W połowie września 2017 roku rozpoczną się organizowane na wielką skalę rosyjsko-białoruskie manewry „Zapad 2017”. Może w nich wziąć udział nawet 100 tysięcy żołnierzy. Będą oni ćwiczyć od 14 do 21 września na obszarze rozciągającym się od Półwyspu Kolskiego w rosyjskiej strefie arktycznej aż po Białoruś. Minister obrony narodowej Rosji, Siergiej Szojgu nie ukrywał, że scenariusz manewrów jest związany ze zwiększoną aktywnością NATO w pobliżu granic Państwa Związkowego Rosji i Białorusi. Przygotowania do ćwiczeń ruszyły pełną parą.
Rosja zamówiła 4162 wagony do przewozu ludzi i sprzętu na owe manewry, czyli 83 razy więcej niż na ćwiczenia w latach 2015–2016, w których, odpowiednio, wysłano 125 i 50 wagonów. Według dowództwa NATO, manewry „Zapad 2017” („Zachód 2017”) mogą objąć nawet 100 tysięcy żołnierzy rosyjskich. Białoruski politolog Arsenij Siwicki uważa, że tak duża liczba wojsk rosyjskich może być wysłana na Białoruś w celu jej pełnej kontroli przez Rosję.
Szef Niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) Bruno Kahl powiedział, że manewry te wykraczają poza ramy zwykłej strategii obronnej i stanowią potencjalne zagrożenie ze strony Moskwy: Rosja podwoiła swoje siły na granicach zachodnich, zainstalowała rakiety Iskander, na Krymie rozmieściła sporo pocisków rakietowych i sił konwencjonalnych.
Dokładnie nie wiadomo, jak potoczą się manewry, ale eksperci z Fundacji Pułaskiego uważają, że w ich trakcie wojska przećwiczą lądowo-morską agresję na kierunku zachodnim, czyli na Polskę i kraje bałtyckie. Minister obrony Estonii Margus Tsahkna na podstawie informacji wywiadów estońskiego oraz innych państw NATO powiedział, że przerzut wojsk rosyjskich na Białoruś ma być poważnym ostrzeżeniem dla NATO. Dodał, że żołnierze mogą zostać na Białorusi. Litewskie służby specjalne ostrzegły przed prowokacjami granicznymi w czasie manewrów. Wielu zachodnich ekspertów traktuje wrześniowe ćwiczenia jako przygotowanie do ewentualnej ofensywy na kraje NATO.
Manewry „Zapad” odbywają się po raz trzeci i mogą skłaniać co najmniej do zastanowienia. Po raz pierwszy zostały zorganizowane w 2009 roku w celu przećwiczenia tłumienia buntu polskiej ludności na Białorusi. Wojsko ćwiczyło również desant na plaży, która imitowała wybrzeże Polski, oraz symulowało atak atomowy na RP. Cztery lata później scenariusz przewidywał atak na państwa bałtyckie. Natomiast w czasie tegorocznych manewrów – według wywiadu litewskiego – zostanie przećwiczony atak na NATO, a konkretnie na dwa państwa Sojuszu: Polskę i Litwę. Kilka dni temu, w czasie wizyty na litewskim poligonie w Rukle, sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zażądał, by ćwiczenia „Zapad 2017” były „przejrzyste i przewidywalne”. Prezydent Aleksander Łukaszenko zapewnił, że obserwatorzy NATO zostaną zaproszeni na poligony, jednocześnie zwrócił się do uczestników manewrów, by były one „przejrzyste i dostępne również dla przedstawicieli NATO”.
Andriej Rawkow, minister obrony Białorusi, uspokaja Zachód stwierdzeniem, że ćwiczenia będą miały charakter ograniczony i weźmie w nich udział około 3 tysięcy żołnierzy rosyjskich (w „Zapad 2009” wzięło udział około 6 tysięcy rosyjskich żołnierzy) i zostanie użytych 280 sztuk różnego sprzętu. Białoruś najwyraźniej pragnie osłabić potencjalnie negatywne konsekwencje manewrów w okresie, kiedy poprawia swoje stosunki z Zachodem. Eksperci zachodni jednak raczej wstrzemięźliwie podchodzą do tych wyjaśnień, pamiętają bowiem, że w przeszłości Rosjanie doskonale kamuflowali swoje zamiary. Tak było chociażby w 2016 roku, gdy pod przykrywką manewrów Rosja przetransportowała do Kaliningradu na statkach handlowych wyrzutnie Iskander.
Mimo deklarowanej bliskości interesów z Rosją oraz utworzenia w styczniu 2000 roku Państwa Związkowego Rosji i Białorusi, czyli federacji obu państw, na Białorusi nie ma obecnie dużego zgrupowania wojsk rosyjskich, choć rosyjskie samoloty mają prawo korzystać z ponad 40 białoruskich lotnisk. W obwodzie brzeskim w odległości ok. 50 km od Baranowicz, znajduje się rosyjska stacja radiolokacyjna „Wołga”, udostępniona Moskwie do 2020 roku na podstawie umowy z 1995 roku. Przebywa w niej około 1200 osób wojskowego i cywilnego personelu rosyjskiego. Zadaniem załogi stacji jest wykrywanie rakiet balistycznych, namierzanie obiektów kosmicznych oraz łodzi podwodnych NATO na północnym Atlantyku i na Morzu Norweskim.
Natomiast w Wilejce (obwód miński) rozlokowany jest 43 węzeł łączności floty wojennej Rosji, który utrzymuje łączność z okrętami podwodnymi na Atlantyku, Oceanie Indyjskim i na Pacyfiku. Personel węzła liczy około 250 osób.
Rosja od lat stara się o uruchomienie na Białorusi kolejnej instalacji wojskowej: bazy lotniczej w Bobrujsku. Lotnisko w Bobrujsku jeszcze od czasów radzieckich może obsługiwać bombowce strategiczne, czyli z bronią jądrową na pokładzie. Pierwotnie baza miała być przy granicy z Polską, w Baranowiczach. Po zakupie przez Polskę rakiet manewrujących JASSM, przesunięto ją do Bobrujska, czyli 200 km od granicy z Polską. Baza rosyjska w tym miejscu miała działać od stycznia 2016 roku. Ale Łukaszenko nie kwapi się z jej uruchomieniem. Niedawno publicznie stwierdził, że „baza byłaby demonstracją siły Rosji. Białorusi nie jest potrzebna baza, lecz samoloty”. Łukaszenko dobrze wiedział, co mówi: obecnie Białoruś ma stare, poradzieckie samoloty MiG-29.
W 2009 roku został utworzony Wspólny Regionalny System Obrony Przeciwlotniczej, który – według ekspertów zachodnich – ma doprowadzić do integracji lotnictwa wojskowego oraz systemów obrony przeciwlotniczej obu krajów. W skład wspólnego systemu obrony przeciwlotniczej wchodzi 5 jednostek lotnictwa oraz 10 jednostek obrony przeciwlotniczej.
Najwyraźniej pod naciskiem prezydenta Łukaszenki Rosja zdecydowała się sprzedać Białorusi 8–12 samolotów Su-30SM (takie samoloty miały właśnie stacjonować w Bobrujsku), a w niedalekiej przyszłości także dostarczyć nieokreśloną na razie liczbę samolotów najnowszej generacji T-50/PAK-FA, nad którymi prace osiągnęły ostateczną fazę.
Kilka dni temu Białoruś podpisała z Rosją największy dotąd kontrakt na zakup broni: za 600 mln USD Mińsk kupi 12 rosyjskich wielozadaniowych myśliwców bombardujących Su-30SM; umowa ma być zrealizowana do 2020 roku z dostawą po 4 samoloty rocznie. Wcześniej Białoruś kupiła w Rosji 8 samolotów szkoleniowych Jak-130 oraz pociski przeciwlotnicze Tor-M2.
Manewry wrześniowe budzą zaniepokojenie NATO. Dopiero bowiem ich przebieg pokaże, jakie są ich cel i charakter.
komentarze