskowych nie trafił w jej szeregi dla idei, ale dlatego, że zaoferowano im godziwe, jak na tamtejsze warunki, płace. Dzięki tym pieniądzom utrzymują swe rodziny. Tymczasem, stacjonując na wysuniętych posterunkach, żołnierze nie mają dostępu do kont w banku, bo ten znajduje się w stolicy prowincji. Tym samym nie mogą wysłać pieniędzy bliskim. Oficer ujawnił, że niektórzy w akcie desperacji samookaleczali się, licząc na to, że dzięki temu zostaną ewakuowani. Co więcej, w listopadzie 2015 roku 70 z nich przeszło na stronę wroga.
Inne przyczyny dużych strat afgańskich sił bezpieczeństwa, które negatywnie odbijają się na ich gotowości bojowej, wskazał w marcu 2015 roku podczas przesłuchania przed komisją sił zbrojnych Izby Reprezentantów dowodzący amerykańskimi wojskami w Afganistanie gen. John F. Campbell. Otóż mówił on o słabym dowodzeniu i złym zarządzaniu potencjałem, wysokim tempie operacji oraz kiepskiej opiece nad żołnierzami (dotyczy to też policjantów). W sierpniu 2015 roku gen. Campbell szacował, że, uwzględniając dezercje, afgańskie siły bezpieczeństwa tracą miesięcznie prawie 4 tys. ludzi.
Niezależni eksperci wskazują jeszcze na inne problemy wewnętrzne Afgańskiej Armii Narodowej, m.in. nepotyzm i korupcję. W ich opinii jest normalnością, że niektórzy dowódcy nielegalnie handlują bronią, amunicją, żywnością i paliwem, które są w ich jednostkach. Jak na te krytyczne opinie wojskowych zareagowały władze Afganistanu? Otóż zakazały obecnym i byłym żołnierzom rozmów z dziennikarzami, grążąc im nieokreślonymi konsekwencjami.
Kolos na glinianych nogach
Według kwartalnego raportu amerykańskiego specjalnego inspektora generalnego ds. odbudowy Afganistanu (Special Inspector General for Afghanistan Reconstruction – SIGAR) do 30 września 2015 roku Kongres USA na tamtejszą armię i siły bezpieczeństwa wyasygnował ponad 65 mld dolarów. Formalnie AAN powinna mieć 195 tys. żołnierzy i około 8 tys. pracowników wojska. Tymczasem w lipcu 2015 roku tych pierwszych było 160 461. Oznaczało to realizację przyjętego planu na poziomie 82,3%.
Do 30 września 2015 roku Stany Zjednoczone wydały na uzbrojenie i sprzęt wojskowy dla armii afgańskiej 12,7 mld dolarów. Według danych z 30 czerwca 2015 roku najwięcej, około 7,2 mld dolarów z ogólnej kwoty zamówień przekraczającej 13,4 mld, przeznaczono na pojazdy (60 tys.). Za blisko 2,3 mld dolarów kupiono zaś amunicję. Wartość kontraktów lotniczych wyniosła z kolei około 1,18 mld dolarów. Po kilkaset milionów wydano na sprzęt łączności, broń i zwalczanie improwizowanych urządzeń wybuchowych.
Kolejne 6 mld dolarów USA przeznaczyły na rozwój infrastruktury niezbędnej dla funkcjonowania Afgańskiej Armii Narodowej. Do 31 sierpnia 2015 roku zakończono 369 projektów, a w realizacji było 20. Największy z nich to budowa infrastruktury garnizonowej dla 2 Brygady 201 Korpusu w Kunar, której koszty obliczono na 115,7 mln dolarów. Ogółem, według stanu na 30 września 2015 roku, Stany Zjednoczone zobowiązały się przeznaczyć na infrastrukturę, wyposażenie, szkolenie i utrzymanie armii afgańskiej (włącznie z płacami) 38,1 mld dolarów. Bez tych pieniędzy rząd Afganistanu nie był w stanie sfinansować tak licznych sił zbrojnych.
Afgańscy wojskowi uskarżają się jednak na niedostatek ciężkiego uzbrojenia, czołgów i artylerii. Żołnierze z jednostek liniowych narzekają też na niewydolną logistykę i słabe planowanie operacji.
Kruche skrzydła
Działania wojenne w 2015 roku pokazały, że jedną z największych słabości armii afgańskiej jest brak wsparcia lotniczego. Niewielkie lotnictwo nie ma ani jednego samolotu bojowego. W latach budżetowych 2010–2015 USA zadeklarowały na jego rozwój ponad 2,3 mld dolarów.
Najbardziej oczekiwane jest 20 kupionych przez Amerykanów dla Afganistanu lekkich samolotów bojowych A-29 Super Tucano. Maszyny te sprawdziły się w operacjach przeciwpartyzanckich w Kolumbii.
W 2015 roku lotnictwo armii afgańskiej miało ponad 50 śmigłowców Mi-17, ale to kropla w morzu potrzeb wobec tej wielkości teatru działań, gdzie wiele kluczowych dróg jest pod kontrolą sił antyrządowych. Afgańscy żołnierze twierdzą, że część rannych towarzyszy broni przeżyłaby, gdy na czas ewakuowano ich drogą lotniczą do szpitala.
Armia afgańska w 2015 roku dostała 12 lekkich uzbrojonych śmigłowców amerykańskich MD-530F. Cztery lata wcześniej otrzymała zaś sześć nieuzbrojonych maszyn, używanych do szkolenia. Zapadła też decyzja o uzbrojeniu pięciu z nich (jedną stracono we wrześniu 2013 roku). We wrześniu 2015 roku pojawiła się z kolei informacja, że utracono drugi lekki śmigłowiec. MD-530F nie wzbudziły jednak entuzjazmu miejscowych wojskowych. Pojawiły się głosy, że jednosilnikowe maszyny mają zbyt mały zasięg oraz nie są przystosowane do działań w wysokich temperaturach i górach. „New York Times” przytoczył opinię doświadczonego afgańskiego pilota płk. Qalandara Shah Qalandariego, że latem MD-530F nie przelecą nad górami otaczającymi Kabul, gdzie znajduje się ich baza.
Oprócz sił powietrznych Afgańskiej Armii Narodowej istnieje specjalne skrzydło lotnictwa, które jesienią 2015 roku miało 45 statków powietrznych. W 2012 roku zamówiono dla tej jednostki 18 sztuk PC-12/47E za 218 mln dolarów. Ponadto do końca 2015 roku skrzydło specjalne powinno dostać pięć maszyn PC-12 SIGINT. Resztę jego floty stanowią śmigłowce Mi-17. O zmianie sytuacji w Afganistanie świadczy wzrost aktywności tej 475-osobowej jednostki. Do 1 września 2015 roku jej Mi-17 wykonały 840 lotów, a samoloty PC-12, przeznaczone do rozpoznania, śledzenia i wywiadu, aż 972. Problemem tego skrzydła jest zdolność do zapewnienia obsługi naziemnej statków powietrznych. Docelowo, do 2020 roku, Afgańczycy chcą, aby własne możliwości jednostki wynosiły w tej dziedzinie 80%, a resztę potrzeb zaspokajaliby kontraktorzy zewnętrzni.
autor zdjęć: Adam Roik/Combat Camera DORSZ