Scenariusze konfliktu, do jakiego mogłoby dojść na wschodniej flance państw NATO, ćwiczono przez miesiąc na drawskim poligonie.
W manewrach „Bison Drawsko ’17” wzięło udział 4,5 tys. żołnierzy z różnych państw. Trzon tych sił stanowiło 3,5 tys. Holendrów z 43 Brygady Zmechanizowanej. „To największe ćwiczenia, w których nasza brygada uczestniczy od 15 lat”, podkreślił gen. bryg. Jan Swillens, dowódca tej jednostki i jednocześnie całych manewrów. „Oczywiście prowadzimy wiele operacji i nasi żołnierze są teraz na misjach w Iraku, Mali czy Afganistanie, ale w Holandii jest za mało miejsca, by przeprowadzić ćwiczenia na taką skalę na poziomie brygady. Drawsko jest pod tym względem idealne”, dodaje.
Oprócz Holendrów w manewrach brały udział oddziały z sześciu innych państw NATO: Polski, USA, Niemiec, Kanady, Estonii i Belgii. Zaangażowanych było 600 Polaków, głównie żołnierzy z 12 Brygady Zmechanizowanej oraz z 9 Brygady Kawalerii Pancernej, piloci z 1 i 2 Skrzydła Taktycznego oraz pododdziały przeciwlotnicze. Oprócz nich – 150 Niemców, 50 Kanadyjczyków, 250 Amerykanów, 50 Estończyków i 30 Belgów. Mieli oni do dyspozycji kilkaset sztuk sprzętu, bo na poligonie drawskim pojawiły się m.in. holenderskie kołowe transportery opancerzone Boxer (20 sztuk) i polskie transportery opancerzone Rosomak (ponad 20), holenderskie bojowe wozy piechoty CV90 (30), niemieckie czołgi Leopard 2A6 (8) i polskie PT-91, pojazdy rozpoznawcze Fennek (100), armatohaubice Panzerhaubitzer 2000 (9) i amerykańskie samobieżne haubice Paladin (12).
Tarantina atakuje!
„W ostatnich latach sytuacja na świecie staje się coraz mniej stabilna”, stwierdził w czasie ćwiczeń gen. Swillens. „Dlatego ważne jest, abyśmy się szkolili na międzynarodowym poziomie. Musimy trenować współpracę z sojusznikami, tak żebyśmy byli gotowi na odpowiedź na pojawiające się zagrożenia. Razem jesteśmy silniejsi”. „Bison Drawsko ’17”, choć zostały oparte na hipotetycznym scenariuszu, dotyczą zagrożeń, które mogą się pojawić na terenie Europy Środkowo-Wschodniej i państw bałtyckich. Tym razem założono, że doszło do konfliktu między dwoma państwami. Teutonia była w przeszłości republiką Tarantiny i teraz ta zgłosiła pretensje do części niegdyś podległego sobie terytorium. Rozmowy dyplomatyczne nie przebiegły pomyślnie i po serii prowokacji doszło do otwartego konfliktu zbrojnego. W skład wojsk Teutonii weszli żołnierze z Holandii, USA, Kanady, Polski, Niemiec, Belgii i Estonii. Najeźdźców z Tarantiny natomiast odgrywała holenderska kompania wspomagana m.in. przez polskie śmigłowce.
Generał mróz
Kiedy doszło do otwartego konfliktu i siły Tarantiny zajęły część terenów Teutonii, alianci przystąpili do kontrataku. Na linię frontu wyjechały niemieckie czołgi Leopard 2A6, które pod osłoną nocy przeprawiły się przez Drawę pontonowym mostem typu SRB (Standard Ribbon Bridge), zbudowanym przez holenderskie wojska inżynieryjne. Jednocześnie Holendrzy wzmocnili drugi most na rzece, tak by mógł służyć aliantom jako stała przeprawa. Nie obyło się jednak bez przeszkód – pojawił się odwieczny wróg żołnierzy, czyli „generał mróz”. Po deszczowym dniu w nocy zamarzły stalowe elementy mostu, co znacznie utrudniło działanie saperom.
Po przeprawie siły Teutonii zajęły pozycje obronne na skraju lasu. Leopardy i CV90 wsparła holenderska piechota. „Współpracujemy także z polskimi oddziałami, które w razie ataku nieprzyjaciela mają nam udzielić wsparcia”, mówił holenderski dowódca plutonu okopanego na skraju lasu. Wkrótce po tych przygotowaniach nastąpił atak szturmowych śmigłowców Mi-24.
Tymczasem na brzegu Drawy w oczekiwaniu na wsparcie głównych sił pozycje obronne zajęli Polacy, którzy wcześniej przeprawili się przez rzekę pontonami. „Mieliśmy zdobyć przyczółek i go utrzymać. Walczyliśmy na ponaddziesięciostopniowym mrozie. To nauczyło nas działania w takich temperaturach”, ocenia po ćwiczeniach sytuację por. Maciej Kluczyński, dowódca 3 kompanii piechoty zmotoryzowanej.
Otwarte walki to jednak nie wszystko. Sprzymierzone wojska musiały poradzić sobie także z prowokacjami przygotowanymi przez przeciwnika na terytorium Teutonii. „W czasie tych manewrów będziemy ćwiczyć także działanie w razie zagrożeń hybrydowych”, zapowiedział już na otwarciu manewrów gen. Swillens.
Pod ostrzałem
Po ćwiczeniach taktycznych zgrywających działanie wojsk w układzie wielonarodowym przewidziano udział pododdziałów poszczególnych nacji. Amerykanie, którzy do Polski przybyli jako grupa bojowa, żeby wziąć udział w operacji „Atlantic Resolve”, przywieźli na drawski poligon batalion armatohaubic Paladin wraz z obsługą i pojazdami technicznymi. Na pasie taktycznym Studnica ćwiczył polski 3 Batalion Piechoty Zmotoryzowanej 12 Brygady Zmechanizowanej, a na pasie Konotop Amerykanie trenowali strzelanie do celu za pomocą paladinów. Nie przeszkadzało im, że zajęcia trwały kilka dni z rzędu po kilkanaście godzin dziennie na kilkunastostopniowym mrozie. Żołnierze ogrzewali się w pojazdach z wciąż pracującymi silnikami. „Certyfikujemy współdziałanie sześciu dział”, mówił kpt. Joe Roberts, dowódca baterii Bravo z 3 Batalionu 29 Pułku Artylerii Polowej. „Paladiny są rozstawione w kilku miejscach tak, by zsynchronizować ostrzał do określonego celu z różnych punktów”. Dodał, że po zakończeniu ćwiczeń na drawskim poligonie jego żołnierze wrócą do Żagania. „W Polsce przez dziewięć miesięcy będziemy ćwiczyli współdziałanie z oddziałami z różnych państw NATO, nie tylko z Polski”. Zarówno Polacy, jak i sojusznicy chwalą sobie wspólne manewry. „Teraz mieliśmy możliwość przećwiczyć praktycznie wszystkie formy walki – obronę, natarcie, działanie na tyłach, pokonywanie przeszkody wodnej”, mówi por. Maciej Kluczyński, i dodaje, że nasi żołnierze cenią sobie takie sojusznicze kontakty. „Trenowaliśmy z dobrym wojskiem, nie tylko ze względu na wyszkolenie, lecz także organizację i kulturę dowodzenia. Możemy też im pozazdrościć wyposażenia, np. gąsienicowych transporterów opancerzonych nowej generacji”.
autor zdjęć: Marcin Górka/MGPR