Nowoczesnego szkolenia w posługiwaniu się bronią krótką nie blokują wojskowe przepisy ani niedostatek amunicji. Brakuje jednak myślenia, że zarówno w szkoleniu, jak i w walce pistolet jest nieodzowny.
Chyba żadna inna broń nie wzbudza tyle kontrowersji w siłach zbrojnych co pistolet. Z jednej strony jest najczęściej używaną bronią, z drugiej – ogromnie zaniedbaną, jeśli weźmiemy pod uwagę szkolenie. Próbując się z tym paradoksem rozprawić, należy przede wszystkim znaleźć odpowiedź na pytanie: komu i do czego jest potrzebny pistolet?
Krótki dystans
Kmdr ppor. Włodzimierz Kopeć, szkoleniowiec, autor obowiązujących w siłach zbrojnych programu walki w bliskim kontakcie (WWBK) i systemu BLOS (broń – lufa – otoczenie – spust), zwraca uwagę na powszechność użycia broni krótkiej: „Każdego dnia pobierają ją setki żołnierzy przyjmujących służbę. Pistolet jest bowiem w armii bronią podstawową. Jeśli więc oficer i podoficer do wykonywania swoich obowiązków potrzebują broni, powinni sprawnie się nią posługiwać”. Mjr rez. Arkadiusz Kups, komandos, szkoleniowiec, twórca systemu taktycznego Combat ’56, kontynuuje ten temat: „Dla strategów, ze względu na zasięg i siłę rażenia, pistolet może być bronią marginalną. W walce stanowi jednakże środek ostatniej szansy. Dlatego powinien być niezawodny. W formacjach bojowych, szczególnie szturmowych, jest bronią zapasową, dającą gwarancję przeżycia w sytuacji zaskoczenia, przy skróconym dystansie, albo gdy nastąpi zacięcie lub skończy się amunicja w broni podstawowej”.
St. szer. N. opowiada, jak po długich zabiegach szeregowym w jego jednostce przed wyjazdem do Afganistanu przydzielono pistolety WIST. Jedni żołnierze rzucili się wówczas z pasją na szkolenie, inni zaczęli natychmiast marudzić, że to niepotrzebny gadżet, który na dodatek można łatwo zgubić. I jakby wykrakali – już w trakcie misji jednemu z nich broń podczas akcji wypadła z kabury. Żołnierze szukali, ale pistolet przepadł jak kamień w wodę. W bazie wybuchła afera i wszystkim szeregowym zabrano broń krótką. A pistolety przydawały się tam na każdym kroku – podczas przeszukiwania osób, pojazdów czy pomieszczeń. St. szer. N. opisuje pewną sytuację w trakcie walki w budynku: „Kolega »kroił sektor«, gdy niespodziewanie pojawił się bojownik z RPG. Odpalił i w efekcie wybuchu żołnierz został ranny odłamkami w nogi i ręce. Wtargano go na górę, ale musiał opatrzyć sobie rany, bo towarzyszący mu dowódca plutonu »był na radiu« i jeszcze »trzymał sektor«. Gdyby w tym momencie ktoś wyszedł z klatki schodowej, żołnierz musiałby go zneutralizować. Niestety, swojego beryla z granatnikiem nie byłby w stanie podnieść poranionymi rękami. A WIST-em mógłby swobodnie operować”.
Według kpr. Piotra Rybińskiego, zastępcy dowódcy sekcji 1 Kompanii Rozpoznania Dalekiego Zasięgu 9 Pułku Rozpoznawczego, najprostszym przykładem organizacji systemu ognia, w którym jest niezbędny pistolet, jest check point: „Działanie na punkcie kontrolnym osłania z pewnej odległości karabin maszynowy. Żołnierza przeszukującego pojazdy i ludzi ubezpiecza kolega z berylem, ten zaś, który działa na miejscu, musi mieć broń krótką. Trzy dystanse i tyle samo rodzajów broni”.
Kapral Rybiński zastanawia się, czy warto przy tej okazji mówić o oczywistościach, ale uczestniczył w pięciu misjach bojowych i wie z doświadczenia, że ludzie dość często gubią się w sprawach z pozoru oczywistych: „Nie można żadnej broni ani sposobu walki traktować odrębnie, upierać się, że jedno jest lepsze od drugiego. Sposób działania i narzędzie są wymuszone m.in. przez odległość dzielącą żołnierza od przeciwnika. Zaczynając od zera, prowadzimy walkę w kontakcie, gdy złapiemy dystans, używamy broni krótkiej, następnie, wraz ze wzrostem odległości używa się pistoletu maszynowego, karabinu szturmowego, karabinu wyborowego, broni zespołowej, a na koniec ma miejsce wskazywanie celów na potrzeby rażenia, czyli naprowadzanie ognia artylerii czy lotnictwa”.
Z jednej ręki
Przez dziesięciolecia w polskim wojsku broń krótka pełniła głównie funkcję paradną. Żołnierze zawodowi, którym ona przysługiwała, co pewien czas wykonywali strzelania na ocenę – dystans wynosił 25 m, obowiązywała postawa typowo sportowa, strzelano z jednej ręki, drugą trzymając za pasem albo z tyłu. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, gdy polskie siły zbrojne w wielu dziedzinach otworzyły się na wzorce zachodnie, dotarły do nas brytyjskie, izraelskie oraz amerykańskie sposoby szkolenia w posługiwaniu się bronią krótką. Zaczęto zmieniać pozycję strzelecką, stawać okrakiem, szeroko, frontalnie, stosować uchwyt broni dwuręczny, skracać dystans do kilku metrów. Pistolet czy rewolwer zaczęły być traktowane jako narzędzia walki na krótkich dystansach, szczególnie w sytuacjach krytycznych. Nowe podejście do szkolenia rozwijały najpierw stare jednostki specjalne, a następnie tworzący najlepsze wzorce GROM. Nawet jeżeli w niektórych jednostkach nie pojawiły się innowacje szkoleniowe, to i tak stawały się coraz bardziej powszechne dzięki cywilnym stażom i warsztatom taktyczno-strzeleckim, prowadzonym głównie przez wojskowych i policyjnych specjalistów.
Taka różnorodność podejścia do szkolenia z użycia broni krótkiej wywołała chaos. Idea ugruntowała się w sposób naturalny podczas kolejnych etapów operacji irackiej i afgańskiej, gdzie zastosowanie broni krótkiej wynikało z praktyki bojowej. Porządek w szkoleniu miał zapewnić system BLOS, będący dziełem kmdr. ppor. Włodzimierza Kopcia, który połączył użycie pistoletu z walką w bliskim kontakcie. Oficer podszedł krytycznie do przestarzałych metod szkolenia, ograniczających się do statycznego strzelania frontalnego z dwóch dłoni: „Uczestników swoich kursów uczę myślenia, że pistolet jest bronią jednoręczną. Chociaż pewniej strzela się oburącz, ale to wymaga dystansu. A do strzelania z dystansu jest broń długa”.
Mjr Kups twierdzi, że żołnierzy należy uczyć działania wszechstronnie i wykorzystać atuty pistoletu: „Co zrobi żołnierz, który może prowadzić ogień, używając tylko jednej ręki, bo w drugą został właśnie ranny lub zakłada nią chwyt konwojowanej osobie? A trzeba broń wyjąć, odbezpieczyć, przeładować i oddać strzał, wymienić magazynek”.
Ponad 90% treningu powinny pochłaniać czynności manualne, takie jak wyjmowanie pistoletu, przeładowywanie, ćwiczenie postawy strzeleckiej, wymiana magazynków, usuwanie zacięć, kontrola broni po strzale, obserwowanie przedpola, sprawdzanie pozycji w ugrupowaniu, bo żołnierz najczęściej działa w zespole. Do tego nie potrzeba atestowanych obiektów i worka amunicji, wiedzę zaś można znaleźć, jak twierdzi kpr. Rybiński, wszędzie.
Poszukującym rozwiązań zaleca m.in. zapoznanie się z powracającym do łask point shooting tactical system, uczącym instynktownego strzelania bez celowania, a potem ćwiczenie do skutku: „Walka bronią krótką zaczyna się od 1,5 m, a kończyć się może na 50 m. Po długim treningu wszystkie ruchy wykonuje się automatycznie. Po opanowaniu operowania bronią i ostrzelaniu żołnierz musi jeszcze uwierzyć, że zawsze trafi. W strzelaniu z broni krótkiej głównie chodzi o to, żeby posługiwać się nią bez celowania, na zasadzie odruchu warunkowego”.
Codzienna praktyka
Według mjr. Kupsa należy też pamiętać, żeby naukę dostosować do szkolonego: „Inaczej uczą się antyterroryści policyjni, inaczej specjalsi, czego innego potrzebuje szturman z jednostki wojskowej, a już zupełnie do innego świata należy wojskowy urzędnik czy informatyk, który również jest żołnierzem. A jeśli jest żołnierzem, powinien umieć walczyć, przynajmniej sam się obronić, gdy zaistnieje taka sytuacja”. Zdaniem doświadczonych szkoleniowców nauka posługiwania się pistoletem nie jest celem samym w sobie. Trudno też oczekiwać, że priorytetem w szkoleniu będzie posługiwanie się bronią krótką. Niemniej nie można tej dziedziny zaniedbywać, twierdząc, że szkoda czasu na coś, co raczej nigdy się nie przyda. Szkolenie z użyciem broni krótkiej znakomicie bowiem uczy celowania czy przyjmowania sylwetki strzeleckiej.
„O wiele lepsze wyniki osiągnę w strzelaniu z karabinka, jeśli nauczę wcześniej ludzi obsługi znacznie trudniejszego pistoletu. Gwarantuję, że wówczas poziom pracy z bronią długą wzrośnie”, mówi kmdr ppor. Kopeć, który w systemie BLOS, gwarantującym sprawne i bezpieczne posługiwanie się bronią, w tym krótką, wyszkolił dla wojska setki instruktorów.
Sceptycy w takiej sytuacji wyciągają zazwyczaj argument, że jeśli nawet potrzeba jest niepodważalna, to na przeszkodzie stoją przepisy. Zdaniem Włodzimierza Kopcia jest to jedynie wykręt: „Takie twierdzenie jest oparte na niewiedzy lub na złej woli. Gdzie i jak można w wojsku strzelać, określa program strzelań z broni strzeleckiej. I można wprawdzie powiedzieć, że skoro jest przeznaczony dla wszystkich, tym samym dla nikogo. Niemniej jednak stanowi normę i określa ramy, dopełnieniem zaś »peesbeeski« jest opracowywany raz na rok w każdej jednostce, zatwierdzany przez dowódcę i otwierający drogę do dobrego treningu »Zbiór ćwiczeń strzelań ogniowych«. Ten dokument pozwala dostosować szkolenie do potrzeb i zadań danej jednostki”.
Skoro zatem pistolet jest najczęściej używaną w wojsku bronią... problem z pewnością nie w braku amunicji, bo tę zamawia się stosownie do potrzeb. Trudno o jednoznaczną odpowiedź, dlaczego przygotowanie do walki bronią krótką jest w wojsku dziedziną zaniedbaną. Jaskółką nowego są plany wprowadzenia w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych cyklu szkolenia łączącego WWBK i BLOS, czyli fachowego i konsekwentnego szkolenia instruktorów tych dziedzin na potrzeby jednostek. Następnym ruchem powinien być program szkolenia połączony z metodyką.
autor zdjęć: Rafał Mniedło/11 LDKPanc