W Dowództwie Generalnym, po kilku latach spowolnienia, na plan pierwszy powróciła kwestia nadania właściwej rangi korpusowi podoficerskiemu. Podział ról i kompetencji między oficerów i podoficerów będzie decydował o wartości bojowej armii.
Formowanie nowoczesnego korpusu podoficerskiego w polskich siłach zbrojnych trwa drugie dziesięciolecie. Proces rozpoczęty w 2004 roku, początkowo traktowany jako „śmiały eksperyment” i „próba amerykanizowania wojska”, z czasem, wraz z rozwojem armii, szczególnie po doświadczeniach operacji w Iraku i Afganistanie, stał się koniecznością. Potrzebowaliśmy wówczas, a teraz potrzebujemy coraz bardziej, podziału odpowiedzialności za przygotowanie bojowe armii między oficerów i podoficerów.
Jako ojciec chrzestny projektu przejdzie do historii gen. broni Edward Pietrzyk, ówczesny dowódca wojsk lądowych. Odważne decyzje generała, utworzenie struktury pomocników dowódców do spraw podoficerów, następnie zorganizowanie dla nich bezprecedensowego, prowadzonego przez amerykańskich sierżantów majorów z Joint Multinational Command Training Center, kursu w elbląskiej 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, przyniosły spore zmiany.
W dywizjach, brygadach i samodzielnych batalionach wojsk lądowych u boku dowódców ustawiono chorążych, mających pełnić nie do końca jeszcze jasną funkcję sierżantów majorów. Bo oto, po prawicy wodza, w areopagu oficerów najwyższych rangą, miał się znaleźć chorąży odpowiadający za morale i wyszkolenie wszystkich podoficerów i szeregowych.
Sceptycy cichcem liczyli na to, że po odejściu ze stanowiska gen. Pietrzyka wszystko wróci do stanu poprzedniego. Mieli pecha. Jego następca, kreatywny reformator gen. broni Waldemar Skrzypczak, jeszcze dowodząc 11 Lubuską Dywizją Kawalerii Pancernej, opierał się na swoich najstarszych rangą podoficerach. Gdy został dowódcą wojsk lądowych, sekundował mu naładowany wiedzą i emocjami st. chor. sztab. Mariusz Piwoński, który dopiero co wrócił z El Paso, amerykańskiej akademii dla podoficerów starszych w Fort Bliss. Rozpoczęły się spotkania generała z podoficerami, długie rozmowy, zachęcanie i konsultacje. W kulminacyjnym momencie Piwoński zaprosił do Polski amerykańskiego oficera i jego CSM-a (Command Sergeant Major) na serię spotkań w Drawsku, we Wrocławiu, w Krakowie i Warszawie, podczas których polscy dowódcy za swoimi pomocnikami uczyli się nowego typu relacji.
Kiedy stanowisko dowódcy wojsk lądowych objął gen. dyw. Tadeusz Buk, zapachniało rewolucją. Wywiad, którego udzielił „Polsce Zbrojnej” (nr 19/2010), do dziś pozostaje kultowym tekstem przytaczanym przez liderów korpusu przy każdej okazji. Po tej rozmowie wszystko wydało się jasne – armia w kwestii podoficerskiej potrzebuje nie tylko kontynuacji rozłożonej w czasie reformy, lecz także doraźnych i radykalnych zmian.
Po śmierci gen. Tadeusza Buka w katastrofie smoleńskiej zabrakło jednak kontynuatora dzieła. Zajmujący już wówczas zupełnie inne stanowisko gen. Waldemar Skrzypczak, który próbował nadal wspierać sprawę, doprowadził wprawdzie do spotkania środowiska podoficerskiego, CSM-ów i mężów zaufania z ministrem obrony narodowej, ale niestety, oprócz samego generała, nikt do tego zadania nie był odpowiednio przygotowany. Nie dyskutowano zatem o pryncypiach, lecz o takich sprawach, jak dopasowywanie mundurów dla kobiet.
Okresu, który nastąpił później, zarówno w wojskach lądowych, jak i Dowództwie Generalnym, nie można nazwać rozwojowym. CSM pojawiali się wprawdzie u boku wysokich rangą przełożonych przy różnych okazjach, ale nic za tym nie szło. Zmarnowano sporo potencjału ludzkiego. Wykształceni w El Paso podoficerowie odchodzili do cywila albo zajmowali stanowiska niemające nic wspólnego z ich dorobkiem. Na szczęście były jednostki, m.in. obie brygady aeromobilne, w których projekt współpracy dowódców z ich CSM-ami nadal się rozwijał, pomocnicy dowódców zyskiwali tam coraz większy wpływ na wydarzenia w korpusach podoficerów i szeregowych. W 17 Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej ogromną robotę wykonał st. chor. sztab. Jan Sabiło. Po nim st. chor. sztab. Andrzej Woltmann, partnerujący swemu dowódcy gen. bryg. Rajmundowi T. Andrzejczakowi, tworzył wzorce godne naśladowania.
Przełomowe warsztaty
Jesienią 2015 roku reforma korpusu podoficerskiego wróciła na plan pierwszy. Podczas warsztatów podoficerskich, które odbyły się w Olesznie na poligonie drawskim, obradowało półtorej setki CSM-ów z jednostek podległych dowódcy generalnemu. Podobnie jak przed 11 laty w Elblągu i później, wsparcia obradującym podoficerom udzieliła doświadczona ekipa amerykańskich sierżantów majorów Gwardii Narodowej stanu Illinois.
Podczas spotkania gen. broni Mirosław Różański wygłosił swoje kredo i zwrócił się do liderów korpusu podoficerskiego o aktywne wsparcie rozwoju projektu: „Podział kompetencji nie może być linią demarkacyjną, którą oddzielimy oficerów i podoficerów, bo to jest niedopuszczalne. Musimy być świadomi, że nie mogą nadal wszyscy za wszystko odpowiadać. Generałowie i pułkownicy nie powinni się wypowiadać, jak ma być szkolony szeregowy. Stąd na pytanie, co należy zrobić, odpowiedzą oficerowie; odpowiedź na pytanie, jak to należy zrobić, będzie waszym zadaniem. Macie wspierać dowódców w organizacji szkolenia, co się przełoży na wykonywanie zadań w sytuacji kryzysu czy wojny. Tym, którzy uważają, że jeszcze do tego nie dorośliście, proponuję cytat z instrukcji szkolenia kawalerii z 1937 roku: »Nie wolno ograniczać roli podoficerów zawodowych do ciasnych ram robotników wykonawców, których nie można spuścić z oka. Niedowierzanie i ograniczanie samodzielności prowadzi do zastoju, a nawet obniżenia wartości kadry podoficerskiej. Udział kadry podoficerskiej w wychowaniu i odpowiedzialności za szkolenie da podoficerom poczucie przydatności dla wojska, wzbudzi zaufanie we własne siły, stworzy podnietę do pracy, w kierunku instruktorskiego doskonalenia. I podniesie ogólną wartość korpusu podoficerskiego«”. Generał deklarację podjęcia działań o przywrócenie właściwej rangi podoficerów w siłach zbrojnych zakończył pytaniem: „Tylko czy wy tego chcecie? Czy chcecie, żeby korpus podoficerski był solą tej armii? Czy chcecie wziąć odpowiedzialność za szkolenie sił zbrojnych i przygotowanie do wykonywania zadań?”.
Poszukiwanie modelu
W części roboczej warsztatów gen. Andrzejczak i chor. Woltmann podzielili się swoimi doświadczeniami z 17 WBZ. Zaprezentowali m.in. funkcjonowanie i efekty systemu punktacji, który wprowadzili i testowali w brygadzie („Punkty zwrotne”, PZ z 27 września 2013 roku). Chor. Woltmann przy tej okazji zapewniał: „Sprawdziłem system na żywym organizmie, zyskałem narzędzie do wskazania najlepszych, a również najsłabszych podoficerów, potrzebujących pokierowania czy pomocy. System pozwalający na planowanie rozwoju podoficerów funkcjonuje obecnie w całej 11 Dywizji Pancernej”.
Gen. Andrzejczak uzupełnił, że „system punktacyjny jest tylko jednym z narzędzi. Jedynym mierzalnym, pozwalającym uniknąć sytuacji, w której opiniowany jest superżołnierzem, ale ma niskie oceny z wuefu, na żadnym strzelaniu nie był, cały czas przebywał na zwolnieniach”. Uznaniowość, zdaniem generała, bywa krzywdząca i nieobiektywna, a tu, kto ma więcej punktów, ten ma większe szanse.
Z punktacji wynikają dalsze konsekwencje, m.in. udział CSM-ów w ocenie podoficerów i szeregowych. Jak wynika z doświadczeń Woltmanna, do podejmowania trafnych decyzji dotyczących ludzkich losów jest konieczna dogłębna znajomość żołnierzy, nieustanny kontakt z nimi, szczere rozmowy.
Gen. Różański tak widzi kwestię podoficerów w przyszłości: „Wprowadzimy zasadę, że żaden wniosek dotyczący szeregowego czy podoficera nie przejdzie bez opinii podoficera starszego w dowództwie. Od decydowania, który żołnierz musi odejść, jest najpierw szef kompanii, potem CSM, a nie generał. Trzeba wówczas jednakże powiedzieć koledze w oczy: »Mnie nie obchodzi twoja sytuacja rodzinna, niespłacone kredyty, tylko interes armii«”.
Również gen. Andrzejczak podkreślał, że stanowisko
CSM-a nie może być wygodną posadą. Uświadamiał więc podoficerom odpowiedzialność, jaką na siebie wzięli. Na zakończenie spotkania pytał podoficerów starszych w dowództwach: „Czy chcecie wziąć na siebie taką odpowiedzialność? Czy jesteście do swojej roli merytorycznie przygotowani?”.
Krzysztof Gadowski, CSM dowódcy generalnego, uzupełnił wypowiedź generała: „Jesteśmy na etapie zmian w karcie opisu stanowiska, których celem jest podniesienie wymagań wobec pomocników dowódców ds. podoficerów. A to nie wszystkim się podoba”. Dodał przy okazji niezwykle istotną kwestię dotyczącą roli i miejsca CSM-ów w sytuacji wojennej: „Wiele mówimy o roli podoficera w czasie pokoju – że jest psychologiem czy szkoleniowcem. A gdzie jest jego miejsce w czasie wojny? Czy już dziś w trakcie ćwiczeń jedzie na odprawę, patrzy jak dowódca zorganizował system walki w brygadzie? Czy ma do tej roli odpowiednie doświadczenie, bo wcześniej był pomocnikiem dowódcy plutonu, szefem kompanii, instruktorem w szkole podoficerskiej?”.
Kształtowanie oficerów
Formowanie nowoczesnego korpusu podoficerskiego w Siłach Zbrojnych RP nie jest już dziś traktowane jako „śmiały eksperyment”, lecz konieczność. Ostatniego dnia warsztatów w Olesznie podoficerowie starsi dowództw wypracowali pakiet wniosków mających wzmocnić ich pozycję, a tym samym usprawnić system szkolenia i dowodzenia armią.
Kluczową tezą w nim zawartą jest wsparcie swoich dowódców i przejęcie związanych z tym obowiązków. Pomogłoby w tym z pewnością powołanie rady złożonej z liderów środowiska, gremium opiniującego m.in. kandydatów na CSM-ów. Ci z kolei powinni być rekrutowani spośród autorytetów, żołnierzy z dużym doświadczeniem szkoleniowym, dobrze jeśli również bojowym, którzy zdobywali doświadczenia na stanowiskach pomocników dowódców plutonów, szefów kompanii, a także instruktorów szkół podoficerskich.
Chor. Krzysztof Gadowski zwrócił uwagę, że nie wszędzie byłaby to zupełna nowość: „Wprowadzimy system »promotion board«, działający już w niektórych jednostkach podległych dowódcy generalnemu rodzajów sił zbrojnych, gdzie grupa doświadczonych podoficerów z CSM-em na czele decyduje o awansach podoficerskich”.
Stanowczych kroków kadrowych wymaga też powołanie CSM-ów na szczeblu batalionów. Jeśli luka nie zostanie wypełniona, nie będzie mowy o sprawnie działającym systemie, o współpracy i komunikacji między kolejnymi szczeblami. W podoficerskim łańcuchu wsparcia nadal będzie brakowało niezwykle ważnego ogniwa.
Istotną sprawą jest zapisanie roli i obowiązków podoficerów starszych dowództw w aktach normatywnych, regulaminie ogólnym, a także w ceremoniale wojskowym. Trzeba jednak pamiętać, że sam zapis niewiele da, jeśli nie będzie mu towarzyszyła, zarówno w przypadku przełożonego, jak i jego
CSM-a, świadomość roli, jaką powinien odgrywać podoficer stojący u boku dowódcy. A do tego jest potrzebne znacznie szersze zrozumienie jego roli, również przez oficerów. O tym m.in. mówił w czasie warsztatów gen. broni Mirosław
Różański: „W szkołach modelujących przyszłych oficerów szkolą oficerowie, którzy z wojskiem liniowym, z wykonywaniem zadań od lat nie mają nic wspólnego. […] Mnie marzy się taki czas, kiedy to wy będziecie formować przyszłych generałów. Bo jeżeli w żołnierskim rzemiośle będą ich kształtować oficerowie ze szkoły, to pozostanie absolutnie niepożądany podział między korpusami”.
Zmiany powinny również objąć szkolnictwo podoficerskie, w którym, zamiast uczyć kandydatów na kaprali, doświadczonych już przecież żołnierzy, wszystkiego, należałoby rozwijać takie wartości, jak przywództwo czy patriotyzm.
Istotnym postulatem jest także gospodarka potencjałem ludzkim, której niedoskonałości widać na przykładzie absolwentów akademii podoficerskiej w El Paso, stanowiącej w korpusie odpowiednik kursu generalskiego. Z 34 podoficerów, którzy ją ukończyli, ledwie garstka wykorzystuje we właściwy sposób nabytą wiedzę. Chor. Gadowski nie owijał tu w bawełnę: „Armia z pewnością nie wykorzystała właściwie zdobytego potencjału, więc pora zakończyć traktowanie MON-u jako biura podróży”.
W pokaźnym pakiecie propozycji zmian znalazły się takie pozycje, jak konieczność uwolnienia CSM-ów od pełnienia dodatkowych obowiązków i służb, w tym szczególnie łączenia dwóch kolidujących ze sobą ról – podoficera starszego dowództwa i męża zaufania.
Na drugi plan zeszły, co nie znaczy, że umknęły uwadze, kwestie finansowe. Dla dobra sprawy odłożono je na później, ale CSM stojący przy generale wysokiej rangi czy komendant szkoły podoficerskiej nie powinni być honorowani niżej od dowodzącego plutonem porucznika.
Podczas spotkania podoficerowie, ale również goszczący u nich generałowie Mirosław Różański i Rajmund T. Andrzejczak, podkreślali, że rozwijanie takich wartości, jak etos podoficera i współpraca partnerska z dowódcami, to nie tylko kwestia aktów normatywnych, lecz także odpowiedniego podejścia oficerów i podoficerów. Zmiany mentalne to jest jednak proces, który będzie trwał latami, o ile ktoś ponownie nie przerwie reformy. Bez nich będziemy się nadal z zapałem przygotowywać do tego, co było dawno temu.
autor zdjęć: Łukasz Kermel/17 wbz