Wojna w Ukrainie zweryfikowała wiele teorii na temat współczesnego pola walki, w tym także w zakresie logistyki. Problemy z zaopatrywaniem rosyjskich wojsk, przerywaniem łańcuchów dostaw czy ze złym planowaniem są źródłem wniosków, które należy wdrożyć do Wojska Polskiego, by dobrze wykorzystać czas, który „kupiła” nam Ukraina, broniąc się przed rosyjską agresją.
Ukraińscy żołnierze zużywają dziennie około 5 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej. To mniej więcej tyle, ile niezbyt duże państwo europejskie dotychczas zamawiało w ciągu roku. Fot. Abaca Press / FORUM
Z jawnych raportów dotyczących przebiegu wojny, która toczy się w Ukrainie, wynika, że ukraińscy żołnierze zużywają dziennie około 5 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej. To mniej więcej tyle, ile niezbyt duże państwo europejskie dotychczas zamawiało w ciągu roku. Szacuje się też, że Ukraińcy w ciągu jednego dnia działań wojennych wystrzeliwują tyle pocisków, ile podczas intensywnych walk w Afganistanie zużywano w ciągu miesiąca. Co więcej, zdaniem Michaela Kotkina, eksperta waszyngtońskiego think tanku Woodrow Wilson International Center, Ukraina, broniąc się, zużywa pociski szybciej, niż cały Zachód jest w stanie je w tym czasie wyprodukować.
Kto ma przewagę?
To tylko jeden przykład, choć dobitny. Wiadomo jednak, że do prowadzenia wojny sama amunicja nie wystarczy. Potrzebne są także sprzęt wojskowy, paliwo, indywidualne wyposażenie, mundury czy racje żywnościowe. Przygotowanie odpowiedniego zabezpieczenia walczących pododdziałów wymaga czasu, podobnie jak dostarczenie niezbędnego sprzętu wojskowego i zapasów bezpośrednio do walczących jednostek. To ogromne wyzwanie logistyczne, z którym mierzy się nie tylko sama Ukraina, lecz także państwa partnerskie, głównie zachodnie, kierujące do tego kraju od miesięcy potężny strumień wojskowej pomocy.
– Konflikt w Ukrainie pokazuje nam, czym jest wojna logistyczna. Wygrywa ten, kto lepiej i szybciej zaopatrzy swoje oddziały w amunicję, paliwo, broń, umundurowanie, śpiwory czy pakiety żywnościowe – mówi gen. broni Jarosław Gromadziński, do niedawna zastępca dowódcy Międzynarodowego Zespołu ds. Pomocy Ukrainie, a od czerwca dowódca Eurokorpusu w Strasburgu. – Logistyka jest bardzo droga, wymaga czasu i dobrej synchronizacji. Nie jest tak spektakularna jak działania bojowe, ale bez logistyki – co pokazuje wojna w Ukrainie – nie zajedziemy daleko – uzupełnia.
Od ataku Rosji na terytorium naszego sąsiada, rozpoczynającego pełnoskalową wojnę, minęło już półtora roku i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miała się ona zakończyć. Może się natomiast przerodzić w długotrwały konflikt, o którego rozstrzygnięciu zadecyduje sprawniejsze zarządzanie zasobami. To także oznacza, że rola logistyki jeszcze wzrośnie. Kijów jest zależny od zagranicznych dostaw, bo sprzętu, amunicji, broni, wyposażenia, paliw potrzebuje w znacznych ilościach. Również zasoby rosyjskie, zdawałoby się niewyczerpane, mają swoje ograniczenia i władze na Kremlu także starają się o dostawy broni i amunicji od krajów partnerskich, m.in. od Iranu czy Korei Północnej.
Płk prof. dr hab. Tomasz Jałowiec, dziekan Wydziału Zarządzania i Dowodzenia Akademii Sztuki Wojennej, zwraca z kolei uwagę na jeszcze jeden aspekt. – Światowe ośrodki naukowe i eksperci z różnych dziedzin w ostatnich latach dużo uwagi poświęcali kwestiom wojny przyszłości. Marginalizowali rolę logistyki, dowodząc, że konflikty toczone będą raczej w sferze cyber. Wojna w Ukrainie uświadomiła nam jednak, jak ważne dla prowadzenia działań są zasoby logistyczne – mówi naukowiec.
Błędy też się liczą
Przykładów pokazujących, jak ważną rolę w nowoczesnym konflikcie odgrywa logistyka, nie brakowało od pierwszych dni toczącej się w Ukrainie wojny. – Skuteczne prowadzenie działań zbrojnych zależy od regularnego i terminowego zaopatrywania walczących pododdziałów, o czym boleśnie przekonali się Rosjanie. Ukrainę przed szybką klęską niewątpliwie ocalili bohaterscy obrońcy, ale nie bez znaczenia tu była fatalna organizacja rosyjskiego wsparcia logistycznego – ocenia gen. bryg. Mirosław Polakow, szef pionu – zastępca szefa sztabu ds. wsparcia Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Rzeczywiście, w pierwszych dniach wojny rosyjskie kolumny pancerne parły w stronę Kijowa, pokonując w ciągu doby po kilkadziesiąt kilometrów. Prawdopodobnie Moskwa chciała osiągnąć to co Amerykanie podczas operacji „Pustynna burza” w 1991 roku, gdy w błyskawicznej, trwającej zaledwie sto godzin kampanii naziemnej, poprzedzonej intensywnymi bombardowaniami, unieszkodliwili iracką infrastrukturę obronną i narzucili przeciwnikowi swoje warunki. Rosjanie, szczycący się tym, że mają drugą co do wielkości armię świata, najpewniej spodziewali się, że osiągną podobny sukces. Chcieli przeprowadzić błyskawiczną operację, uderzyć w newralgiczne punkty ukraińskiej obrony, przejąć kontrolę oraz utworzyć prorosyjski rząd. I do takiej operacji przygotowane były działania poszczególnych jednostek oraz zabezpieczenie logistyczne.
Opór Ukraińców był jednak większy, niż Rosja się spodziewała i kłopoty jej żołnierzy zaczęły narastać lawinowo. Już po trzech dniach zaczął im doskwierać brak paliwa, amunicji i racji żywnościowych. Światowe media obiegły zdjęcia rosyjskich wozów podjeżdżających na ukraińskie stacje paliw czy żołnierzy podbierających miejscowym jedzenie.
Konwoje logistyczne Rosjan utykały na wąskich i grząskich drogach, co destabilizowało regularne dostawy do jednostek liniowych. Co więcej, były kierowane bez odpowiedniego zabezpieczenia. W rezultacie ciężarówki z zaopatrzeniem stały się łatwym celem dla Ukraińców. – Z czasem kontrataki zmuszały Rosjan do angażowania znacznych sił do ochrony własnych linii zaopatrzenia, co w efekcie istotnie ograniczało potencjał ofensywny Rosji. Ponadto brak kontroli nad przestrzenią powietrzną oraz ograniczone możliwości przerzutowe uniemożliwiły skuteczne zaopatrywanie wysuniętych jednostek choćby w tak podstawowe produkty, jak żywność i paliwo – tłumaczy gen. Polakow.
Jak najszybciej na front
Błędy planistów i logistyków rosyjskich to jedno. Osobna sprawa to zaopatrzenie armii ukraińskiej. W porównaniu z zasobami i możliwościami Federacji Rosyjskiej potencjał Ukrainy w momencie, gdy została zaatakowana, był nieporównanie mniejszy.
Dla broniących własnego kraju żołnierzy decydujące okazało się wsparcie płynące z rajów zachodnich. Już kilka dni po wybuchu wojny szef ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeba informował, że w międzynarodowej koalicji antywojennej jest blisko 90 państw i 15 organizacji. Wyliczał, że broń Ukrainie przekazuje 19 krajów, dziesięć udziela wparcia finansowego, a 22 pomocy humanitarnej.
W pierwszym etapie do Ukrainy kierowano dostawy wyposażenia ochronnego i obronnego, w tym kamizelek kuloodpornych, hełmów, lornetek, kamer termowizyjnych i noktowizorów, celowników optycznych czy dronów, oraz lżejszej broni. – Wraz z rozwojem konfliktu na front zaczął trafiać cięższy sprzęt – mówi gen. Gromadziński. – W pewnym momencie tego wsparcia wojskowego było tak dużo, że mieliśmy problemy z logistyką – dodaje. Należało zadbać o sprawną przesyłkę przekazywanej broni, właściwą koordynację zadań, dobrą komunikację i sposób transportu. Główną odpowiedzialność w tym zakresie wzięła na siebie Polska. To właśnie u nas powstał największy w tej części Europy hub logistyczny, który stał się zapleczem sprzętowym dla walczącej Ukrainy.
– Polska już trzeciego dnia od wybuchu wojny była gotowa do prowadzenia zakrojonej na dużą skalę operacji przeładunkowo-transportowej na bazie hubu logistycznego uruchomionego w południowo-wschodniej części kraju. Od początku naszym zadaniem jest koordynowanie dostaw sprzętu wojskowego przekazywanego Ukraińcom przez Stany Zjednoczone, Polskę i inne państwa z całego świata. Uczestniczymy również w koordynacji napraw sprzętu, który wraca z Ukrainy, i planowaniu szkoleń ukraińskich żołnierzy w Polsce oraz innych krajach europejskich – wyjaśnia gen. bryg. Mariusz Skulimowski, szef Zarządu Logistyki P4 Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Oficer tłumaczy, że mimo uruchomienia podobnych hubów logistycznych na Słowacji i w Rumunii to przez Polskę dystrybuowane jest około 90% sprzętu przeznaczonego dla sił zbrojnych Ukrainy.
– Głównym wyzwaniem dla logistyków wojskowych na samym początku wojny było wypracowanie systemu zapewniającego sprawny tranzyt przekazywanego sprzętu – podkreśla generał. Tworzone wówczas procedury musiały być zgodne z zasadami obowiązującymi w NATO, a jednocześnie akceptowalne przez państwa spoza Sojuszu oraz przez przedstawicieli systemu pozamilitarnego naszego państwa. To ważne, bo wsparcie dla ukraińskich sił zbrojnych trafia do Polski drogą lotniczą, kołową, kolejową i morską, a w przyjęcie przekazywanego sprzętu zaangażowane jest nie tylko wojsko, lecz także np. Straż Graniczna, Policja, Służba Celna czy obsługa portów lotniczych i morskich. W przypadku ciężkiego sprzętu i tranzytu międzykontynentalnego najlepszym wariantem pozostaje transport morski, a następnie kolejowy. Jak wyjaśniają eksperci z P4 Sztabu Generalnego, pozostałe środki zaopatrzenia i części zamienne najczęściej przerzucane są na pokładach wojskowych samolotów.
Dostarczony do Polski sprzęt nie jest magazynowany, ale od razu przekazywany do walczących wojsk. – Chcemy uniknąć niepotrzebnych przerw w przesyłaniu mienia, które pilnie jest potrzebne w rejonie walk, oraz ograniczyć koszty magazynowania – wyjaśnia gen. Skulimowski. Oficer dopowiada, że w początkowej fazie wojny w Polsce rozładowywano dziennie nawet 30 samolotów transportowych. Wojskowi logistycy robili wszystko, by uzbrojenie do Ukrainy trafiało nie później niż w ciągu doby.
Takie zadania Polski można częściowo połączyć z rolą państwa-gospodarza (Host Nation Suport – HNS), ale teraz działamy w specyficznych okolicznościach, na co zwraca uwagę płk Tomasz Jałowiec z ASzWoj. – Po raz pierwszy w historii doszło do takiej sytuacji w dziedzinie logistyki. Kraj zaatakowany i nienależący do Unii Europejskiej i NATO wspierają państwa sojusznicze, wykorzystując infrastrukturę i zabezpieczenie logistyczne członka Sojuszu Północnoatlantyckiego – zaznacza oficer.
Ogromna skala wyzwań
– Dziś nikt chyba nie ma wątpliwości, jak bardzo ważne jest wsparcie dla walczących pododdziałów. Logistyka decyduje o powodzeniu pełnoskalowej operacji, bo bez niej każde działanie jest krótkotrwałe – stwierdza gen. Skulimowski. Wnioski dotyczące zabezpieczenia logistycznego wyciągane są nie tylko w Polsce, lecz także w całym NATO i Unii Europejskiej. Było ono jednym z najważniejszych zadań Międzynarodowego Zespołu ds. Pomocy Ukrainie. Podczas obrad w ramach nadzorowanej przez NATO Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy, która gromadzi ministrów obrony i przedstawicieli wojskowych krajów udzielających Ukrainie wsparcia militarnego (tzw. format Ramstein), zajmowano się sprawami operacyjnymi, szkoleniowymi i logistyką. – Skala wyzwań w tej ostatniej dziedzinie okazała się ogromna. Trzeba było nie tylko zorganizować przerzut uzbrojenia i zaopatrzenia na front, lecz także zająć się szkoleniem żołnierzy oraz wycofaniem i naprawami zniszczonego czy uszkodzonego sprzętu. I tu pojawił się problem – mówi gen. Gromadziński. Wyjaśnia, że do ukraińskiego wojska trafiło ponad 600 różnego rodzaju jednostek sprzętowych z przeszło 50 krajów, a to wymagało przeszkolenia rzeszy logistyków, którzy będą mogli zabezpieczyć to uzbrojenie na polu walki. – Wyciągnęliśmy wnioski z tego, że za sprzętem nie poszło zabezpieczenie logistyczne. Nasz zespół rekomendował, że wraz z uzbrojeniem donatorzy powinni przekazywać pojazdy ewakuacji technicznej i warsztaty mobilne, a także części zamienne w odpowiedniej ilości. Ideałem byłoby, gdyby tych części wystarczyło na 90 dni walki. To jest jednak nierealne – opowiada gen. Gromadziński.
Palety z amunicją, bronią i innego rodzaju sprzętem na pokładzie samolotu transportowego w bazie amerykańskich sił powietrznych w Dover w stanie Delaware. Dostawy wojskowe przeznaczone są dla armii walczącej Ukrainy. Fot. USAF
Oficer zwraca też uwagę na to, że naprawa uszkodzonego na polu walki sprzętu nie zawsze jest możliwa. I to nie tylko ze względu na działania przeciwnika, lecz także z braku dostępu do aparatury diagnostycznej. – Nowe technologie są wymagające, potrzeba więc fachowców i odpowiednich zakładów naprawczych. Nie jest możliwe, by zrobić to w państwie, które toczy wojnę i utraciło przemysł ciężki – podsumowuje gen. Gromadziński. Dlatego zaczęto mówić o tym, by poza hubami logistycznymi, dostarczającymi do Ukrainy sprzęt i wyposażenie, powstały ulokowane jak najbliżej wojującego kraju huby techniczne. Według ekspertów mogłyby one zostać zorganizowane właśnie w Polsce. Niedawno ogłoszono na przykład utworzenie w Zakładach Mechanicznych „Bumar-Łabędy” centrum serwisowo-naprawczego czołgów T-64. Polscy specjaliści wraz z inżynierami z ukraińskiego koncernu Ukroboronprom będą w nim przywracać sprawność maszynom należącym do sił zbrojnych naszego wschodniego sąsiada. Centrum zajmie się też serwisem i naprawami przekazanych Ukrainie czołgów T-72 i PT-91.
Wyciągajmy wnioski
Sytuacja, w jakiej znalazła się Europa po rosyjskiej agresji na Ukrainę, jest wyjątkowa. Bezprecedensowa jest również skala pomocy płynącej z całego świata. Wszystko to stanowi ważny punkt odniesienia dla Polski jako państwa graniczącego z walczącą Ukrainą, a jednocześnie należącego do Sojuszu Północnoatlantyckiego. – To, co się dzieje w Ukrainie, będzie dla nas cenną lekcją z dwóch perspektyw: zarówno strony broniącej się – co nas bardziej interesuje, bo nasza doktryna wskazuje na operację obronną – jak i pod kątem błędów popełnianych przez atakujących – wyjaśnia płk Tomasz Jałowiec.
Wnioski z konfliktu w dziedzinie logistyki już zbiera i analizuje Akademia Sztuki Wojennej. Tamtejsi naukowcy, we współpracy z ekspertami z innych akademii wojskowych, z Zarządu Logistyki P4 SGWP oraz z Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, pracują nad raportem w sprawie systemu logistycznego polskiej armii. Dokument ukaże się w 2024 roku i będzie podzielony na część jawną i niejawną. W tej drugiej znajdą się m.in. wnioski logistyków dotyczące wojny w Ukrainie.
Wojskowi eksperci jednak już teraz wskazują pewne istotne obszary. Płk Jałowiec zwraca uwagę na związany z logistyką system przywództwa, ale także wsparcie cywilne. – Ukraińcy pokazali, jak ważna jest decentralizacja określonych decyzji. Do tego dochodzi kwestia realnego zabezpieczenia potrzeb i wykorzystania dla walczących wojsk potencjału cywilnego, który odgrywa kluczową rolę we wszystkich wymiarach: materiałowym, technicznym, transportu i ruchu wojsk – mówi oficer. Dziekan zwraca przy tym uwagę na to, że konflikt w Ukrainie toczy się praktycznie od 2014 roku. – W ciągu tego czasu Ukraińcy odrobili lekcje z logistyki. Wcześniej obowiązywała u nich centralizacja zapasów, ale zmienili to – mówi oficer.
O wnioskach mówi także Dowództwo Operacyjne RSZ. – Wojna zweryfikowała wiele teorii na temat współczesnego pola walki. Podkreśliła znaczenie logistyki, obnażając przy tym wiele mylnych założeń. Wszelkie obserwacje, jakie obecnie gromadzimy, są i będą źródłem przemyśleń. Już dziś wiemy o problemach z zaopatrywaniem wojsk, przerywaniem łańcuchów dostaw czy ze złym planowaniem zabezpieczenia logistycznego przez Rosjan – przyznaje gen. Polakow.
Wojska sojusznicze, w tym polskie siły zbrojne, muszą także zrewidować możliwości transportowe w czasie działań wojennych. Na przykładzie Ukrainy widać bowiem, że nie wszędzie sprawdzi się to, co w czasie operacji w Iraku czy Afganistanie – a więc transport środków bojowych drogą lotniczą. – Obserwujemy tu nowatorskie podejście Ukraińców w tej kwestii. Oczywiście funkcjonują linie zaopatrzenia, ale pojawiają się też nowe rozwiązania. Używa się np. małych mobilnych transportów z zaopatrzeniem, które mogą błyskawicznie reagować na zaistniałą sytuację – wyjaśnia gen. Skulimowski.
Szef Zarządu Logistyki P4 SGWP zapowiada dalszy rozwój polskiego potencjału logistycznego. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że wojna toczy się bardzo blisko naszej granicy i w takiej sytuacji musimy jeszcze szybciej rozwijać nasze logistyczne zdolności. Mamy w planach znaczne zwiększenie potencjału logistyki mobilnej poziomu taktycznego i operacyjnego. Rozwijamy jednostki, budujemy kolejne pułki logistyczne, rozpoczęliśmy formowanie następnej brygady logistycznej. Systematycznie, w miejsce poradzieckiego sprzętu, wdrażamy uzbrojenie nowej generacji, a to też niemałe wyzwanie dla podsystemu zabezpieczenia technicznego w zakresie obsług, napraw i remontów – mówi gen. Skulimowski.
Ale wniosków jest więcej. Wojskowi zwracają uwagę na problem związany z brakiem standaryzacji amunicji w Sojuszu. Na ukraińskim froncie okazało się na przykład, że nie wszystkie pociski kalibru 155 mm pasują do każdego typu sprzętu. Prace w tej dziedzinie już się zaczęły. Prowadzone są badania testowe, bo wojsko chce sprawdzić, czy np. francuskich pocisków można używać do armat duńskich albo amerykańskiej amunicji do polskich. To nie wszystko. – Na wojnie w Ukrainie obserwujemy niewydolność rosyjskiego systemu zaopatrywania walczących wojsk z powodu stosowania ręcznego przeładunku środków zaopatrzenia. Brakuje paletyzacji i powszechnie stosowanych w NATO kontenerów czy wózków widłowych – dopowiada gen. Polakow.
Cenna lekcja
Jest jeszcze jedna istotna kwestia. W czasie, gdy Rosjanie uderzają w infrastrukturę cywilną Ukrainy – co ma osłabić ducha walki obrońców – Ukraińcy konsekwentnie prowadzą działania całkowicie odmienne. Przygotowując się do zapowiadanej od dawna kontrofensywy, wykonują punktowe ataki, których celem jest likwidacja rosyjskich węzłów logistycznych i zasobów. Efektem są uderzenia w rosyjskie składy paliw i amunicji. – Zgodnie z taktyką wojskową dążymy do tego, by przeciwnik utracił swobodę działania. Atakuje się więc wszystkie jego drogi manewru, rejony ześrodkowania wojsk, miejsca, gdzie jest zgromadzony sprzęt, aby nie dopuścić do tego, by dotarł na pierwszą linię. Uderzenia głębokie, np. HIMARS-ami, są bardzo skuteczne. Dzięki nim Rosjanie tracą zasoby i nie są w stanie odtworzyć ich na pierwszej linii – wyjaśnia gen. Gromadziński.
Ukraińcy, chcąc unikać błędów przeciwnika i minimalizować straty, działają niekonwencjonalnie, uczą się, jak wychodzić spod ognia i przede wszystkim nie koncentrować swoich sił. Dotyczy to nie tylko działań bojowych, lecz także logistyki. – Wojna pokazała, że gdy amunicja artyleryjska jest magazynowana i składowana, to natychmiast staje się celem i jest niszczona. Dystrybucja amunicji musi być mobilna, cały czas w ruchu – na pojazdach – zaznacza gen. Gromadziński. – I właśnie w tę mobilność logistyki powinniśmy teraz w Polsce inwestować. To jednak oznacza, że potrzebujemy więcej personelu, pojazdów czy wózków przeładunkowych – dodaje.
Wnioski z ukraińskiego frontu można mnożyć. Dotyczą one każdej dziedziny wojskowości: od medycyny pola walki aż do taktyki walczących pododdziałów, ich uzbrojenia czy właśnie zabezpieczenia logistycznego. Zza naszej wschodniej granicy płynie przesłanie, że na nic zdadzą się czołgi bez dobrej logistyki. I to szczególnie cenna lekcja, bo trzeba pamiętać, że gdyby konflikt zbrojny toczył się w Polsce, to naszym żołnierzom przyszłoby walczyć na podobnym terenie, w takim samym klimacie i, co najważniejsze, z tym samym przeciwnikiem. Ukraińcy wygrywają dla nas czas, warto byśmy skorzystali z ich doświadczeń.
autor zdjęć: Abaca Press / FORUM, USAF
komentarze