Choć wojna w Ukrainie ma cechy konfliktu „w starym stylu”, wiele istotnych procesów zachodzi w środowisku cybernetycznym. To tam następuje bieżąca wymiana danych z wielu źródeł, której towarzyszy w dużej mierze zautomatyzowany proces doradczy i decyzyjny, na przykład wskazanie celów do likwidacji. Co ważne, choć środowisko to ma różne pułapy dostępu, przekazywanie danych odbywa się w sposób demokratyczny – każdy może wrzucić do systemu pozyskane przez siebie informacje. Rosjanie przed 24 lutego 2022 roku mieli powody przypuszczać, że Ukraińcy zaprzęgną sieć do walki. Jak w innych kalkulacjach i tu źle oszacowali możliwości przeciwnika dysponującego rzeszą 200 tys. wykwalifikowanych informatyków. I setkami tysięcy gotowych do współpracy z armią obywateli.
Ukraińska Diia, odpowiednik naszego mObywatela i ePUAP-u, nie została stworzona z myślą o wojnie. Podobnie jak smartfony, na których instaluje się tę aplikacje i powstałe na jej bazie narzędzia. No ale niechciana wojna wybuchła, zmuszając do ucieczki miliony osób. I wówczas okazało się, że mimo koszmarnej zawieruchy państwo ukraińskie działa. Urzędy pilotowały uchodźców, dostarczając im wskazówek niezbędnych na danym etapie podróży, nie zawieszono wypłaty świadczeń, informowano mieszkańców konkretnych miejscowości o zagrożeniach ostrzałem artyleryjskim i bombardowaniem. Cyfrowe mapy schronów, stale aktualizowane listy sklepów, stacji benzynowych, punktów pomocy – jeśli ktoś zastanawia się nad fenomenem samoorganizacji Ukraińców po 24 lutego 2022 roku, odpowiedź znajdzie w smartfonie.
Ów smartfon i zainstalowana w nim Diia służy też do przekazywania danych przydatnych wojsku. W początkowych etapach inwazji, gdy Rosjanie zajmowali kolejne tereny, cały czas towarzyszyły im oczy i uszy cywilów. Informacje na temat ruchów wojsk, ich liczebności, uzbrojenia – zbierane i wysyłane przez mieszkańców – stanowiły istotne uzupełnienie danych pozyskanych przez własny wywiad oraz satelity i samoloty Sojuszu Północnoatlantyckiego. Oczywiście cywile nie mieli i nie mają dostępu do wojskowych systemów – cyfrowe śluzy porządkują treści i rozsyłają je do zainteresowanych i upoważnionych podmiotów. Świetnym przykładem takiego rozwiązania jest ePPo.
Jednak zanim napiszę więcej o tej aplikacji, przyjrzyjmy się wydarzeniom z 26 lipca 2023 roku. Tego dnia Rosjanie przeprowadzili najpoważniejszy od zimy atak rakietowy na Ukrainę. Operujące nad Morzem Kaspijskim bombowce Tu-95 wystrzeliły 36 pocisków manewrujących Ch-101/Ch-555. Aż 33 rakiety zostały przez obrońców zestrzelone. Tak wysoka skuteczność wynikała z faktu, że atakowano Kijów, którego OPL wyposażona jest w doskonały amerykański system antyrakietowy Patriot – ale nie tylko. Środa 26 lipca była w Ukrainie pogodna, na ogromnych połaciach kraju panowała znakomita widoczność. Co podkreślam, bo choć to przeciwlotnicy strzelali do pocisków – i to im podziękował prezydent Zełenski – za sukcesem stali również zwykli Ukraińcy. 530 obywateli, użytkowników aplikacji ePPo, którzy tego dnia zrobili z niej użytek. W piękne popołudnie nisko lecące rakiety dostrzegły zapewne tysiące ludzi, ale nie wszyscy mieli dość pomyślunku, refleksu, woli i technicznych możliwości, by pomóc w namierzeniu i zestrzeleniu intruzów. A do tego celu służy właśnie ePPo.
ePPo jest jak inne aplikacje dostępne na smartfony – darmowa i łatwa do pobrania, choć wymaga autoryzacji (celem sprawdzenia, czy użytkownik to obywatel Ukrainy). Apka przesyła dane o dostrzeżonych celach powietrznych. Wystarczy ją otworzyć i skierować smartfon w stronę obiektu. Następnie trzeba wybrać ikonę określającą, co zaobserwowaliśmy: bezzałogowiec, rakietę, śmigłowiec czy samolot. Całą procedurę kończy naciśnięcie czerwonego przycisku. Wycelowanie smartfonem w obiekt pozwala namierzyć koordynaty, a jednocześnie jest sposobem na weryfikację zgłoszenia. ePPo jest połączone z systemem obrony przeciwlotniczej Ukrainy, dzięki czemu koordynaty od razu trafiają do jej bazy danych. Dalej działają algorytmy sztucznej inteligencji. W ciągu 2–4 sekund dane z ePPo zostają przetworzone – z uwzględnieniem zarejestrowanych współrzędnych wylicza się prędkości i tory lotów, najbardziej prawdopodobne kierunki ruchu. Zwizualizowane dane trafiają do jednostek OPL, uzupełniając informacje z radarów (które części nisko lecących pocisków nie widzą bądź widzą z przerwami). Potem wystarczy „tylko” zestrzelić intruza. Z kolei „cywilna” część systemu wysyła alarmowe wiadomości do użytkowników telefonów komórkowych przebywających w zagrożonych rejonach.
ePPo działa od jesieni 2022 roku, jest na bieżąco udoskonalana i pomogła zestrzelić dziesiątki obiektów. Apkę pobrały setki tysięcy Ukraińców, tworząc „obywatelski radar” i dając kolejny dowód zaangażowania zwykłych ludzi w walkę z najeźdźcą.
Dla porządku warto dodać, że nie wszystkie dane zbierane przez cywilów służą do bieżącego zarządzania polem walki. Władze Ukrainy poprosiły obywateli o dokumentowanie rosyjskich zbrodni oraz skali zniszczeń. To m.in. dzięki takim materiałom udało się zidentyfikować sprawców zbrodni w Buczy i odtworzyć przebieg tych dramatycznych zdarzeń (gwoli ścisłości, dla takich celów wykorzystuje się także zawartość telefonów komórkowych rosyjskich żołnierzy – zgubionych bądź znalezionych przy poległych i jeńcach). Zdjęcia i filmy są też narzędziem w wojnie informacyjnej. Ukraińcy konsekwentnie budują narrację, wedle której ich kraj jest nieustannie pustoszony przez rosyjską armię. Dzieje się to przy wsparciu zachodnich korporacji cyfrowych. Jednym z pomysłów realizowanych w ramach tej współpracy, jest uzupełnienie map serwisu Google (funkcji Street View) aktualnymi zdjęciami ukraińskich miast. Wirtualny spacer po ruinach służy – jak najbardziej słusznemu – dyskredytowaniu Rosji, wskazywaniu jej zbrodniczych działań w Ukrainie.
autor zdjęć: Pixabay
komentarze